Na początku lat dziewięćdziesiątych zakochiwałem się praktycznie w każdej kasecie jaką można było tylko dostać na rynku. Jednym z takich przykładów jest zespół Marylin Monroe. Muza totalnie od czapy. Trudno ją stylistycznie zaklasyfikować. Słuchałem ich długo i byłem dumnym posiadaczem tej kasety. Niestety pozbyłem się jej w dobie rewolucji cyfrowej przełomu wieków. Nie słuchałem od tej pory ich bardzo długo. Dzisiaj coś mnie tknęło i przypomniałem sobie o ich istnieniu. Postanowiłem skonfrontować siłę swoich wspomnień z dniem dzisiejszym.
Powiem krótko. Dzisiaj ta płyta tudzież kaseta podoba mi się tak samo a może i bardziej niż te dwadzieścia kilka lat temu. Niesamowite, że tak wtedy ci panowie grali w naszym pięknym kraju, a jeszcze większym szokiem jest dla mnie fakt, że ktoś im tą płytę wydał. Jak ja lubię te nadmorskie klimaty muzyczne. Przypomniał mi się jeden z przebojów mojej młodości, a mianowicie utwór "Szczepanik". Brzmienie gitar i aranżacja tego numeru nawet po latach mnie powala. Znajdziecie nawet do niego teledysk na teledyskowym kanale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz