Zawsze byłem, jestem i będę wrogiem nagrywania tych samych numerów przez zespół który je już ma w swojej dyskografii. Przecież to działanie bez sensu. I tak każdy jest już przyzwyczajony do danej wersji, danego brzmienia, czy interpretacji swoich ulubionych płyt, utworów. Każda nowa ingerencja artysty budzi sprzeciw i złość. Wiem że muzycy chcą poprawić, naprawić niedoskonałości swoje działalności, i może też wnieść coś nowego do kompozycji, coś czego kiedyś nie umieli zrobić, może po latach coś ich oświeciło i znaleźli jedyną słuszną wersję i pomysł, który muszą wprowadzić w życie.
Jestem generalnie na nie. Ten wywód i ta teoria nie tyczy się tylko jednego, jedynego zespołu, którym jest APTEKA!
To co Magistrowie farmacji prowadzący muzyczną aptekę potrafią zrobić ze swoimi utworami udowadniali już niejednokrotnie, czy to niekończące się wersje utworu „Synteza” czy też opisywany niedawno „Korowód”
„Spirala”, bo o niej mowa, jest dla mnie pełnoprawną płytą Apteki i mimo, iż materiał premierowy to nie jest słucha się tego z wypiekami na twarzy. Znane utwory, nic nie straciły z ducha pierwowzoru, może też i lepsze nie są ale słucha się tego wybornie. Coś nie ma dystansu do tego bandu. Każdy numer odkrywam na nowo, w każdym tchnięta jest nutka zwariowanego mózgu Kodyma. Stąd też każdy utwór jest niczym nowy song.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz