No tak, mega uwiąd starczy. W tym gatunku już powiedziano
wszystko i nic nowego nie da się wymyślić. Po raz kolejny dałem się uwieść
magii nazwisk. Peter z Vadera, Kupczyk z orderem. Nic to nie dało. Moje uszy
wyeksploatowały się na thrash rock metal. Każdy utwór to galopada bez sensu
opatrzona wysokim wokalem Kupczyka. Nie moja to stylistyka. Co gorsze nie można
nawet na niczym ucha zawiesić. Żadnego dobrego, zapadającego w ucho riffu. Nic,
ani refrenu przełomowego.
Od początku do końca jazda na tych samych obrotach
niczym mój Opel w dieslu perkusja klekocze jednostajnie. Gitary brzęczą jak
uparta mucha latająca obok mojego posiłku. Płyta jedynie dla fanatyków gatunku
bądź dla tych dla których Grzegorz Kupczyk i Piotr Wiwczarek są idolami.
Spodziewałem się naprawdę przyzwoitego łojenia z klasą, a ta
płyta brzmi jak tysiące innych średnich zespołów, które w tym gatunku próbują
zaistnieć. Boję się to napisać, ale wydaje mi się iż słyszałem o wiele lepsze
płyty metalowe nagrane przez amatorów z domu kultury albo przez zespoły grające
w swoich piwnicach i garażach. Po takich nazwiskach oczekiwałem metalowej
rzeźni jakichś doznań. A jedyne co mi przyszło do głowy po odsłuchaniu tej
płytki to fakt, że lepiej niech te wielkie nazwiska skupią się na swoich
macierzystych projektach, bo takie rozdrabnianie się nie sprzyja budowaniu i
utrwalaniu ich legendy. Nawet ostatni na płycie cover „Paint It Black” wydaje
się spartolony. A tak długo czekałem na ta płytę. Takie apetyty były
rozbudzone. Nazwa potężna, jak przywalą, jak ruszą pancernym zagonem.
Cóż Panzer X raczej nie wypalił. Zabrakło tej pancernej
dywizji może paliwa, może amunicji i mimo sprawnych i wybitnych żołnierzy
niewiele zwojował ten oddział. Ze skulonym ogonem niech uciekają za linię
frontu, bo „Rudy 102” z Szarikiem ich pogoni tak jak to zrobili już raz pod
Studziankami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz