poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Indukti- Idmen

 
 
Nie sposób zacząć pisanie o tej płycie bez odwoływania się do genialnego wg mnie ich debiutu. Płyta S.U.S.A.R. mocno weszła do mego życia, nie tylko za sprawą gościnnego na niej udziału w dwóch utworach wokalisty Riverside. To jest naprawdę znakomite granie klimatyczno progresywno romantyczno metalowe momentami. Jak zwykle w takich przypadkach publiczność i fani czekają z niecierpliwością na kolejną płytę swoich pupili. Trochę nawet o nich zapomniałem szczerze mówiąc, ale rok 2009 przyniósł ich drugą płytę czyli „Idmen”. Z ogromnym zapałem rzuciłem się do jej konsumowania i przetrawienia.

 
Najkrócej mówią „Idmen” mnie zmęczył. Tak właśnie męczą mnie ostatnio płyty progresywno metalowe bo takich fragmentów jest tu chyba najwięcej. Kaskady trudnych dźwięków, podziały nieoczekiwane, riffy połamane. Owszem, tak doceniam wirtuozerię muzyków ale gdzie w tym wszystkim muzyka i polot. Wszystko to tak ciągnie się przy ziemi niczym ciemne chmury nad miastem. Dobrze że od czasu do czadu pojawia się jakiś gościnny głos wokalisty, bo instrumentalnych kompozycji oscylujących w okolicach ośmiu- dziewięciu minut, a momentami nawet dłuższych form bym nie zniósł. Zapewne większość fanów jest zachwycona ta płytą. Ja jak już wspomniałem niekoniecznie. Brakuje mi tu lekkości, oniryczności i przede wszystkim klimatu jaki charakteryzował pierwszą płytę, gdzie napięcie rosło z każdą sekundą. Tu wszystko podane jest od razu i wprost. A może po prostu ja się zmieniłem przez te pięć lat jakie dzieli obie te płyty? Możliwe.

Najbardziej cieszę się z udziału wokalnego Maćka Taffa w utworze:

And Who's The God Now?

jego wokalu nigdy za wiele. chociaż sama kompozycja również przycięzkawa i nic z niej nie wynika. No właśnie z każdego utworu nie wynika za wiele. toczą się, toczą, ale jakiegoś finału, wybuchu brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz