Jako iż znalazłem chyba najkrótszą recenzję płyty, postaram się również do minimum ograniczyć swój tekst. Takiego właśnie Niemena nie lubię i tyle. I może nawet nie za sama muzykę a za to, że taki jedynie obraz tego artysty i jego twórczości istnieje w świadomości polskiego społeczeństwa i to mnie wkurwia.
Przy sprzyjających okolicznościach przyrody ten krążek brzmi nadspodziewanie dobrze. Nie zapatrywałem się zbyt dobrze na tą płytę, gdyż skład zespołu, a właściwie jego brak kierował moje przypuszczenia w stronę odjechanej muzyki elektronicznej i syntezatorowej. No i owszem Czesław Niemen sam zasiada za baterią klawiszy i wydobywa z nich czasem mniej a czasem bardziej kosmiczne dźwięki
Płyta ma też wydrukowany napis MIDEM 80, przez co rozumiem, że Czesław Niemen był wtedy naszym towarem eksportowym na tych muzycznych targach, ale już nie wgryzam się w historię by dowiedzieć się, czy ta płyta powstała specjalnie na tą okazję czy nie. Słuchając tego krążka mam momentami odczucie jakbym obcował z muzyką do polskiego serialu dla młodzieży "Rodzina Leśniewskich" tam też Niemen napisał muzykę. Ciekawe czy ta właśnie ścieżka muzyczna do filmu ukazała się na jakimś nośniku?
Jakoś nigdy nie byłem fanem klasycznego hejwi mentalu i wysokie zaśpiewy wokalistów, którzy w swych pieśniach opisywali smoki, czy też inne wyprawy Wikingów były mi raczej obce. Nie inaczej jest z twórczością zasłużonego dla naszego rodzimego rocka Grzegorza Kupczyka. Ani solo, ani w CETI mnie nie przekonywał. Po prostu nie moja bajka. Na tej solowej płycie znalazłem jeden utwór, który za sprawą całkiem niezłego riffu zapadł mi w pamięć. Mam na myśli utwór "Schron". Jest tu jeszcze jedna niezła kompozycja "Koko Dżambo"
No i tradycyjnie jak to bywa w przypadku płyt na których wytępuje Grzegorz Kupczyk o pomstę do nieba woła szata graficzna. Okładka płyty poraża pięknem. Chociaż do obrzydliwych okładek zespołu CETI to i tak jej jeszcze bardzo daleko.
Takie oto mamy czasy, że prawdziwa muzyka jest w podziemiu. Siedzą młodzi, czasami starsi kolesie po garażach, piwnicach, swoich próbowniach i innych domach kultury i z uporem maniaka, wiarą i nadzieją, że to własnie im się może uda, że to ich ktoś kiedyś gdzieś usłyszy i może doceni. Współczesny rok nie ma nic wspólnego z listami przebojów, telewizją, radiem, gdzie go prawdziwego nie usłyszysz. Nawet ten oto mój blog jest tego dowodem, bo o czym ja tu do was piszę. O jakiś skamieniałych zespołach z zeszłej epoki, o wypromowanych współczesnych bandach obecnych w mediach wszelakich.
Takich zespołów jak The Ghist, czy mój DITF jest mnóstwo, pewnie nikt o nas nigdzie nie napisze i nic nie zwojujemy, ale istniejemy i dzięki takiej muzyce rock nigdy nie będzie dead. Ni ebędę oceniał tej epki, bo musiałbym napisąć, że wokalista jest Jackiem White'm bardziej niż sam Jack White, nim jest, że utwór z klipu jest o połowę za długi i generalnie wokale we wszystkich trzech numerach uważam za najsłabszy element tego projektu. Moge jeszcze napisać, że muzyka tu zawarta brzmi bardoz dobrze, wręcz miażdzy mnie perskusja i gitara. Czyli można nagrać dobrze brzmiącą muzykę w warunkach domowych, to ważne.
Mogę jeszcze napisać, że ci młodzieńcy sa strasznie młodzi, ale czują rocka tak samo jak starzy wyjadacze. Czekam zatem na kolejny krążek już mam nadzieję bardziej dopracowany wokalnie i pełnowymiarowy. Krążek wydany również w warunkach domowych metodą Adama Słodowego czyli "zrób to sam" Czasami zastanawiam się dlaczego piszę o O.N.A., Perfektach, Lady Pankach, a nie o zespołach nieznanych, młodych. Nie wiem. Niby łatwo w dzisiejszych czasach w dobie internetu dotrzeć to takich rzeczy i związanych z nimi informacji, a z drugiej strony bardzo ciężko słuchać mi takich rzeczy, bo mimo wszystko nie jest łatwo znaleźć coś naprawdę wartościowego.
Najlepszy fragment na krażku zapytacie? Numer trzy.
No bardzo chciałem posłuchać tej płyty, bo jakoś nie miałem nigdy okazji, a chyba przede wszystkim nie miałem ochoty. No i co słyszę? Grzesiek Skawiński na bieżąco słuchał tego co się dzieje w świecie, po pierwszy utwór to Korn, drugi to jakaś drętwa balladka dla nastoletnich fanów rocka. Trzeci numer to znów jakaś wariacja na temat nu metalu i nowinek technicznych w studiu nagraniowym AD 1999. I tak do końca płyty jakoś moge w jednym zdaniu ocenić ten krążek.
Nie robię głośniej, bo chłopaki z zespołu mnie wyśmieją, że słucham tego krążka. Chyba dobrze się stało, że zespół dał sobie spokój z dalszym trwaniem i tworzeniem. Za mało autentyzmu, za mało szczerości. Tytułowy numer też jakiś numetalowy- kornowy, ale chyba najlepszy na tej płycie. Dobrze, że tu się Chylińska nadziera zawodowo tak jak lubię. Za dużo tu balladowych numerów, za mało czadu.
Krótka relacja filmowo- fotograficzna z naszych ostatnich koncertowych podbojów. Płyta nadal się robi i zrobic się nie może. Utwory powstają, koncerty się odbywają. Ciężkie jest życie młodego zespołu starych ludzi. Ciągle pod górę. Dobrze, że to tylko nasza pasja, a nie praca.
A miało być tak pięknie. Wizyty w zakłądach pracy, autografy, wywiady w środkach masowego przekazu.
Ekipa wsparcia technicznego na zdjęciach poniżej. Odpowiedzialni za wizualizacje, transport i wspieranie nas na kazdym etapie naszje kariery. Ostatnie wskazówki przed występem.
Właśnie na płycie "Stop" zakończyłem swoją przygodę z zspołem De Mono. Za pierwsze dwie płyty jestem im wdzięczny, bo był to kawał dobrego rocka z okolic popowych stonsów. Numery wyraziste, produkcja rockowa, gitary surowo riffowały, saksofon Chojnackiego idealnie uzupełniał tą muzykę. Złego słowa powiedzieć o tych płytach nie mogę, a i do dzisiaj często po nie sięgam. Psuć zaczęło się właśnie z momentem wydania "Stop"
Kupiłem kasetę z tym materiałem w ciemno i nawet mi się chyba podobała, bo znałem ją na pamięć. Różnica była jednak istotna. Brzmienie już zupełnie popowe, z ostrych i zadziornych gitar pozostały wyprodukowane partie. No i co najważniejsze kompozycje już też bez takiego ognia i powiewu świeżości. Do tego ja starszy o kilka lat, jak mogłem słuchać takiego popu dla dziewczynek skoro włosy do pasa i kraciasta koszula na plecach leżała jak ulał.
No przyznać muszę, że początkowo zgrabne melodie lekko mnie porobiły, ale nie dajmy się zwariować, na dłuższą metę te słodziaki są nie do słuchania. Nie słuchałem juz tej płyty bardzo dawno, nawet zatem nie wiem jakie numery się na niej znajdują i czy coś po latach bym z przyjemnością usłyszał jeszcze raz. Kilka numerów jeszcze jakos się broni ale większość kompozycji na "Stop" jedzie już strasznym topornym popem z ładna melodią, że aż mnie mdli. Klipy oglądam jedynie dla Agnieszki Maciąg.
Udana kontynuacja znakomitej dla mnie płyty „Zapach
Wyjścia”. Teksty znów znakomite, muzyka najwłaściwsza z możliwych. Dźwięki
Variete złagodzone przez obecną tu elektronikę nadspodziewanie dobrze wchodzą
mi w głowę. Nie jest to oczywiście muzyka, która zaskarbi sobie tłumy
słuchaczy, to nadal trudna w odbiorze połamana muzyka z wymagającymi tekstami.
Jeśli ktoś lubił zawsze ten zespół kierunek w którym teraz podążają raczej
będzie odpowiadał. Rockowy trans w polskim wydaniu.
Takie wersy przywracają mi wiarę w to że teksty w muzyce
rockowej są bardzo ważne.
Nie ma ze mnie dziś pożytku
Umiem tylko śpiewać
A piosenki, moje piosenki
Nie służą nikomu i niczemu
Czyż to nie piękna chociaż smutna bardzo prawda? Dlaczego
dopiero teraz pisze o jednym z bardziej cenionych przeze mnie zespołów i ich
ostatniej płycie, ano jak zwykle chciałem jej dać czas, zawsze robię tak z
nowościami. Nie chciałem się zachłysnąć efektem świeżości i bzdur nawciskać
potem pisząc peany pochwalne. Przyznam się szczerze, że pierwsze odsłuchania
nastraszyły mnie bardzo, bo „Piosenki Kolonistów” najzwyczajniej w świecie mi
się nie spodobały, nie mogłem przebić się przez gęsty bas i schowaną gitarę,
okrytą elektroniką. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później trafi do mnie i
ta płyta. Jest odlot.
Czas jednak leci chyba coraz szybciej. Jeszcze przed chwilą ta płyta była nowością, a dzisiaj już cały świat drży, bo już kolejna premiera ze stajni Acid Drinkers ukazuje się na rynku. Proszę bardzo, już dwa lata minęły i przez ten czas nie miałem czasu napisać kilku słów o tym krążku. Może i dobrze, bo za wiele dobrego pewnie bym nie napisał. Dzisiaj zatem jedynie z dziennikarksiego obowiązku odnotowuję, że przełuchałem ta płytę kilkukrotnie i w głowie zostały jedynie dwa utworu, które ponad średnią się wybijają.
To co dla fanów jest normą, czyli to że Acid zawsze nagrywa dobre płyty mnie nudzi. Może za stary jestem na takie szarpidruty, ale jakichś powalających riffów i całych utworów to ja tu nie widzę. Ciagle te same patenty, no ile można. Solidnie się wynudziłem przy tym krążku. A to straszne, bo zawsze pałałem miłością do napierdalania na gitarach, a tu taki zawód
Jeszcze wam się to nie znudziło młodzieży? Oczywiście nie można odmówić zepsołowi pomysłowości i przede wszystkim konsekwencji w działaniu, ale jak dla mie to trochę już granie bez wyrazu. Nie wiem czy mam siłę by poznać nową płytę weteranów acid metalu. Właściwie to zmieniam zdanie. Nie podoba mi się żaden utwór zawarty na tym krążku. Sorry panowie.