Są płyty, które zmieniają życie. "Purple" zmieniła moje. To dzięki tej płycie zostałem przeciągnięty na ciemną stronę. To wielokrotnie wspominany przeze mnie Tomek Beksiński straszył mnie tym histerycznym wokalem i schizowatą muzyką, której wtedy nie rozumiałem. Nie rozumiałem a po części się bałem. Powoli odkrywałem, że w muzyce oprócz popu jest coś jeszcze i zaczęło to do mnie przemawiać.
Zresztą jako młody szczyl łatwo było mnie zindoktrynować. Purple zrobiło to na tyle skutecznie i szybko, że od tej pory nie chciałem już słuchać gwiazd, które były opisywane na okładkach czasopism typu „Bravo” i nie chciałem już wyglądać jak Jason Donovan w klipie z Kulie Minogue.
Przeskakuję teraz w czasie o kilka miesięcy czy tez może i o jeden rok. Jestem z klasą na wycieczce w jednym z dużych miast. Wycieczka wycieczką, kasa na drożdżówki czy też ewentualną oranżadę oczywiście zostaje zainwestowana w księgarni muzycznej, bo tak się nazywał sklep. W moje ręce wpadają takie łupy jak miedzy innymi: She- Big City Lights, Maanam- Single czy coś takiego, oraz właśnie „Purple”. Oczywiście na kasetach oryginalnych. Niestety nie mam już tej kasety więc nie mogę jej tu zaprezentować. Po powrocie do domu nie wiem co pierwsze wylądowało w kieszeni magnetofony, ale te kasety towarzyszyły mi przez najbliższe kilka miesięcy. Utonąłem.
To chyba dzięki tej płycie zacząłem zwracać uwagę na piękno gitary basowej, która zawsze w tym zespole odgrywała większą rolę niż powiedzmy Jason Newsted na płycie „…And Justice For All” , gdzie go po prostu nie słychać. Tu bas rządzi niepodzielnie, jest miejsce dla każdego instrumentu. Nie mogłem wybaczyć Wolfgangowi, że po dwóch płytach przeszedł do Elektrycznych gitar. Kochałem jego partie basowe. Ale na szczęście Anja byle kogo w zespole nie trzyma i na to miejsce przyszedł pan Najman, który z małymi przerwami działa wraz ze swoją byłą żoną na gruncie Clostera do dzisiaj. Pan Krzysztof, również wie do czego służą cztery grube struny, chociaż on używa zazwyczaj pięciu.
A ja swoje, zamiast w końcu zająć się muzyką, to uprawiam epistolografię stosowaną. No bo jak mam się za to zabrać skoro to dla mnie płyta tak ważna i tak dobra. I mimo iż wiele prasowych wycinków nie potwierdza mojego euforycznego tonu, to będę tak twierdził. Pierwszy Closterkeller to znakomite utwory, może jeszcze całe brzmienie jest płaskie bez głębi, ale ma to swój urok i klimat. Klimat debiutu, urok tamtych czasów. Dokument artystycznego rozwoju. Mielizn brak. Wysoki poziom. Nawet po latach, niektóre numery wywołują szybsze bicie serca i mrowienie na karku.
oraz druga recenzja, do której nie wiem jak mam się ustosunkować, czy facet, puszcza do mnie oko, czy pisze to na poważnie:
W zwiazku z tą recenzją wywiązała się nawet polemika na łamach prasy, która pozwolę sobie przytoczyć:
Jak widać Anja, skrupulatnie śledzi początki swojej kariery w prasie
A na koniec płynny łącznik, pomiędzy "Purple", a "Blue":
Ulubiona kapela mojej żony więc najpierw musiałem słuchać :) a teraz sam chętnie włączam.
OdpowiedzUsuńPróbowałem, z 5 lat temu, tej płyty posłuchać. Nie dało się. Tak jak nie dało się słuchać gdy ukazała się. Wokalistka PIEJE NIEMIŁOSIERNIE, sposób w jaki śpiewa przyprawia po kilku minutach o odruch wymiotny, do tego te teksty, kanciaste to mało powiedziane. Delikatnie mówiąc całość ociera się o kicz.
OdpowiedzUsuńps: kolega sobie kupi lepszy sprzęt coby się koledze bas ze
stopa nie zlewał w jedną całość. Na wspomnianej, przez kolegę płycie bas jest potężny.
jej...też kochałam tą płytę i też miałam ją na kasecie. Dzięki za przypomnienie, że kiedyś (zdaje się, że lata świetlne temu) cały czas słuchałam Anji. Zaraz idę szperać za ich muzą w necie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
def- pozdrowienia dla żony!
OdpowiedzUsuńA ty AU, weź lepiej posłuchaj sobie Ireny Santor albo czegoś z Kołobrzegu :)
jeden z moich ulubionych zespolow za cołokształt :)...choc od tamtej plyty minela cala epoka i zespol juz nie ten sam /muzycznie/...ale i tak pierwsza plyta to moja ulubiona plyta, moze dlatego ze blizej jej do x-mal deutschland i artystow zimnej fali...
OdpowiedzUsuńNie lubię estradowych wyjców, bez względu na gatunek muzyczny, co to ujadają niczym pies do księżyca, miast śpiewać ludzkim głosem.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwiosna 89 chodziłem w wytartym zgniłozielonkawym prochowcu z odręcznie gotykiem wykaligrafowanym "CLOSTEKELLER" na rękawie. Bardzo inspirowała mnie uroda wokalistki, wtedy naprawdę nietuzinkowa. Klozetkelnera najbardziej lubię z pierwszej plyty, pełnej surowości "Fetish" i z przebojowej "Vivy", gdzie Anja oprócz kawałków w jezyku niemieckim zapodsała trochę po angielsku. Płyty kolejne, od "Purple", juz mnie nie przekonują, takie popłuczyny po pierwszych longach. Klozetkelner zapamietam jako kolejny relikt polskieg bigbitu 88-91, kiedy nawet amator nie umiejacy grac (patrz ówcześni klawiszowcy i gitarzysci Klozetów) mógł zyskać sławę. Tę sprawę z R'nR pamiętam, plotki o wydumanym romansie z synem malarza też. Pamietam też absolutnie kretyńskie podejscie basisty wolfganga do grania, pt "słucham tylko dekjur, bo dekjur to najlepszy zespół na swiecie i nie warto niczego innego sluchać, więc słucham tylko dekjur". Płyt Klozetkelnera z lat późnodziewięćdziesiatych i następnych - owszem posluchalem - nie kupiłbym nawet za 1zł.
OdpowiedzUsuńGeneralnie - przaśny gotyk
OdpowiedzUsuńPrześliczny gotyk to jest tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/44/Cathedral_Notre-Dame_de_Reims%2C_France-PerCorr.jpg
W Polsce śliczna to jest ta trasa. Polecam,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szlak_Zamk%C3%B3w_Gotyckich
Kurcze, ile fajnych, archiwalnych materiałów ! :)
OdpowiedzUsuń