Dziś już nie, wtedy tak. Wtedy uczucie euforii i świadomość, czy też właściwie przekonanie, o obcowaniu z czymś genialnym, oryginalnym. Dzisiaj sentyment, rzadkie słuchanie, szacunek. Wtedy zasłuchiwałem się w całej kasecie, która zresztą dobrze brzmiała i miała jajcarską okładkę. Dzisiaj wybiórcze słuchanie co lepszych fragmentów i uśmiech politowania dla okładki. Wtedy wersja wiadomego utworu z Edytą Bartosiewicz, zdawała się wszechogarniającym kowerem, graniczącym z absolutem. Dzisiaj traktuje jako pierwszy symptom niebezpiecznej zabawy pod hasłem Fishdick. Dzisiaj nie mogę słuchać tych flamencowatych gitar i rozmydlonych wokali.
Na dokłądkę był też niezły numer z noweszego okresu działalności czyli Swallow The Needle i zupełnie nieacidowy Walkaway To Heaven. Dla „prawdziwych" drinkersowców trafiło się też cosik z pierwszego Fishdicka.
Wtedy Poplin Twist- zabójca. Dzisiaj Poplin Twist. Niekwestionowany king of this płyta. Oczywiścei jest mnóstwo świetnych przebojowych riffów, ale aj wont mor! Potrzebuję więcej kopniaków w stylu I'm A Rocker, takich rzeczy mi brakuje. W sumie to jak już powiedziałem i tak trzeci long acidów jawi się jako perła w koronie na tle bardziej współczesnych płyt naszych metalowo hardrockowych jajcarzy. To i tak pierwsza liga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz