sobota, 30 listopada 2013

Blenders- Fankofil


 
Kolejna dawka blendersowego humoru. Można ją kupić w całości jeśli będą grać bardziej światowo, lub znienawidzić jeśli zrobią to po polsku czyli prymitywnie i nachalnie. Z tej płyty kupuję zatem utwory, które zagrane są w miarę na poważnie i bez kiczu. Kiczem natomiast jest numer "Owca" po prostu wstyd mi za zespół, bo jeśli gdzieś mam się przyznać publicznie, że lubię Blendersów to zawsze w ostatniej chwili zamykam usta w obawie, że ktoś zna, lub nawet co gorsze, komuś się ten chwyt poniżej pasa podoba. Drugim strasznym tworem jest przyjazny światu utwór "Poniedziałek" Trochę mnie mdli. Nie przepadam też za utworem będącym chyba ścieżką do filmu o kochanym nie tylko przeze mnie zapewne Tytusie Romku i A'tomku. No i na koniec tego wstępu o słabych momentach "Fankofila" trafia kolejny "żart" muzyczny czyli "Polak". Nawet nie chcę mi się tego komentować.
 
 
Nie, jeszcze nie koniec. Kolejnym bezsensem na krążku jest "Kowboy". Kompletnie nie kumam idei umieszczenie tego niewiadomo czego na dysku. No to skoro tą nieprzyjemną część pisaniny mamy za sobą i wyrzuciłem z siebie bluzgi odnośnie słabej części płyty to pora chociaż na chwilę uprzyjemnić sobie życie treścią zjadliwą, zawartością bardziej przystępną dla mnie. Chociażby numer z klipu powyżej świetnie się broni. Taki puls i beat to najlepsze co mogło się tu trafić. Z humorem ale i z klasą.


Na tej płycie wszystkie powinny być właśnie w takim klimacie. Lekka petard aprawda? Czasem muzyka musi być tez wesoła. Czasem dni są pochmurne, a wstać trzeba. Co zadziała oprócz kawy jeśli nie takie rytmy. Mam mieszane odczucia jeśłi chodzi o całość tego wydawnictwa, więc najlepiej zrobić sobie z niego składaka, wybierając co lepsze utwory, a te koszmarki, o których wyżej lepiej nie włączać wcale.




Jest też tu bardzo przyjemny instrumentalny "1997" zupełnie nie blendersowy, może dlatego mi tak wpadł tu w oko. Na rockową dyskotekę w sam raz "Fankofil" pasuję. Idę dzisiaj sobie gdzieś posiedzieć w rozrywkowym gronie, może więc zabiorę tę płytę i nie będę musiał słuchać trzydzisty siódmy rok zespołu Boney M i ich babilońskich rzek.

Na osobny akapit zasługuje kower Steviego Wondera. Jak dla mnie rewelacja. Powinienem umieścić w cyklu z kowerami, ale nie wytrzymałem.

Stevie może być z nich dumny

środa, 27 listopada 2013

Guess Why- Plan Of Escape

 

To chyba najbardziej przystępna dla mnie i najbardziej mi odpowiadająca pozycja głesłajów. Ewolucja stylu prawdopodobnie zakończona, bo to ich ostatnia płyta. Grają a przede wszystkim śpiewają bardzo melodyjnie. Oczywiście jak na standardy takiej posępnej muzyki. Słychać że Perła śpiewa a nie nadziera papę, chociaż nadzieranie samo w sobie jest przecież bardzo dobre. Inna sprawa, że ostatnio straciłem serce do tego typu muzyki. Trochę mi brakuję dopierdolu. Wszystko w średnich tempach, gitary lekko rozlazłe. Brakuje mi riffowania i ostrego dołożenia żaru na katodzie. Domyślam się, że nie taka idea przyświecała zespołowi podczas procesu tworzenia i rejestracji tej płyty.
 
 
Straciłem coś serce do takiej muzyki. Cały ten alternatywny metal, rock przestał mnie ruszać. Mogę sobie włączyć tą płytę i wszystkie podobne do niej od czasu do czasu, ale już emocji wzniosłych we mnie nie wywołują. Niby wszystko gra jak trzeba a czegoś mi brak. Owszem sa momenty zaskakujące, ale jako całość lekko nużąca to pozycja. Może brak tutaj większej różnorodności, może tej cały czas szukanej preze mnie "melodii życia". Jakoś w zagranicznych płytach więcej tej melodii znajduję.
 

 
 

 
Płytę wygrałem w trójkowej audycji Pawła Kostrzewy. Wystarczyło napisać dlaczego chciałoby się wygrać tą płytę. Napisałem maila i wygrałem. Czasem mi się to udaje, bo to kolejna płyta, którą udało mi się w taki sposób zdobyć.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kat- 38 Minutes Of Life

 

Nie należę do fascynatów tego gatunku, szczególnie też nie przepadam za słuchaniem płyt koncertowych, na których niewiele to słychać. Skoro niewiele słyszę, to nie mam też za wiele do powiedzenia w tym temacie. Kompletnie obojętna mi to pozycja fonograficzna. Stoi na półce, bardzie z szacunku dla zespołu i jego zasług dla polskiego rocka niż dlatego, że po nią sięgam.

 
Nie będę się więc znęcał nad zawartością bo obiektywny nie jestem. Podziwiam fanów, którzy mogą ten kiepsko brzmiący koncert słuchać i przeżywać wzniosłe uczucia. Trudno mi rozrużnić utwory nawet nie wspomnę też o wyrafinowanych partiach wokalnych zatem odkurzyłem płytę, przeczyściłem okładkę i czarny krążek i odkładam ją z powrotem na półkę.
 
 

 
A niech poleży sobie winyl jeszcze trochę na półce, może za kilka lat okaże się niezłą inwestycją finansową. Mój winyl to ta wersja z błędem w tytule, więc kto wie... 
 
metalizująca młodzież w połowie lat osiemdziesiątych. Wyznawcy Kata.
 
 
Tak się przeżywa muzykę! Jedno z moich ulubionych zdjęć o tematyce muzycznej.

sobota, 23 listopada 2013

Dog In The Fog- Zawróć

 
 
No to kolejny utwór ze studia, który ujrzy światło dzienne. Jak zwykle polecam słuchać głośno i nie na komputerku.Trochę tych utworów się nam wyprodukowało, stąd też tak relatywnie często gościmy w waszych radioodbiornikach internetowych. To kolejne oblicze Dog In The Fog, tym razem lekko zakręcone, może nawet psychodeliczne. Stąd też grafika również lekko odjechana. Mieszadło Chaosu Tour w końcu do czegoś zobowiązuje.
 

 
Dino odlatuje
 


 
Dino rozebrany, zespół nastrojony

 
psychodelic underground


hipnotyzujące dźwięki i lasery

 
braterstwo ducha, słowa i dźwięku

 
światła lamp- to zapowiedź następnego utworu jaki zaprezentujemy niebawem, kiedy juz wasze uszy nacieszą się tymi dźwiękami


środa, 20 listopada 2013

Opozycja- XTC

 

Intro niebezpiecznie wiedzie mnie ku nie słuchaniu dalszemu, ale na szczęście to tylko intro, trochę od czapy w sumie, ale przeżyłem. I ruszyła druga płyta Opozycji. Tej, którą tak sobie ukochałem na pierwszej płycie. Kredyt zaufania mój był ogromny. Nie wiedziałem czego sie spodziewać, w końcu minęło sporo lat zanim ten materiał do mnie trafił. I cóż otrzymałem prawie to co chciałem. Prawie, bo już mocy debiutu nie udało się jednak wskrzesić. Najważniejsze, że w końcu mam, słucham te dźwięki. Dzisiaj traktuję już raczej ta płytę jako dokument epoki i uzupełnienie białych plam na mapie moich muzycznych zdobyczy, aniżeli pełnowartościowa muzyczna pozycja.

 
Szkoda, że nie dorwałem tej płyty wtedy kiedy ona wychodziała zapewne pisałbym o niej inaczej, a może nie przeszła by testu umijającego czasu. Nieważne. Słucham dzisiaj XTC i takie numery jak Czekam Na Dzień mimo wszystko radują me serce. Trudno jestem niereformowalny i kocham oglądanie się za siebie i grzebanie w archiwaliach. Dlatego wolę ta płytę niż dziesiątki nowych wydawnictw. Nowe dźwięki planuję odkryć za dziesięć lat, gdy przypruszy je już troszke mgiełka niepamięci.
 
 
 
 
Nie będę się więcej rozpisywał, bo w miarę sensownie napisał recenzent "Tylko Rocka" o tej płycie. Tak napisałbym o płycie gdybym znał ją wtedy. Muszę w końcu kupić sobie swój egzemplarz na płycie, bo nawet całkiem niedrogo można go trafić w sieci.
 
 
Tak napisałbym o tej płycie teraz. Może zbyt ostro ją pan Księżyk potraktował, ale faktycznie jeśli byłaby to bardzo dobra płyta, nie miałbym takich wątpliwości jakie mam teraz. Czyli jednak na siłę staram się oszukać siebie, że podoba mi się ta płyta? Sam już nie wiem.

 
Po kilku postach z babami w roli głównej w końcu wróciłem do sedna rockendrola czyli męskiego łojenia.

wtorek, 19 listopada 2013

Maria Peszek- Sorry Polsko


Łee Jezus Maria, i o co tyle hałasu. Słyszałem gorsze teksty, bardziej zaangażowane, bardziej obrazoburcze i jakoś nikt sie nie czepiał i nie robił z tego afery na łamach prasy i w telewizjach sniadaniowych, a tu wielce mi halo. Bardzo dobry tekst, sam chciałbym taki napisać, ale nie obraża mnie, moich uczuć, ani uczuć kogokolwiek. Bardziej mnie obrażają teksty w stulu zespołu Weekend, gdzie twarzowiec śpiewa, że tu cytuję: fajnie ruszasz pupą, i jesteś zajebista bo to sprawa oczywista.
 
 
Zaznaczam, że płyta jest pożyczona, nie jestem przekonany i nie jestem pewien, czy chciałbym to wydawnictwo posiadać. Trochę za mało tu rocka, a za dużo elektronicznego kombinowania, co same w sobie nie jest złe, ale przesłuchawszy tą płytę kilkakrotnie, trochę mnie to zmęczyło. Sam przekaz tekstowy, bardo dobry, kilka utworów ponad przeciętnych i z pewnością z nimi zostanę już. Tekst do "Sorry Polsko" traktuję jako rozwinięcie, a może dopełnienie takich utworów jak "Nie pytaj o Polskę" Obywatela G. C. i może Spotkanie Z- Sztywnego. Taki nurt patriotyczny w rocku polskim.
 
pseudo teledysk zrobiony do utworu- tak mi się wydaje
 
 
Poza tym bardzo dziewczeńska to płyta i jednak nie będzie ona kandydować do miana płyty roku. Mimo wszystko cieszę się, że w końcu jakieś nowsze wydawnictwo się u mnie pojawiło, bo już sam zacząłem się zastanawiać nad tym, że zostałem uwięziony w trumnie przeznaczenia z napisem: ten człowiek słucha tylko płyt wydanych w latach 1990-1999.
 
 
"Pan Nie Jest Moim Pasterzem" to drugi i chyba ostatni bardzo dobry numer, również ze świetnym tekstem, który też nikogo raczej nie obraża, chyba że wyznawców chrystusowych rodem z lekcji religii w szkołach podstawowych. Wiem coś o tym bo zrobiłem ten błąd i posłałem syna na lekcje tego przedmiotu, gdzie jest indoktrynowany mocno przez szamankę religii rzymskokatolickiej, dla której noszenie czarnej koszulki i posiadanie podobizny R2D2 na piórniku jest wykroczeniem przeciwko chyba wszystkim przykazaniom.
 
 
Może na żywo muzyka z tego krążka brzmi bardziej drapieżnie, nie wiem nie miałem okazji tego skonfrontować, a mogłem w Jarocinie to zrobić. Trudno, może na jakiś klubowy koncercik jeszcze się wybiorę i wtedy muzyka bardziej do mnie tafi, bo jakiś tam potencjał rockowy to w sobie ma. Chociaż jak napisałem, typowo polski krążek XXI wieku. Dwa dobre numery, resztę płyty chyba mogę jednak sobie odpuścić. Pewnie oddam ta płytę niedługo i nigdy już do niej nie wrócę.
 
 

niedziela, 17 listopada 2013

Justyna Steczkowska- Naga

 

Słuchaliśmy sobie Basi z winyla to dzisiaj wypada posłuchać Juztyny z kasety magnetofonowej. Nie wiem co mnie podkusiło, że kupiłem sobie tą kasetę w muzycznym sklepie, skoro obok stały setki metalowych dziwactw, pełno rockowych killerów, a ja zakupiłem sobie produkt polskiej muzyki popowej. Chyba zadziałał na mnie klip i utwór singlowy. Trochę się wstydziłem w tym sklepie i czym prędzej z niego czmychnąłem. W domu już mogłem bez obaw wsłuchać się w tą kasetę. Tym bardziej, że jako tako wtedy znałem pierwszy wytwór Justyny i Grzegorza. Liczyłem jeśli nie na więcej to przynajmniej na podobny poziom.
 

 
No i co. Dobra płyta. Dużo się na niej dzieje, różne klimaty, różne brzmienia, przyznać się muszę, że nadal jej słucham i to bez poczucia wstydu, że tacy wykonawcy jak Justyna Steczkowska pojawiają się w moich głośnikach. Nie znam nic późniejszego, ale single z płyt nowszych mnie nie przekonywały, więc nawet nie sięgałem go inne jej płyty.


 
Początek płyty może lekko odrzucić bo wkrada się tu jakiś techniawkowy rytm, ale w gruncie rzeczy pasuje do całej kompozycji i spokojnie można się przyzwyczaić a nawet polubić. Skoro od zeszłego posta promuję inteligentny pop to ta płyt ajest naprawdę inteligentna. Może nie ma tu rocka ale klimat jest momentami bardzo rockowy. Zresztą rzut oka na listę wykonawców, która mówi sama za siebie, wskazuje na to, że muzycznie nie ma i nie może być lipy. Najbardziej przyciąga mnie chyba jednak wspomniana różnorodność.
 

 



 

 
Dobrze pan napisał w recenzji. No dosyć kobieca to płyta. "Kryminalna Miłość", "Stu Policjantów", "Dziś Twój Ślub", jest czego słuchać. Czuć tutaj ducha Ciechowskiego, może nie słychać, ale czuć.

piątek, 15 listopada 2013

Basia- Crusing For Brusing


Dawno nie graliśmy nic z winyla, więc dzisiaj trafiło na tą płytę. Dawno też żadna śpiewająca pani też się tu nie zapodziała, więc może najbliższe kilka wpisów będzie kobieco, spiewająco. Czasem muszę też od tych wyjców facetów odpocząć i uraczyć się popem na dobrym światowym poziomie. Basia zarówno na tej właśnie płycie jak i na swoim debiucie daje przykład, że pop może też być dobry i można go słuchać bez poczucia obciachu, bo właśnie tak się czuję słuchając obu tych płyt Barbary. Odpoczywam i nie wstydzę się otworzyć okna, by jakiś co bardziej rockowy sąsiad mnie później wytykał palcami na ulicy, że wielki ze mnie rockman na blogu, a w domu popeliny słucha.

 
 
Tak przyjemnie się tego słucha, że aż nie do wiary, że to nasza Basia karierę zrobiła. Osobiście jdynie mam wrażenie, że ta płyta jako całość jest ciut odrobinę słabsza i częściej słucham jednak poprzedniej jej płyty, ale to tylko takie polskie narzekanie, bo to i tak są bardzo dobre nagrania. Kiedy to właściwie wydano, niech spojrzę tylko na okładkę. O matko, toż to 1990 rok. No tak, pop wtedy jeszcze nie był tak skurwiały jak teraz, ja nie byłem tak muzycznie zblazowany jak teraz, a teledyski miały zazwyczaj jakąś treść.