Strasznie byłem napalony na tą kasetę, kiedy o niej
słyszałem i czytałem naście lat temu. Czytam, że nowy projekt, że Titus z
Acidów, że Peter z Vader’a, że grają kowery światowego rocka. Tego całego Para
Wino jeno nie kojarzyłem, bo to jakby nie w mojej muzycznej estetyce się
obracał. W końcu okazało się, że któryś z moich kolegów miał zakupioną kasetę z
tym materiałem. Pożyczył mi, biegłem do domu z wypiekami radości na twarzy, włączyłem
kasetę. Pierwszy, drugi, trzeci numer. Nuda. Czwarty, piąty, szósty i siódmy-
nic się nie zmieniło- nuda. Dopiero przy kowerze Boney M. „Daddy Cool’ moje
serce szybciej zabiło, a lico się rozchmurzyło.
Po tym utworze, do końca już też
się nic nie dzieje. Chyba tylko ten utwór wyróżniłbym z tej kasety. Nie wiem,
czy to słabość dobranych utworów do przerobienia, słabość wykonania czy moje
marne poczucie humoru, kazały mi oddać natychmiast kasetę właścicielowi. No i
jeszcze perkusja, która brzmi niczym z automatu- straszne.
Przez lata nie zaprzątałem sobie myśli tą płytą, ani też do
niej nie wracałem. Dopiero niedawno przeglądając stare numery Teraz Rocka,
natknąłem się na recenzję reedycji tej „kultowej kasety”? Mój wzrok przyciągnął
spis utworów, w którym zauważyłem o wiele więcej tytułów niż na tej
nieszczęsnej kasecie. Faktycznie czytam i dowiaduję się, że dodano do dysku
jakieś bonusowe kompozycje.
wersja pierwotna, się panu bardzo podobała jak możemy się dowiedzieć z tej recenzji.
Moje wrodzone usposobienie nakazało mi wykonać
sentymentalną podróż w czasy młodości, by poczuć ten klimat ponownie, a przy
okazji przekonać się czy po latach coś się zmieniło w moim podejściu do tej
produkcji. Może dodatkowe kowery są lepsze, ciekawsze? Pomyślałem naiwnie. Cóż, odpalam. Pierwszy
dodatkowy, drugi dodatkowy, trzeci dodatkowy. Nuda. Kolejny, jeszcze jeden,
następny, coraz nudniej. Kiedy się to skończy, następny, idę po kawę, bo zasnę.
Wiem, nigdy nie lubiłem takiej muzyki, i już pewnie nie polubię.
Wersja z bonusami, się panu raczej średnio podobała jak widać z recenzji poniżej. Przez niego musiałem jeszcze raz przezywać ten muzyczny koszmar, a przy okazji znó.w miałem szesnaście czy też siedemnaście lat.
W sieci krąży barwna opowieść Titusa o nagrywaniu niniejszego "dziełka". W sumie całkiem zgrabna płytka. A nie o wszystkich produkcjach, w których maczał palce niejaki Paraszczuk można to powiedzieć. Zrobiłem sobie nawet godzinę wspomnień z Para Wino. Łzy się polały, młodość nie wróci ;)
OdpowiedzUsuń