Nie przepadam specjalnie za twórczością Hasioka, ale tym razem urzekli mnie jednym numerem na tym krążku. Bezapelacyjnie numerem jeden i przebojem ostatniej wiosny była dla mnie ich "Andżela". Nośny gitarowy riff i pastiszowy refren. Stuprocentowo obłędny tekst utworu. Tym mnie kupili. Trochę się sam sobie dziwię, że akurat ten numer najmocniej do mnie przemówił, go generalnie jestem wrogiem jaj w muzyce. Tym jednak razem jestem fanem tego utworu.
Co do reszty płyty moje uczucia są już raczej mieszane. Mieszanka ciężkich riffów z podkładami hip hopowymi i melorecytacją wokalisty czasami nawet w gwarze śląskiej to nie jest ulubiona moja szufladka. Generalnie dziwna płyta.
Przeżyłem ogromną sentymentalną podróż w czasie słuchania
tej płyty. Sentymentalną z tego względu, iż podobna muzyka jaka wypełnia płytę
zespołu Obsidian Mantra towarzyszyła mi kilkanaście lat temu. Wtedy nie
wyobrażałem sobie dnia bez growlu na wokalu czy też bez podwójnej stopy i
rzężących gitar. Całe kieszonkowe wydawałem na kasety magnetofonowe, których
okładki zdobiły raczej ponure krajobrazy lub rozpadające się zazwyczaj ludzkie
ciała. Wszystko to było też dodatkowo opatrzone logiem, którego za żadne skarby
nie szło rozszyfrować i dopatrzeć się jakiż do kolejny zespół wynurzył się z
otchłani piekieł.
Minęło jednak sporo lat i dzisiaj muzycznie jestem w zupełnie
innym rejonie piekła. Niemniej jednak jak wspomniałem przypomniałem sobie
czasy, kiedy największe triumfy w moim magnetofonie kasetowym święcił polski
zespół Sirrah czy też płyta Silent Enigma zespołu Anathema. Takie tez mam teraz
skojarzenia. Oczywiście to tylko uproszczenia i drogowskazy, bo to co gra
Obsidian Mantra w dużej mierze „skażone” jest współczesnością. I dobrze każdy
zespół filtruje swoje inspiracje i każda nowa mutacja może przynieść tylko
pozytywy.
Czy to był wstęp? Jeśli tak to pewnie przydługi i wszyscy są
raczej ciekawi co mam do powiedzenia o samej muzyce. Zatem do rzeczy. Płyta
brzmi nadspodziewanie dobrze i to jest wielki plus. Dzięki selektywności i
dynamice nagrań słucha się tej płyty z większą przyjemnością niż wiele innych
płyt zespołów, które postanowiły pozostać wiernym garażowemu etosowi brzmienia.
To jedno, drugie co rzuca mi się w ucho a mam je wyczulone na różne aspekty
muzyczne to brzmienie basu, które jest właśnie „nowoczesne” rzadko spotykane w
takim gatunku muzyki. Co do samych kompozycji jest mi się ciężko wypowiedzieć
bo szczerze mówiąc żadna niestety nie zapadła mi w pamięć na tyle bym chciał
wrócić do niej.
Przesłuchałem te kompozycje i słyszę, że zespół robi wszystko
by odbiorca się nie znudził, bo żongluje a to czystym śpiewem, a to growlem,
jednak same kompozycje są na tyle podobne do siebie, że zlewają mi się w jedną
lawę atmosferycznego doom death metalu, którym zalany jest cały świat. Płyta
„Burden Brought By Whispers” to z pewnością płyta idealna dla fanatyków gatunku
i jego oddanych czcicieli. Dla mnie pozostaje ciekawostką i dowodem na to, że
nie brakuje nam zdolnych ludzi, którzy kochają to co robią i starają się robić
to jak najlepiej. Zespół zadbał o swoją płytę w najdrobniejszych szczegółach.
Szata graficzna dopracowana, pełen profesjonalizm. Przyjemnie trzyma się w
dłoniach takie płyty
No to jeszcze jeden poznański zespół. Tym razem jeszcze bardziej osadzony w elektronice niż te kilka ostatnich wielkopolskich wynalazków jakie ostatnimi miesiącami się tu u mnie pojawiały. Powiem tak, że gdybym nie wiedział i nie przeczytał, że to Polacy, to byłbym przekonany, że to jakiś światowy projekt. Mam na myśli warstwę muzyczną - brzmienie oraz pomysł na utwory- kompozycje. Światowo. Jestem pod wrażeniem.
Dobrze zagrane i co równie ważne, bardzo dobrze zaśpiewane. Linie melodyczne zostają mi w uszach. Inteligentnej alternatywnej muzyki elektronicznej mało jest w moich uszach, tym bardziej więc kibicuję temu zespołowi i czekam na jakieś nagrania.
Poznański dworzec PKP to również kawał mojego życia. Spędziłem na nim mnóstwo czasu i wiele rzeczy się na nim wydarzyło, rzeczy, które miały wpływ na moje życie. Na starym dworcu PKP był sklep z kasetami, była poczekalnia z tzw elementem oraz bar Avanti. Wyjeżdżałem, wracałem. Chociażby dlatego ten utwór znajdzie się na moim blogu. Poza tym ten numer jest bardzo przyjemny, więc tym bardziej nie widzę przeszkód bym mógł go sobie częściej włączać. Dobry numer, czekam na więcej!
Swoją drogą to kolejny poznański zespół o którym piszę i kolejny prezentujący wysoki poziom. Wielkopolska rządzi! The Ploy, Superhalo, Terrific Sunday, a dzisiaj MALA. Mam jeszcze kilka wielkopolskich zespołów w zanadrzu, które brzmią światowo.
Cały czas czekam na drugą płytę zespołu Superhalo. Na otarcie łez oczekiwania panowie serwują nam singla jako przedsmak tego co ma nadejść. Jest czego posłuchać i jest na co popatrzeć. Z tego co widzę, to jak sami piszą lato to nie czas na odpoczynek i nie zdążyłem się jeszcze napatrzeć i nasłuchać tego utworu, a panowie serwują nam już kolejny zwiastun dużej płyty. Dwa single w miesiąc. Ładnie i produktywnie.
Jeśli punk powstał jako odpowiedź na skostniałe formy progrockowe to jestem punkiem. Druga płyta zespołu Exodus, w której próbuję odnaleźć chociaż fragment, na którym warto zawiesić ucho. Bezskutecznie. Uwielbiam rozbudowane formy muzyczne ale ta płyta trąci bezsilnością pomysłów i podziwiam fanów zespołu i tej płyty. Nie jestem chyba nawet w stanie wykrzesać z siebie więcej słów, bo muzyka lecąca z winyla odebrała mi jakąkolwiek chęć do pisania o tym wydawnictwie.
Dobrze, że już mi się kończą powoli płyty niesłuchane i nielubiane, bo gdybym miał cały czas słuchać takich muzycznych uniesień to musiałbym zakończyć moją kilkuletnią pisaninę z powodu braku weny literackiej. Chyba byłoby lepiej dla wszystkich, gdybym nie wyciągał tej płyty z półki. Przepraszam muzyków, ale nie dałem rady.
Po raz kolejny udało nam się zorganizować dobry koncert w naszym mieście. Nie mamy strachu i nie obawiamy zapraszać najlepszych i największych. Jeśli tylko oni wyrażają chęć zagrać na peryferiach okolic Poznania, to my czyli Antena dokłada zawsze starań by koncerty były profesjonalnie przygotowane. Zespoły odwzajemniają się nam i publiczności pełnym doznań występem. Tak tak było i tym razem. Jak dla mnie było to doznanie wręcz magiczne. Chociażby dla tego, iż dane mi było zapowiedzieć zespół, który od zawsze darzyłem wielką estymą. Mimo, że z oryginalnego składu występuje w zespole jedynie Anja no i z niewielkimi przerwami klawiszowiec to każdy występ Closterkeller ma tą samą moc i magię. W końcu Closterkeller to Anja.
Co tu więcej pisać, kto był już kiedyś na koncercie Closterkeller to wie, czego można się spodziewać. Trochę nowości a potem przegląd przez wszystkie płyty. Oczywiście brakowało tego czy innego utworu bym był jeszcze bardziej spełniony, ale musieliby pewnie grac ze dwa razy dłużej by spełnić wszystkie oczekiwania i marzenia publiczności. Po koncercie Anja okazała się duszą towarzystwa. Znalazła czas dla fanów, z każdym zamieniła kilka zdań, chętnie pozowała do zdjęć. Powiem wam, że to nie jest tak oczywiste. Kilka zespołów, które gościliśmy już do tej pory w Antenie nadal nie rozumie, że bez fanów ich nie ma.
Dla stęsknionych za brzmieniami zespołu No Limits ta płyta wydaje się idealną propozycją. Jako iż brakuje mi takich dźwięków to z przyjemnością słucham nagrań z tej kasety. Wiedziałem o jej istnieniu i nawet gdzieś kiedyś klip jakiś widziałem w telewizji. Całą płytę usłyszałem dzięki blogowi Piotyra2, który ma wszystkie polskie płyty, nawet te których jeszcze nie nagrano. Dziękuje mu za te utwory i za skany okładek, które tu sobie użyczyłem na potrzeby tego wpisu.
Double Swing jest bardziej popowy niż No Limits. Momentami ten pop staje się banalny, ale przez większość materiału trzyma całkiem niezły poziom. Wiem, że słucham tej muzyki jedynie przez sentyment i dzisiaj takie granie nie miałoby u mnie szans zaistnienia. Ale od czego są sentymenty.Teraz przypomniał mi się taki wokalista Nazar. Chyba muszę sobie go przypomnieć. To chyba jakiś dance był? Chyba byłem za długo na urlopie bo słucham dziwnych rzeczy i zaczynam wypisywać zdania o które bym się nie podejrzewał (chociażby to o Nazarze).
Oczywiście do dzisiaj oprócz tego wydania kasetowego nie pojawiła się ta płyta na żadnym innym nośniku i zapewne się już nie pojawi.
Nie sądziłem, że jeszcze cała płyta Lao Che mnie powali. Ostatnie ich krążki były dobre, owszem, ale pojedyncze kompozycje jedynie mi w głowie zostały, a w przypadku ostatniej płyty jest zupełnie inaczej. W końcu cała płyta od początku do końca jest znakomita. Jak zwykle w przypadku zespołu Lao Che, oprócz muzyki genialne są też teksty Spiętego. Tak sobie myślę, że to chyba obecnie najlepszy polski rockowy tekściarz.Genialna muzycznie i tekstowo "Wojenka" najlepszym tego przykładem.
Świetny "Dżin" i "Znajda". Muszę w końcu się wybrać na ich koncert, bo to może być też niezłe przeżycie duchowe. Trudno zaklasyfikować muzycznie to co robi Lao Che i to jest ekscytujące.Świetne, unikalne użycie klawiszy i sampli sprawiają, że obecnie nikt tak w tym kraju jak oni nie gra.A do tego jak widać takie właśnie granie się podoba ludziom, o czym świadczą pełen sale koncertowe, pierwsze miejsca na liście przebojów Trójki. Może i to sprawa dobrze naoliwionej maszynki promocyjnej, ale muzyka się broni znakomicie
"Bajką O Misiu" tomem pierwszym jestem oczarowany. Ten utwór jest po prostu znakomity. Tak prostymi środkami osiągnęli to za co kocham najbardziej muzykę. Trans i magię zarazem. Zresztą tom drugi misia też genialny. Lao Che wraca do łask. Trudno mi się uwolnić od tej płyty. Nie zrobili żadnego teledysku? Dziwne. Utwór ostatni jak dla mnie wchodzi do mojego kanonu polskiego rocka. Znakomity!