czwartek, 30 sierpnia 2012

Closterkeller- Blue


Wstrząsająca płyta. Nie słucham tekstów w stylu, że powoli krystalizuje się styl zespołu, że lepsza od debiutu, że zespół zaczyna zmierzać w takim to czy innym kierunku. Dla mnie to dzieło klasyczne jak każdy closterowy kolor, który dane było mi ujrzeć. Znakomicie uzupełnione klawisze gitarą, lub jak kto woli gitara klawiszami. Potężny ładunek gotyckich dźwięków. Solówki gitarowe oszczędne i nie za długie ale za to każdy dźwięk idealny. Tak solówki też są wstrząsające na tej płycie. Czy mam tu jakieś ulubione fragmenty? Tak, wszystkie, brak jakiejkolwiek muzycznej waty, czytaj- zapchajdziury. Idealne proporcje pomiędzy żywszymi momentami i closterkellerowymi odlotami i nastrojami. Ale to przecież już standard w ich przypadku.

klawiszowe pejzaże


Katowałem „Blue” długimi godzinami i dzisiaj nadal mogę jej słuchać bez przerwy. Pierwszy mój kontakt z utworami z tego krążka to oczywiście telewizyjny „Luz” i kilka pionierskich wideoklipów dla tego programu. Ależ wtedy wydawali mi się kolesiami z innego świata, mieli czarne ciuchy, niektórzy długie włosy, Anja mocny make up i odlotowe kiecki. W odróżnieniu do narodu jaki widywałem na ulicy swego miasta odzianego w kreszowe dresy i jeansy piramidy.Też chciałem wtedy zostać czarnym jeźdcem rocka na gotyckim zamku, na którym panowali Hrabia Drakula Beksiński i Lady Macbeth Orthodox. Jeansy trzeba było na czarno farbować...

Iluzyt- Luz                                                                             Immanoleo- Luz

Miałem kasetę "Blue" wydaną przez SPV, - wersję polską, nie wiem czy była wtedy dostępna też z wersją angielskojęzyczną. Zresztą do dzisiaj mnie zastanawia czy istnieje ale chyba raczej nie utwór tytułowy w wersji polskojęzycznej? W sumie to już się pogubiłem co gdzie zostało wydane i w jakiej wersji. Spytać muszę wujka Google.

Kładzie mnie ten numer na kolana. Jak wchodzi wers na czadzie "...Leave Me Alone"

Blue

Jak sama Anja rzekła, to ich najbardziej mistyczna płyta z gitarą basową, która rządzi niepodzielnie na tej płycie. Jedna z moich płyt "na zawsze". Jeśli tylko będzie sposobność zapewne wrócę do tej płyty, bo szkoda tylko jeden raz o niej pisać!!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Agressiva 69- Fade To Grey


Będąc młodym ortodoksyjnym fanem rocka i kapłanem faszyzmu muzycznego, gdyby mi kiedyś ktoś powiedział, że będę słuchał tego utworu i będę nim delektował swój zmysł słuchu wyśmiałbym go i rzucił na niego anatemę wiekuistą. A tym czasem wszelkie twory z nurtu new romantic jakoś bardzo mi odpowiadają. Poczułem się wyzwolony, bo nie muszę się przed samym sobą wypierać tego że takie numery mnie kręcą i do samochodu je zabieram na przejażdżkę z przyjemnością. Stąd mnóstwo mam takich reliktów minionej epoki u siebie. Nie brak w zestawach samochodowych wszelakich Talk Talków, Kajagugów, Duran Duranów i innych.

Fade To Grey to już swego rodzaju hymn tamtej epoki, nie jest to zwykła dyskotekowa pieśń, na swój sposób klimat zacnie rockowy z niego bije i chętnie jakieś party na kwadracie w rytm takich analogowych klawiszy bym sobie urządził.




Nasi coverotworcy wykonali swą robotę przyzwoicie, bez żadnych fajerwerków zagrali to co mieli zagrać, podoba mi się.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Proletaryat- Zadania Władzy


Właściwie, to jakby dalsza część jedynki. Wyszły praktycznie jedna po drugiej, słuchałem ich zawsze razem, nie czuję różnicy, że to inna płyta. Krótko, prosto, miedzy oczy. Czy ja wiem czy brzmienie jest inne lepsze w stosunku do debiutu? Chyba nie. Czterdzieści minut ostrego grzania i znów czuję się jakbym miał siedemnaście lat. Cóż za podróż odmładzająca. Oj tak, Proletaryat kiedyś rządził i nie miał sobie równych na rynku. Co nie włączyło się telewizora lub radyjka, to Oley z kuplami naparzali swoje rewolucyjne pieśni.


 Nie przepadam jedynie za „hymnami pokoleniowymi” jakie zawiera ta płyta. Utwór „Srajmy” to rock nie w moim stylu , tekst ciekawy na raz, ileż razy mam potem wysłuchiwać o przewodniej roli kupy w życiu narodów? Drugim jak dla mnie nietrafionym utworem jest powszechnie uwielbiany przez tłumy zaadaptowany na swoje potrzeby przez ploretariuszy „Karaluch” Również i w tym przypadku nie mogę zakumać tego dowcipu. Toporne to jakieś. Jak widziałem te tłumy na koncertach, które szalały w rytm słów la kukaracza lalalala to mnie to brzydziło. Reszta płyty natomiast to popis zespołu. Kilkuminutowe songi o mocy lokomotywy ET 22. Świetne utwory z niegłupimi tekstami. Proletaryat II zawsze w moim sercu.


piątek, 24 sierpnia 2012

Cool Kids Of Death- Bal Sobowtórów


Nie dałem tej płycie żadnych szans. Przesłuchałem ją kilka lat temu raz. Słownie: jedenraz. Co mi zostało w uszach po tym jednym razie? Jakieś klawisze rodem z epoki przedcyfrowej czyli z lat osiemdziesiątych. Usłyszałem jakąś chamską perkusję nasączoną elektroniką. I chyba tylko tyle. Nie usłyszałem tego co chciałem usłyszeć czyli ciosów gitarowych z dobrym tekstem. Ale to już nie jest ten sam zespół, to już nie te czasy. Płyta więc trafiła w odmęty niebytu, pilnowanego przez kurz mojej niepamięci.


Są takie dni kiedy nie mam czego słuchać, i w takie dni sięgam często do płyt, które z różnych względów nie zaskarbiły sobie mojej sympatii. I tak też stało się w jeden z dni sierpniowych roku bieżącego. Album zabrzmiał niespodziewanie dobrze i ciekawie. No to udałem się wraz z zespołem na ich Afterparty. Nawet nieźle się zacząłem się tam bawić. Owszem zdania nie zmienię płyta tonie w elektronice i razie mnie to, przez co całościowa ocena płyty jest zaniżona. Są ukryte dobre riffy i dobre melodie, trzeba niestety mocno się wsłuchać by dostrzec te skrawki złota mieniące się ciemności.



No muszę się przeprosić z ta płytą i wio na uszy i rower. Do ataku! Rewolucja po latach od debiutu ciągle trafia na podatny grunt.  Nie dorosnę jednak nigdy. Jako dojrzały wiekiem, nie powinienem tak emocjonalnie reagować na teksty pisane przez kolesi młodszych ode mnie o dobre kilkanaście lat. Ale mnie to rusza!


Ostatnie zdanie dopisuję teraz po przesłuchaniu dzisiaj trzykrotnym tej płyty. Ależ techno rock dance punk na tej płycie bije po uszach. Znakomite jednak są te numery i elektronika przestała razić. Uwielbiam takie odkrycia po latach. Każdy numer to przebój, aczkolowiek słowo "przebój" czy też "przebojowy" dziwnie brzmi w odniesieniu do takiej muzyki. Aż mi żal że tylko jeden numer wybrałem.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Aya RL- "Czerwona"



Nie powinienem tego robić. Pisać trzeci raz o tej samej płycie, ale w końcu na swoim blogu mogę pisać kiedy chcę i o czym chcę, nie mam żadnych odgórnych obwarowań i wytycznych.  Muszę to zrobić bo chodzi za mną ta płyta już prawie miesiąc. Wszystko za sprawą jednego sobotniego wieczornego spotkania przy alkoholu. Procenty przybywały, noc ciemniejsza i bardziej głucha się robiła, nastroje natchnione. Gospodarz spotkania u którego gościem byłem położył w końcu na talerzu gramofonu tą płytę.


 Z tego co pamiętam a na szczęście dobrze pamiętam, przesłuchaliśmy ją całą w skupieniu i z wyraźnym zachwytem na ustach i uszach. Być może w tym zachwycie zbyt duży udział miały napoje serwowane w trakcie odsłuchu, ale nie zmieniam zdania. To jest znakomita płyta. Ponadczasowa, natchniona. Dogłębnej analizy kilku utworów dokonałem we wcześniejszych postach. Zainteresowanych proszę o odszukanie ich w liście utworów ukrytej w tekściegdzies poniżej.


 Oprócz nich zostały nam same kapitalne rzeczy, bo czy można przejść Księżycowym krokiem” obojętnie obok „Naszej ściany” unikając zdjęć i zastanawiając się „Czy to oni?”. Dlatego też „Nie zostawię” niczego na Ulicy miasta”, bo to „Polska”, mimo iż już w swoim „wariancie C”, ale nasza. Gdy to wszystko widzę to co mi zostaje? Mogę jedynie skoczyć w "Pogo I" i w "Pogo II".

nośnik kasetowy do kolekcji:


niedziela, 19 sierpnia 2012

Recidive Blues Band- Midnight Blues & Ain't Ya Coming Home Baby


Do niedawna kompletnie nie miałem pojęcia co właściwie gra ten zespół. Miałem wyobrażenie, że jeśli w nazwie zespół ma człon "blues band" to nic dobrego to nie wróży, takie nazewnictwo jest zbyt oczywiste, prostackie, czy może innymi słowy banalne. Dwa utwory na tej koncertówce są wyborowe. Ileż razy już przyznawałem się do faktu, że lubię smutne granie, smutne bluesy?

Ten numer nie może mi się nie podobać skoro jest bardzo podobny do tego co grał kiedyś mój bluesowy mentor czyli John Mayall:



Zresztą to sam już nie wiem, czy to jest autorski utwór zespołu, bo podobieństwa są aż nadto widoczne. Jednakże w spisie utworów nie ma adnotacji że to nie ich numer. Lekko mnie to zastanawia. Nieważne, mimo tego faktu, utwór ten zagrany z dużą ilości przestrzeni i emocji, znakomicie budowane jest napięcie i rozwinięcie.


I drugi utwór to cover, zgrany równie wyśmienicie, z luzem polotem i co najważniejsze z sercem, co słychać i czuć.


Reszta płyty już mnie niestety tak nie rusza i nie wprawia w bluesowy trans i stan. Pozostałe numery zagrane są bardzo sztampowo, bluesowo bez emocji. To oczywiście tylko moja wizja tej płyty.

piątek, 17 sierpnia 2012

Blenders- Za Pokojem


Łatwo miło i przyjemnie. Relaks pełny. Może jeszcze brak subtelniejszych momentów z płyt późniejszych, ale za to nie popadają w popowy banał co czasem im się później zdarzało. Takie polskie Red Hot Chilli Peppers. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, jednak iż na tej płycie za dużo jest jak dla mnie pozytywnej energii i radości. Jednak jestem zwolennikiem ponuractwa i doliniarstwa w muzyce. Za dużo wesołych dźwięków wpływa na mnie negatywnie.


Dlatego do tej płyty wracam jedynie kilka razy w roku. I może dla tego jest ona nadal świeżym daniem  w moim odtwarzaczu. Na szczęście nie zanosi się na to, że prędko mi się ta płyta znudzi. Nie nudzi się bo, jest w miarę różnorodna, mieszają chłopaki, fajnie układają sobie linie wokalne. Niezobowiązujące granie na dobry humor. "Za pokojem" najlepiej sprawdza się na zakupach lub przy sprzątaniu.

Za Pokojem z obrazem

Za pokojem


Co nie zmienia faktu, że kiedyś byłem bardziej oczarowany tym wydawnictwem.


środa, 15 sierpnia 2012

Madame- Może Właśnie Sybilla/Głupi Numer


Mój pierwszy kontakt z zespołem Madame? Telewizyjny klip- Sybilla. Puszczano go bardzo często w ówczesnej telewizji publicznej. Muzyka wraz z obrazem właściwie mnie przerażała jako przyszłego wyznawcę religii jaką stał się dla mnie rock. Telewizor był czarno-biały więc niewiele i tak było widać, dźwięki też nie skłaniały do tańca i uśmiechu na ustach nie wywoływały. Na pewno nie pozostawiły mnie obojętnego na to wydarzenie. Wstrząsający klip.


Już jako kapłan rockowego kościoła świadomie słucham tych numerów Madame i nadal jestem pod wrażeniem środków wyrazu jakie te numery w sobie mają. Tyle niepokoju i napięcia wygenerowano w tych dźwiękach, że nie można się od nich uwolnić i przejść obojętnie obok nich. Chore dźwięki, chore teksty, no bo co innego im pozostało w tym chorym kraju do zrobienia… jeśli nie taką muzę.



Jako młodzian zawsze chciałem zrozumieć o czym ten czy inny twórca śpiewa i zawsze odnosiłem to do rzeczywistości bo tylko takie punkty odniesienia jako dziecko znajdowałem. Cóż poradzę na to iż edukację muzyczną jako słuchacz rozpocząłem w dniu komunii świętej kiedy to dostałem radiomagnetofon marki Kasprzak- ale ten wątek został już poruszony na łamach tego bloga.  Wracając do tematu jeśli Kora śpiewała, że:

Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza

To było tak realne i rzeczywiste, że widziałem ją, widziałem kołdrę, widziałem smętnego ptaka i wilgoć na mej twarzy siadała

Jeśli Republikanie śpiewali:

Moja krew
co chyłkiem płynie w głębi ciała które kryje się
po ciemnych korytarzach w alkoholu w ustach kobiet krew
podskórne życie me mierzone w litrach i płynące wspólną rzeką w morze krwi
moja krew
moja krew
mrożona wysyłana i składana w bankach krwi bankierzy przelewają ją
na tajne konta tajna broń
moją krwią
tajna broń konstruowana aby jeszcze lepiej jeszcze piękniej bezboleśnie ucieleśnić krew
moją krew
wypijaną przez kapłanów na trybunach na mównicach na dyskretnych rokowaniach
moja krew
moja krew
to moją krwią
zadrukowane krzyczą co dzień rano stosy gazet nagłówkami barwionymi krwią
moją krew
wykrztusił z gardła spiker na ekranie liczę ślady
mojej krwi
moją krwią
leciutko podcmielone damy delikatnie przechylają szkło na rautach w ambasadach tak to
moja krew
to moją krwią
podpisywano wojnę miłość rozejm pokój wyrok układ czek na śmierć
moja krew

To w wyobraźni mej pojawiał się chory teledysk gdzie krew wylewała się z szaf i obrazy krwawe latały mi przed oczyma, musiałem wyłączyć radio, by móc potem spać. Straszne rzeczy działy się w polskim rocku… Taki to mój młody i nieprzygotowany umysł został wystawiony na ciężką próbę i został skrzywiony nieodwracalnie.

Wracając do Madame, skoro więc Gawliński pisze:

Mówisz coś, tamci nie chcą Cię słuchać
Walczysz o dobro wszystkich błądzących w ciemności
Dziki sąd, ustępują już sztaby nieznanej przyszłości

Sybillo, Sybillo
Sybillo, Sybillo

Na drodze białą kredą ktoś napisał
Podobno nie ma już Francji
Komunikaty kłamią, bezludne miasta i cienie na murach
Dziki sąd, powiedz mi, czy jutro będę jeszcze żył

Trzy rzeczy zrobiły na mnie kolosalne wrażenie

      - Podobno nie ma już Francji (nie było internetu , nie mogłem sprawdzić czy to prawda)
      - Kim była Sybilla?
-     - Powiedz mi czy jutro będę jeszcze żył?- i okrzyk NIE!!!

       mrożący krew w żyłach tekst


Drugim bohaterem jest „Głupi numer”, który też pojawił się na opisywanej już składance Jeszcze młodsza generacja i tu też ją opisywałem. Świetny mocny basowy wstęp i dalej jazda zgodnie z kanonem takiego zimnego grania



Wers o nieistnieniu Francji zrobił wrażenie nie tylko na mnie bo zespół współczesny, którego grania raczej nie trawię nazwał swoją płytę przewrotnie "Podobno nie ma już Francji" i w utworze tytułowym chyba nawet używają tego wersu jako refrenu.


Linku brak, poszukajcie sobie sami, mi się to nie podoba, więc tego u siebie nie wklejam

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dezerter/Deuter- Nie Ma Ciszy W Bloku



Wstyd się przyznać, lecz jako pierwszą wersję poznałem ten kower. Dopiero ta płyta Dezertera skłoniła mnie do sięgnięcia po oryginalne nagrania Deutera. I to właśnie takie chwile uwielbiam. Po latach odnajduję coś czego nie znałem, a do tego to coś jest znakomite. Po raz kolejny zespół Dezerter przyczynił się do mojego dobrego samopoczucia muzycznego. Wersja Dezertera wręcz przebojowa. Nie mogę się opanować i pod nosem wykrzykuję sobie refren. Przecudnej urody to kower! Strasznie kopliwy.



Na szczęście całe życie mieszkałem domu typu "peerelowski klocek", więc spać mogłem sobie spokojnie, chociaż zazdrościłem chłopakom, którzy mieszkali w blokach, że mogli ze sobą częściej się spotykać. Z perspektywy czasu oczywiście to ja miałem lepiej i chyba w życiu nie chciałbym w blokowiskach zamieszkać.

Nie Ma Ciszy w Bloku- lekko mnie zdziwiła ta wersja, faktycznie Kazik mógłby się na nich wzorować nagrywając pierwszą swoją płytę solową.


 
Dezerter ma chyba najwięcej postów u mnie. Cóż za singlowa kapela.