Dzisiaj trzeci gotowy utwór z nadchodzącej płyty Dog In The Fog. Bez zbędnych fotograficznych relacji i onanizowania się słowem. Nic nowego nie wymyślę, bo utwór ten został nagrany podczas tej samej sesji co niedawno prezentowany "Synaptyczny Błąd". Zatem niech muzyka broni się sama. No chyba, że się nie obroni.
czwartek, 31 października 2013
poniedziałek, 28 października 2013
Porter Band- Porter Band 99
Ponownie sięgam do boksu Johna Portera, bo jak mi się wydaje jeszcze sporo płyt z niego przerobić muszę. Pisałem o starszych rzeczach Johna, więc tym razem muszę sięgnąć do twórczości prawie współczesnej. Mam na myśli twórczośc rockową, a nie mezaliansową romantyczno pościelową kreowaną wspólnie z Anitą Lipnicką. Dzisiaj zatem jedna z ostatnich fonograficznych pozycji w dyskografii Walijczyka, z którą się w pełni utożsamiam i która wiele razy dawała mi kopa muzycznego przez co znam ją na pamięć. Ją czyli płytę "Porter Band 99"
Oczywiście taką płytę jak "Helicopters" nagrywa się raz w życiu, ale na tej młodszej o kilkanaście lat płycie Joh wraz z zespołem sypie melodyjnymi utworami jak z rękawa. Grając takie numery na zachodzie zapewne byłby gwiazdą wielkiego formatu, za to w Polsce jest tylko Walijczykiem miejszającym w Polsce. Najkrótszą recenzją tej płyty niech będzie stwierdzenie, że każdy utwór znajdujący się na tym krążku to po prostu:
Wszystko jest porterowe. Jak już grają ostro rockowo do przodu jak w "Leather Skirt" to jest z przytupem, ale to i tak wszystko molowo brzmi, co akurat mi odpowiada. Wokal Johna zawsze cierpiący. Kocham to. "Seasons" jeden z moich ulubionych fragmentów płyty, wokalnie majstersztyk chórkowy i znów smutno acz bojowo. Taki znów utwór kojarzący mi się z Justinem Sulivanem z New Model Army. To dobre skojarzenia są. Porter Band w wysokiej formie widoczny jest też w skradającym się "Nothing Better" chyba kolejny mój faworyt tego krążka. Chociaż jak już pisałem, tu nie ma pustych przebiegów, wszystko riffowo melodyjnie, wokale- klasa światowa.
Może z dzisiejszej perspektywy już mniej słucham takiej muzyki i tej konkretnej płyty, w sumie sam nie wiem dlaczego, ale każdy powrót do tej płyty powoduje miłe wrażenia i doznania. Tak to chyba ostatnia płyta Portera z Bandem, którą tak wysoko cenię i tak dobrze ją znam. Jest na tej płycie auto odniesień do pierwszej płyty, cenne smaczki, może jakieś rozliczenie się ze samym sobą, a może po prostu John Porter, niepodrabialny, rozpoznawalny w każdej sekundzie.
Przepraszam po raz kolejny za mą ślepą miłość do Johna Portera, którą wyznaję przy okazji każdej opisywanej płyty sygnowanej jego nazwiskiem.
sobota, 26 października 2013
Kult- Your Eyes
Nie wiem czy zacząć rysem historycznym czy pisać od razu o
muzyce. Tradycyjnie chyba jednak przełączę się w tryb „living in the past” i
opiszę w kilku zdaniach złożonych moje spotkanie z tą kasetą czyli płytą. Jakaś
klasowa wycieczka z licealną pierwszą klasą do wielkiego miasta. Nie przypomnę
sobie czy był to film, czy jakąś wystawa maszyn rolniczych na Targach
Poznańskich, ale przed planowaną główną atrakcją wycieczki dostaliśmy czas wolny. Każdy rozbiegł się po wielkim mieście by załatwić swoje planowane wcześniej
sprawy. Pewnie gdyby wtedy był tam McDonald to większość z nas by tam pobiegła.
Oczywiście ja nie, bo walczyłem już wtedy nieświadomie z systemem i
macdonaldyzacją społeczeństwa. Pobiegłem więc do sklepu muzycznego i wypatrzyłem
dopiero co wydaną kasetę „Your Eyes” promowaną w ówczesnym trójkowym Brumie za
sprawą utworów „Parada Wspomnień" i Generał Ferreira (teraz zwątpiłem, czy
wtedy już emitowano „Brum”?
historyczne tło powstawania płyty
Tak czy inaczej od tego momentu „Your Eyes” nie była
wyciągana z magnetofonu, jeździła w kółko cały czas. Stąd też zapewne mój brak
dystansu do tego wydawnictwa. Brak dystansu, bo naczytałem się wielu
niepochlebnych opinii o tym albumie z którymi totalnie się nie zgadzam, dla
mnie na tej płycie są same wartościowe kultowe numery. Początek płyty mocne i
ostre petardy Czterej Głupcy, Tata W Gestapo i „Zgroza” I tak mogę
wymienić całą płytę. Może brzmienie płyty zdaje się być dość syntetyczne mało
tu głębi, ale numery są na tyle nośne że mi to ostatecznie nie przeszkadza, a jeśli
do tego dołożyć fakt, że Kazimierz pisze teksty takie za jakie się go ceni i
szanuje to nie rozumiem wszelakich zarzutów pod adresem tego wydawnictwa.
Skoro już większkość dobrych płyt Kultu gościło w moim blogowym odtwarzaczu to wypadałoby zamieścić jakąś obszerniejszą faktografię. Zatem opis prawie wszystkich płyt zespołu, które tu się pojawiły w pigułce.
Jeden
z najlepszych fragmentów tego krążka to dla mnie 6 Lat Później z linią basu,
która wtedy była dla mnie najwspanialszą jaką słyszałem i miedzy innymi ten utwór
przekonał mnie do tego, że jeśli kiedykolwiek miałbym sięgnąć po jakiś
instrument to będzie to gitara basowa. Tak też się stało kilka miesięcy potem,
ale to już zupełnie inna historia. Jakbym się nie przyczepił, to nie widzę tu
kompozycji, które są słabe. To jeszcze mój Kult.
"Marność" takie teksty zapadły mi w pamięć na całe życie. Fajnie być nastolatkiem i chłonąc takie utwory. Wychowacza funkcja rockendrola? Jak najbardziej. "Barrum"- lekcja historii i socjologii współczesnej? Tak owszem. Powszechnie niezbyt chyba lubiana i niedoceniana płyta. Dla mnie za to jedna z ważniejszych.
czwartek, 24 października 2013
30 Ton- Lista, Lista, Lista Przebojów
Tym razem troszkę nietypowo. Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, że mogłem tak marnować czas na oglądanie tego programu, bo ani za wiele utworów, które mi się podobały i na które czekałem tam pokazywano. Do tego prezentowanie kilkudziesięciu sekund utworów było karygodne i bezsensowne z punktu widzenia słuchacza. Jednak siedziałem zawsze niczym zaczarowany i oglądałem zawsze program od deski do deski. Tak właśnie działał brak dostępu do nieistniejęcego zresztą wtedy internetu i jego zasobów. Wypatrywałem zawsze nowości płytowych i jakichkolwiek informacji o nowych interesujących mnie zespołach.
Ach ten szybki montaż i mnogość animacji i krejzi pomysłów na rozmowy z gośćmi. Czas spędzony na oglądaniu tego programu mijał błyskawicznie. A to taki mój swoisty hołd dla czasów minionych i ery postindustrialnej ale przed cyfrowej. ALe niech czar wspomnień nie przesłoni mi faktów, że oglądałem jednak ten program tylko dlatego, że nie miałem żadnej innej alternatywy. MTV nie posiadałem, więc to był taki mały substytut muzycznej telewizji.
Dzisiaj praktycznie nie ma takich programów nigdzie, bo i po co, jest youtube, fejsbuk. W czasach zamierzchłych było tych programów kilka. O jednym już gdzieś pisałem, a jeszcze jeden który wspominam bardzo ciepło to Pałer:
Dzisiaj ciężko nawet znaleźć jakąś stronę internetową zespołu rockowego. Wszyscy używają tylko swojego profilu na niebieskim portalu. Dobra, wskoczę na fejsa zobaczyć co tam ludziska wypisują o naszym zespole.
wtorek, 22 października 2013
Anioły- Jestem Aniołem
Boże, święty! Co za koszmar! Jedyne co się na początku ciśnie na usta to pytanie o to, jak można takim obrazkiem spieprzyć okładkę płyty. Przecież nie da się na to nawet patrzeć. Straszne. Muzyka może aż tak straszna nie jest ale do ideału też jej daleko. Ot takie popowo- rockowe granie bez jakichś punktów wyróżniających. Poza dwoma wersjami tego samego utworu czyli "Jestem Aniołem". Dlaczego zatem zamierzam pisać o tej płycie? Chyba dlatego, że kilkanaście lat chodziła ona za mną. to znaczy chodziła za mną chęć zapoznania się z jej zawartością, a to przez to iż jednym z członków tego zespołu był Siemion z Proletaryatu. Kiedyś bardzo ważnego dla mnie zespołu. Stąd też przeczytawszy artykuły w prasie, że gitarzysta Proletaryatu odszedł od zespołu i teraz gra inne, bardziej lajtowe rzeczy wydawało mi się to bardzo intrygującą informacją i pałałem chęcią poznania drugiego oblicza pierwszoplanowej postaci ziemi soli naszej.
To że Jarosław gitarowo nie jest jedynie punkiem i oprócz grania trzech akordów potrafił z tego instrumentu wydobyć coś jeszcze czułem i wiedziałem już dawno, nie wyobrażałem sobie tylko jak wykorzysta on swój potencjał. Wyszło tak sobie, ale cieszę się, że zaspokoiłem swoją muzyczną ciekawość i zlikwidowałem kolejna białą plamę na mapie polskiego rocka. Wszystko dzięki internetowi i blogowi Piotyra2, w którego zbiorach znalazła się właśnie ta długo szukana przeze mnie płyta.
Trudno mi oceniać czy ja o dziesięć lat młodszy byłbym w stanie się tą płytą w jakikolwiek sposób zachwycić. Pewnie nie, ale warto było i tak tego posłuchać. Dwa utwory zabieram ze sobą na dalszą drogę życia, resztę niestety zostawiam na nieczynnej stacji, z której nie ma już żadnego odchodzącego pociągu z muzyką, który jedzie w moją stronę.
poniedziałek, 21 października 2013
Republika- Republika Marzeń
Moje dzisiejsze natchnienie wyszło od Małgorzaty Potockiej, która to tak ostatnio głośno promuje książkę o Grzegorzu Ciechowskim i dzieli się z nami prawdziwymi albo i nie opowieściami z ich życia. Nie mi to oceniać i książki czytać nie zamierzam. Natomiast do twórczości solowej artysty jak i Republiki sięgam nadspodziewanie często. "Republika Marzeń" to bardzo kolorowa Republika i brak tu klasycznej republikańskiej czerni i bieli. Absolutnie mi to nie przeszkadza. Rockowa Republika z dużym potencjałem przebojowości. W pewnym momencie byłem tak oczarowany tą płytą, że wydawało mi się, że to najlepsza ich płyta. Dzisiaj już raczej lekko zszedłem z tego tonu, chociaż nadal uważam, że jest to znakomita rzecz. Zresztą kilkakrotnie już powtarzałem, że Ciechowski raczej nic słabego nie nagrał.
Czy mam się do czego przyczepić? Chyba nie mam. Muzycznie jest tak jak lubię gitarowo, riffowo (sic!), w każdym utworze melodyjnie. Jak zwykle rewelacyjnie użyte klawisze, flet. O tekstach nie wspominam, bo tradycyjnie są z wyższej półki, czy to eroltyki, teksty miłosne, życiowe. Świetne po prostu. No i hymnowy utwór tytułowy, czy ktoś może usiedzieć cicho na refrenie? Wspomniałem już o basie? Nie, a warto, Leszek Biolik, wykonał tu tak pięknie swoje zadanie, że często słucham płyty wgryzając się w jego partie. A takie zboczenie zawodowe.
Takie klipy oglądam z przyjemnością. Piękny republikański styl. Szkoda tylko, że okładka płyty lekko tak mi się wydaje nie pasuje do całości. Po co te zielone brazylijskie dżungle jako tło?
czwartek, 17 października 2013
Dog In The Fog- Synaptyczny Błąd
Nagraliśmy demo, był Jarocin, jest singiel. Gościliśmy też
z wizytą w radio, trwa nawet mini trasa koncertowa obejmująca swym zasięgiem
nawet miasta powszechnie uznawane za duże(wszystkie te fakty zostały opisane w poprzednich postach) Nie pozostało nam nic więcej, jak
tylko pociągnąć to dalej i przejść przez wzburzone wody Rubiconu, tym bardziej,
że nasze rodziny zaczęły oczekiwać jakichś realnych i namacalnych efektów i dowodów
naszej ciągłej nieobecności w domach, którą to zawsze tłumaczyliśmy oddawaniem
się służeniu sztuce i przekuwaniu energii kosmosu na dźwięki. Jeśli nic nie
zrobimy by nie wyszło na to że bezcelowo siedzimy w sali prób i pijemy jedynie
browary popalając od czasu do czasu papierosy z filtrem de lux to może się to skończyć odcięciem prądu lub czymś gorszym.
Ruszyliśmy zatem wyrywnie do prawdziwego studia, by obnażyć
swoje dusze i nasze umiejętności w nadziei na to, że wstydu sobie i znajomym
nie przyniesiemy. Dzisiaj jeszcze za wcześnie mówić o rezultatach tej pracy bo
nie chcemy ujawniać poszczególnych elementów tej układanki, wytrzymamy i
pokażemy zainteresowanym całą płytę, taką jaką chcemy pokazać. Wszystko to poprzedzi kolejny singiel i teledysk. By zaostrzyć
tylko apetyty, tradycyjnie przedstawiamy małą fotorelację z pracy w studio plus efekt finalny czyli utwór. Zaczynamy zatem:
w szołbiznesie bez kombi nie ujedziesz
początkujące gwiazdy rocka muszą same rozstawiać sprzęt
nikt nie patrzy, to spojrzę ukratkiem w lusterko i potrenuję. O tak się będę wyginał w klipie oł jeee
w szołbiznesie bez kombi nie ujedziesz
dobra panowie, wiem, że ładna pogoda jest, ale dopijamy i gramy, rzekł reżyser
początkujące gwiazdy rocka muszą same rozstawiać sprzęt
skoro Vintage Records, to wszystko było vintage...
nikt nie patrzy, to spojrzę ukratkiem w lusterko i potrenuję. O tak się będę wyginał w klipie oł jeee
o matko, perka nagrana, bas też, kiedy ja....
Kiedy: 28-29 września 2013
Gdzie: Vintage Records- Studio Porażyn
Co: cztery utwory: Kamień, Synaptyczny Błąd, Zawróć, Światła Lamp
Kto: Ryh, ShyMoon, Dino, sAIMon
Podziękowania: sAIMon!!!!, Szymon Swoboda, Grycz, Studio Stodoła za
sernik i placek drożdżowy
nie pytaj co gitara może zrobić dla ciebie, tylko co ty zrobisz z nią
nie pytaj co gitara może zrobić dla ciebie, tylko co ty zrobisz z nią
rock, to nie tylko granie, to słuchanie również
tylko realizator się wyznaje do czego to wszystko służy
kto kręci gałkami ten rządzi
input, output, zasilacz, kurde pomóż!
dziesiąty stopień zasilania
stroję, czyli gram
nie, RMF-u nie będę słuchał,zmienię stację na "trójeczkę"
chłopaki nie patrzą, to podłoże jakieś sample, ctrl c- ctrl v i już mam zwrotkę, ni epowinni zauważyć
solo życia
Wnioski:
Dino musi kupić nowy zestaw perkusyjny, bo ten który ma
słabo się nagrywa i nie ma opóźniać werbla
Ryh jest w życiowej formie nie musi się o nic martwić poza
tym na której gitarze ma grać bo obie są dobrze brzmiące
ShyMoon musi kupić sobie efekt do basu "Polish Love" zwany,
dający takie pierdnięcie z basu, że teraz już basista wie czego szukał całe
swoje muzyczne życie
z feelingiem panowie, o tak...
ale zaśpiewałem
ale zagrałem
z feelingiem panowie, o tak...
ale zaśpiewałem
Vintage metody w Vintage Studio
ale zagrałem
Dog In The Fog po spełnionej misji, meldują wykonanie zadania
Jak dla nas- petarda