piątek, 17 lutego 2012

Collage- Eight Kisses


Płyta do słuchania w całości, w skupieniu, najlepiej robić to w samotności, tylko wtedy można się nią w pełni delektować. Nie ma tu przebojów, nie ma wpadających w ucho melodii ani nic w tym stylu. Trzeba tej płycie dać szansę na dłuższe jej przebywanie w odtwarzaczu. Wtedy ukryte piękno wybija z każdej kompozycji. Moim najlepszym fragmentem na tej płycie jest „Eight Kisses” chyba za porywającą solówkę, która rozwala mi serce za każdym razem. Jednak jak pisałem najlepiej włączyć play i czekać aż płyta się skończy. Każdy utwór jest ważny, wartościowy. Generalnie jak każda płyta Collage, nastrojowa, smutna, klimatyczna, rozmarzona.

Inaczej sądzi co prawda recenzent, który się wynudził, ale widocznie mnie nie posłuchał i puścił sobie "Safe" podczas przygotowywania kolacji a może co jeszcze gorsze śniadania:


Ten klimat nie wróci, jedynie Satellite Wojtka Szadkowskiego może zbliżyć się do tego co grał Collage, wszystkie te projekty i zespoły pozostałych członków zespołu są jedynie bladym odbiciem tych kilku płyt z lat dziewięćdziesiątych jakie popełnił opisywany dzisiaj zespół. CZyli jestem starym pierdołą, który sie uparł, że tylko kiedyś była dobra muzyka. Straszne, lecz prawdziwe.


Collage do tej pory na blogu:


2 komentarze:

  1. Ja za to miałem okazję posłuchać na żywo projektu (tfu, nie znoszę tego słowa) Strawberry Fields. Matko z córką...

    OdpowiedzUsuń
  2. a mnie Stawbery Field i Believe podobaja sie..inne granie ale tak samo z klimatem..trudno oczekiwac by grano to samo co w Collage..to juz legenda i tak pozostanie...idac tym tropem rozumowania to musial bym odrzucic Lunatic Soul bo to nie to samo co Riverside ;)...

    OdpowiedzUsuń