Udane rozwinięcie debiutu. Nie narzekam. Tam było rockowo,
melodyjnie i piosenkowo. Tu jest podobnie. Może nieco mniej przebojowo, ale do
słuchania nadaję się ten krążek absolutnie. Jeśli szukasz w muzyce awangardy,
nieokreślonych dźwięków i ultra rzadkich rozwiązań rytmiczno gitarowych to nie
znajdziesz tego w muzyce zespołu Cuba de Zoo. Jeśli natomiast masz do
posprzątania garaż, czy też musisz ugotować obiad i umyć podłogę w przerwie
pomiędzy nauką na klasówkę z biologii to takie dźwięki idealnie wyłączają płaty
mózgu odpowiedzialne za procesy myślowe i pomagają w bezpiecznym resecie
obwodów mózgowych. Nie ukrywam, że czasem właśnie takich płyt potrzebuję.
Wydaje mi się, że podobne rzeczy wypisywałem o ich pierwszej płycie.
Oczywiście, żeby skroić tak dobrze utwory piosenkowe też
należy mieć talent i umiejętności. Na koncert Cuba de Zoo pewnie bym się nie
wybrał, ale z przyjemnością poczekam na ich następną płytę. Tym bardziej, że
płyta brzmi bardzo klarownie czysto i mocno, co pomaga w czerpaniu przyjemności
z odsłuchów i to wielokrotnych. Mam nadzieję, że nie zaczną grać post rocka
albo innego ambientu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz