Powoli już do pokoju zaczyna zaglądać małżonka i dziwnie się
na mnie patrzy. Widzę to zdziwienie i pytanie w oczach: czego ty słuchasz czy
na pewno wszystko z tobą jest w porządku? I co jej mam powiedzieć, że mam
jedyną i niepowtarzalną okazję by zapoznać się z muzyką z płyt których nigdy
nie słyszałem i pewnie już nigdy ich nie włączę nawet mimo faktu iż należą one
do mnie. Korzystam zatem z napływu tej chęci i wyciągam na światło coraz to
bardziej zakurzone i dziwniejsze tytuły. Dzisiaj chociażby na talerzu ląduje
płyta wykonawcy, o którym nic nigdy nie słyszałem. Zatem zastosuję zabieg
podobny jak przypadku pozostałych tych dziwnych płyt ostatniego tygodnia.
Włączam, słucham, a potem piszę.
Słuchając widzę, faceta w garniturze w koszuli z kołnierzykiem wielkości skrzydła Concorda, który trzyma mikrofon i zamaszystym ruchem dłoni to sobie go przysuwa to oddala od ust. Bardziej wizualnie to taka muzyka kojarzy mi się ze znakomitą sceną z "Misia":
Generalnie cieszę się bardzo, że wam się ta zabawa spodobała, więc odkopuję dalej dziwne płyty i będę je tutaj prezentował. Najlepszy numer na płycie pana Koconia to "Adresy". Powiem jeszcze coś. Przesłuchałem tej płyty dzisiaj dwukrotnie. Ewidentnie najlepsza rzecz z tych moich ostatnich wynalazków. Zwariowałem. A już niebawem zapraszam na kolejny odcinek cyklu: Z Archiwum Płyt Niesłuchanych"
Mnie się trafiła edycja Stereo. I podzielam opinię że to nie jest zła płyta.
OdpowiedzUsuń