Czy można bez końca eksploatować jedną formułę? Bo tak to
wygląda w przypadku późnych płyt Tadeusza Nalepy. Ten blues z płyt solowych
jest bardziej poważny i dostojny niźli młodzieńcze wcielenie mistrza. Zresztą
inny pewnie być nie może. Lata na i bagaż doświadczeń na karku, zatem na scenie
nie biegamy a ze stoickim spokojem stoimy i gramy. Poniżej pewnego poziomu
płyty ojca polskiego bluesa oczywiście nie chodzą, ale temperatura tych nagrań
raczej letnia, od czasu do czasu jedynie zdarzają się mocniejsze wypieki na
twarzy.
Takie wypieki powoduje chociażby „Dlatego głupku jesteś sam”. Rasowy
numer, gdzie nie drażni mnie nawet wokal żony pana Tadeusza.
Mimo tego wszystkiego płyty słucham z przyjemnością i z
chęcią do niej powracam, może nie tak często jak do breakoutowych płyt, ale
kilka razy w roku zawsze mnie coś ciągnie do takiego grania. Gdyby na tym
krążku byłoby więcej takich kompozycji jak utwór tytułowy, to zapewne jeszcze
częściej sięgałbym po to wydawnictwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz