Mimo, iż chłopaki śpiewają w pierwszym numerze, że „jest dobrze jest miło”, to niestety nie jest ani dobrze ani miło. Jest przeciętnie, a czasem wręcz słabo. Schylam głowę nad klawiaturą za te słowa. Przecież Sztywni jak już kilkakrotnie razy podkreślałem to moi faworyci młodzieńczych lat. Niestety wszystko się kiedyś kończy. Zarówno młodość jak i dobre płyty Sztywnego Pala Azji. Nie będę kłamał, że mi się ta płyta kompletnie nie podoba, bo słuchałem jej bardzo dużo, w chwili jej ukazania się, bo siła mej platonicznej miłości do nazwy zespołu była i w sumie jest ogromna. Do dzisiaj więc kilka fragmentów mogę wykroić i słuchać ich bez przerwy, jednak jako całość płyta ta zdryfowała na mieliznę kompozycyjną i tekstową.
Najbardziej wstydzę się za kompozycje w stylu „Kolor czerwony” jezuuu, co za wstyd. Niewiele lepszy jest utwór tytułowy. Strasznie jest pisać po latach o takich rzeczach, wtedy wydawało mi się że chłopaki śpiewają o mnie, o ważnych dla mnie wtedy sprawach, dzisiaj aktualny jest tylko utwór „Żeby żyć” bo tu się nic nie zmieniło, a ja dopiero po latach straciłem miłość do świata i wiarę w możliwość jego zmienienia, lub zmiany samego siebie, jak to Sztywni sami ujęli w numerze z drugiej płyty „Nie zmienię świata, ale mogę zmienić się sam i mogę zmienić ciebie. To też taka naciągana wizja.
Lepiej ujął to Matt Johnson z zespołu The The w utworze Lonely Planet
If you can’t change the world, change yourself, if you can’t change yourself , change your world
No i takie rozterki mnie dopadły pisząc o tej płycie
Za to do ciekawszych chwil tego krążka muszę zaliczyć nietypowy utwór dla stylu Sztywnego czyli „Ania, rodzice i ustawa” ostro bujany funko-rap. Niewiarygodne, ale ciężko mi wybrać jakiś utwór by został w nagłówku uwieczniony. Mocno się jednak zestarzałem, albo dojrzałem, bo mocno rozwodniona jest jednak ta papka. Ciężko mi się ją przełyka.
Już ostatni post jaki umieściłem o zespole – „Przepraszam” był w podobnym tonie. Dzisiaj ja mogę przeprosić zespół, że taka laurkę im wystawiam po tylu latach lojalności, ale uważam teraz, że to płyta dla zbuntowanych trzynastolatków. Z drugiej zaś strony nie mogę o niej nie wspomnieć bo była czy mi się to podoba czy nie, częścią mojej muzycznej edukacji i znam ją na pamięć.