Niestety druga płyta Mancu zmęczyła mnie znacząco. Nie mogłem doczekać do końca żadnego utworu, ratując się przewijaniem każdego numeru w nadzieji, że może następny przełamie niemoc mego organizmu w asymilacji z dźwiękami generowanymi przez zespół. Nie pomogło słuchanie płyty ani na leżąco, ani na siedząco. Nie pomogła pora dnia, czy to noc czy dzień, wymiękałem zawsze. Na nic wydaje się zdała się pomoc zagranicznego producenta, czyli jednego z filarów zespołu Opposition, który to produkował jeśli pomysły były przeciętne.
Małym wyjątkiem na tej "kwadratowej" snującej się płycie okazał się utwór, który może również wybitny nie jest, lecz na tle reszty tej przeciętnej płyty okazał się fragmentem wyróżniającym się in plus. Mowa oczywiście o utworze
Do tego wszystkiego okładka płyty również nie jest zbytnio zachęcająca. Chyba jakiś początkujący grafik komputerowy ćwiczył jakies prototypowe wersje Photoshopa albo innego nieznanego mi programu do obróbki zdjęć, jeśli oczywiście w tamtych latach coś takiego było.
Oczekiwałem czegoś innego. Kiedyś bardzo ciężko było mi się pogodzić z faktem, że zespół który lubię, szanuję, czy też na którego płytę czekam w nadziei na dobrą muzykę, nagrywał rzeczy słabe, czy też mi nie pasujące. Dzisiaj mam odwrotnie. Dziwi mnie jeśli zespół nagra chociaż kilka utworów, które mi się spodobają i z tych kilku chwil potrafię się cieszyć, nie licząc na to, iż cała płyta mnie powali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz