Najmniej doceniana i słuchana przeze mnie ich płyta. Do dzisiaj nie mogę się do niej do końca przekonać. W momencie jej wydania byłem w sumie dosyć daleko od tego zespołu, chociaż zawsze wydawało mi się, że są dla mnie na tyle ważni, że nie przegapię żadnej płyty. Tą jakoś przegapiłem i wygląda na to, że nie trafiła do mnie i chyba już nie trafi. Wiem, że Anja strasznie jest zadowolona właśnie z tej płyty i broni jej wszędzie.
Jak dla mnie mało strawna to płyta. Gęsta i ponura. Czyli niby wszystko tak jak być powinno. Mroku tu mnóstwo. Czego można chcieć więcej od Closterkellera. Mimo to czegoś mi tutaj brak. A może to po prostu nowa jakość ich grania, której nie zrozumiałem. "Kiedy Latam" ma riff potężny i wpadający w ucho od pierwszego przesłuchania, trochę jednak nużą mnie zwrotki. I tak mam właściwie z każdym tutaj utworem. Zawsze jest coś co mnie odpycha od tego krążka. Raz jest to zbyt nużący nastrój innym razem jakoś nadmiernie eksponowana elektronika. Nie wiem może średnie tempa kompozycji, brak jakiegoś konkretnego wygaru czy closterowego przeboju.
Najbardziej brakuje mi takich numerów jak ten, absolutnie najlepszy na płycie i jeden z lepszych utworów jakie nagrał kiedykolwiek Closterkeller:
Jak dla mnie mało strawna to płyta. Gęsta i ponura. Czyli niby wszystko tak jak być powinno. Mroku tu mnóstwo. Czego można chcieć więcej od Closterkellera. Mimo to czegoś mi tutaj brak. A może to po prostu nowa jakość ich grania, której nie zrozumiałem. "Kiedy Latam" ma riff potężny i wpadający w ucho od pierwszego przesłuchania, trochę jednak nużą mnie zwrotki. I tak mam właściwie z każdym tutaj utworem. Zawsze jest coś co mnie odpycha od tego krążka. Raz jest to zbyt nużący nastrój innym razem jakoś nadmiernie eksponowana elektronika. Nie wiem może średnie tempa kompozycji, brak jakiegoś konkretnego wygaru czy closterowego przeboju.
Najbardziej brakuje mi takich numerów jak ten, absolutnie najlepszy na płycie i jeden z lepszych utworów jakie nagrał kiedykolwiek Closterkeller: