Wystawiam siebie co raz na ciężką próbę. Po raz kolejny kompletnie nie wiem czego się spodziewać po muzyce, która za chwilę zabrzmi w moich uszach. Nazwa Czerwono Czarni do tej pory była tylko nazwą, zespołu, o którym wiedziałem tylko tyle że był i grał big beat. A tu od razu trafiła mi się Msza Beatowa. Myślę sobie będzie grubo, kościół, kolędy, sypanie głowy popiołem. A tu proszę momentami jest światowo i na poziomie. Czasami zbytnia piosenkowość mnie razi, ale fragmenty o nazwijmy to progresywnym zacięciu wbijają mnie w fotel, w którym akurat siedzę.
Może tego nie widać, ale okładkę mam w opłakanym stanie, i nie jest ona w jednym kawałku, co nie przeszkadza mi jednak w jej odsłuchu. Wspaniałe są te trzaski. Tradycyjnie muszę zapoznać, się z tym co jeszcze nagrał zespół Czerwono Czarni. W tym o to postanowieniu mówię wszystkim: miłej soboty.
super wybór !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
dobra rzecz, niedawno słuchałem. całkiem niedawno. chyba w 1991szym.
OdpowiedzUsuńJakoś podobnie i na kolejny raz nie mam ochoty, może za następne 25 lat
UsuńSzacunek za grzebanie w zakamarkach dyskografii !
OdpowiedzUsuń