Miałem o nich napisać wcześniej, szczególnie ze względu na śmierć Roberta Leszczyńskiego, który co prawda był postacią mocno kontrowersyjną i raczej w środowisku był nie lubiany. Ja jakoś patrzyłem na niego nie wiedzieć dlaczego z sympatią. Pamiętam jego recenzje płyt w Gazecie Wyborczej, w której raczej każdorazowo pisząc o płycie rockowej wieszczył koniec tej dziedziny sztuki, a wychwalał pod niebiosa muzykę z tak zwanych rejonów nowych brzmień. Na marginesie na blogu można znaleźć muzyczno słowny poemat ku czci pana Roberta w wykonaniu Kasi Nosowskiej i Kazika. to były czasy.
Zespół Karate Musiq to próba zmierzenia się recenzenta i dziennikarza z tworzywem, o którym cały czas pisał. No nie jest to próba zwycięska, mimo, iż do projektu pozyskał basistę Wojtka Pilichowskiego. No cóż jego popisy nie wystarczają by ochronić ta płytę od wpłynięcia w mielizny muzyki. Ani wtedy ani chyba dzisiaj to wydawnictwo się nie broni. Zlepek fascynacji metalem, rapem plus słabe brzmienie nagrań nie zachęcają do pozostania na dłużej w towarzystwie tych jegomości. I co z tego, że teksty całkiem sympatyczne i ciekawe, skoro w całości ten funkowo metalowo rapowy twór nudzi i męczy słabym brzmieniem.
Może to tylko z kasety kiepsko brzmi?
OdpowiedzUsuń