Jak dla mnie to prototyp zespołu Black River. Ta sama energia, ten sam styl. No i ten sam znakomity wokalista. Maciej Taff, podpora co najmniej kilku znaczących metalowo-rockowych polskich kapel. Szkoda, że ten debiut, a właściwie projekt to tylko sześć numerów. Sześć numerów i tylko dwadzieścia kilka minut dźwięków. Wszystkie utwory trafiają w tarczę. Idealna dawka adrenaliny muzycznej.
Jeszcze jedna rzecz łączy band Kashtany z Black River. To właściwie nie rzecz a jeden z utworów. Na płycie Kashtany to Blondie, a posłuchajcie teraz utworu zespołu Black River- Punky Blonde. No tak nic nie odkryłem, to ten sam utwór.
Nasłabszym elementem znów niestety jak to często w przypadku polskich produkcji bywa to grafika. Bezsensowny liść rośliny wiadomej na okładce, nie ma raczej nic wspólnego ani z muzyką ani z tekstami. Na pierwszy rzut oka może sie kojarzyć z okładką jakiejś tandetnej hiphopowej ekipy, która bez liścia nie zaczyna dnia. A przecież to porządne rockowe łojenie więc jeśli już, to ogień i gołe tyłki powinny z okładki do nas się uśmiechać.
No i ta piękna słowiańska dziewoja , która raczej pasuje do norweskiego folk metalu, niż do płyty rockerów z nad Wisły. Przyczepiłem się bez sensu, a przecież muzyka jest najważniejsza. Polecam tą Ep-kę, można ja nabyć nadal za smiesznie małe pieniądze (z przesyłką można zmieścić się w kwocie - dziesięciu złotych polskich po denominacji)
mam ten albumik od bardzo dawna....calkiem niezle granie...;)
OdpowiedzUsuńTeż mam:)
OdpowiedzUsuńA już myślałem że pomyliłeś dwie różne rośliny :))