Dobra, jest w końcu się doczekałem. Tylko nie mam kiedy się wybrać do kina. Dzieciaki wolą Sponge Boba i Pingwiny z Madagaskaru. Nie chciały oglądać filmu o gównie. W końcu się wybrałem jakiś czas temu do wielkiego miasta i grali czterdzieści facjat greja w każdym kinie, na każdym seansie, więc też nie było mi dane obejrzeć tego dzieła. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do kina zanim zdejmą go z plakatów.
sobota, 28 lutego 2015
środa, 25 lutego 2015
Dr Zoydbergh- Handmade Songs
Pierwsze przesłuchania przyprawiły mnie o ból uszu i głowy jednocześnie. Pomyślałem sobie weź chłopie, daj sobie spokój, nie rozumiesz i nie zrozumiesz o co biega w tej muzyce. Jednak z każdym kolejnym przesłuchaniem zaczął ten krążek zyskiwać moją sympatię. Może nie miłość ale przychylność z pewnością. A do tego płytę nagrano w moich rodzinnych stronach, więc się chwalę, że ją znam i mam.
Może jestem głuchy ale ciągnie się za mną duch myślenia Mike Pattona we wszystkich swoich wcieleniach muzycznych. Te pokręcone i pojechane dźwięki to moje myślenie potęgują. Ciężko uznać ta płytę za lekką i przyjemną, ale nudą to raczej z niej nie wieje. Czy chciałbym tak grać? Chyba nie? Czy chciałbym iść na ich koncert? Sam nie wiem. Wiem za to jedno. Panowie nagrali materiał, który im w duszy siedział i nie oglądali się na nikogo i na nic, na żadne mody i potrzeby kogokolwiek. Za to szacunek. Niech żyje wolność dźwięków i Swoboda.
Handmade Songs
poniedziałek, 23 lutego 2015
Budka Suflera- Ratujmy Co Się Da!!
Mimo gorącego apelu z okładki i dwóch nawet wykrzykników, niewiele da się tu uratować. Jakoś tak sztampowo, plastikowo i nudno. Dwa winyle, mnóstwo materiału, tyle tylko, że nie chce mi się tego słuchać. Zresztą kogo ja próbuję przekonać do tego, że Budkę Suflera da się słuchać? Siebie?
Oprócz tego, że z ciekawością zapoznałem się z szatą graficzną płyty i przestudiowałem dokładnie wszystkie zdjęcia to niewiele rzeczy zajęło moją uwagę. Przepraszam jakże zasłużony zespół dla polskiej rozrywki, ale odkładam ten album na półkę, może za jakiś czas to podwójne wydawnictwo nabierze wartości i sprzedam je z zyskiem, który przeznaczę na inne perły krajowego rocka.
sobota, 21 lutego 2015
Peter Pan- Days
Czy ja już tego gdzieś nie słyszałem? Satellite? Collage?
Tak coś w tym guście, to samo budowanie emocji i muzyki. Podobne harmonie i
podejście do muzyki. Czy to zarzut? W sumie nie, chociaż można się pogubić w
ilości nazw, projektów i składów, w których biorą udział praktycznie ciągle ci
sami muzycy. Na szczęście wolę frakcję tu obecną czyli pan Wojtek Szadkowski i
męski wokal, niż opcję z Mirkiem Gilem, który preferuje lżejsze i
delikatniejsze oblicza artrocka. Peter Pan przynajmniej w pełni wykorzystuje
moc wzmacniaczy i gitar, jak chociażby w trzecim na płycie utworze tytułowym. I
tak właściwie jest już do końca płyty, na której zespół prezentuje dosyć surowe
brzmienie oparte na naprawdę mocnych gitarach i ciężkich partiach perkusji jak na taki rodzaj muzyki.
Cold As Stone
Cold As Stone
czwartek, 19 lutego 2015
Partia- Żoliborz- Mokotów
Nie byłem nigdy ani na Żoliborzu, ani na Mokotowie, bo nie było mi tam po drodze. Co miałbym zresztą tam miał robić. Tą płytę mimo to słucham i znam ją jak własną ulicę. Co prawda myślałem, że już o niej pisałem, a tu proszę takie przeoczenie. Partia czadowa, partia tekstowo przystępna. Nadal dziwię się sam sobie, że taka muzyka znalazła drogę do moich pokręconych uszu i gustu. Chociaż z drugiej strony patrzę na tego mojego bloga i właściwie poruszam się w szeroko rozumianym rockowym mainstreamie i raczej rzadko pokazuję jakieś kapele z niezalu, albo o odjechanym podejściu do muzyki. Cóż widocznie jestem rockowym popersem.
No cóż muszę się z tym swoim obrazem pogodzić i tupać nóżką do przebojowych numerów zespołu Partia. Bo bo jak tu usiedzieć w spokoju skoro od początku płyty jeden za drugim suną skoczne numery. Bezapelacyjnym numerem jeden z tego krążka są "Światła Miasta". Niezobowiązująca, lekka i pogodna płyta. W sam raz na poprawę humoru.
poniedziałek, 16 lutego 2015
Houk- Generation X
Przestałem słuchać Houka od kiedy Maleo został kaznodzieją Rocka wraz z kilkoma swoimi innymi przyjaciółmi. A na poważnie od odejścia Sadowskiego, Houk zaczął grać trochę inaczej i trochę nie po mojemu, zresztą ja też już poszukiwałem czegoś innego w muzie. W ciemno zatem potępiłem ten krążek nie przesłuchując go ani razu. Pewnie do dzisiaj bym go nie odkopał gdyby nie jeden numer, o którym przypomniał mi mój friend.
Oczywiście był to numer "Woman". Bardzo przyzwoity. Skoro już przypomniał mi o tym utworze, to nie wypadało zapoznać się z resztą wydawnictwa. Słuchając próbowałem cofnąć się w czasie i odpowiedzieć sobie na pytanie w stylu: czy wtedy ta płyta by mi się podobała na równi z pierwszymi wydawnictwami Houka. Zostawię zarówno siebie jak i was bez odpowiedzi, bo nie umiem wykonać tego trudnego procesu myślowego polegającego na wyrzuceniu całego bagażu doświadczeń i tych muzycznych i tych życiowych i udzielenia sobie jasnej i klarownej odpowiedzi.
Hm, a ten utwór to widzę z jakiegoś filmu nawet pochodzi. No proszę nie wiedziałem. A, i z tej płyty ich słoneczny hicior. No też nie wiedziałem.
sobota, 14 lutego 2015
Beneficjenci Splendoru- Bóg, Honor, Mam Talent
Muzyki bez dobrego tekstu mogę słuchać bez problemu i nie
wpływa to na mój dobry odbiór dźwięków. Wtedy po prostu głos jest jednym z
instrumentów. Gorzej sprawa się ma jeśli są całkiem zgrabne i inteligentne
teksty, do tego mówiące o rzeczach ważnych i ciekawych ale podane są w
niestrawnej dla mnie formule muzyki. Taki problem spotkał mnie gdy natrafiłem
na płytę zespołu- projektu?- Beneficjenci Splendoru- „Bóg Honor, Mam Talent”.
Póki nie włożyłem słuchawek na uszy nie miałem kompletnie pojęcia z czym będę
miał do czynienia.
Myślałem, że będzie to rockowa muzyka. Okazało się jednak,
że słyszę melorecytującego faceta na tle elektronicznych bitów wspartych żywym
instrumentarium. Na pierwsze cztery przesłuchania okazała się to pozycja dla
mnie niestrawne. Jednak ciągle podświadomie coś mnie ciągnęło do tej płyty i co
jakiś czas ją sobie odsłuchiwałem ponownie rzucając ją co prawda w kąt. Te
cholerne teksty to sprawiały. Po tych wielokrotnych przymiarkach muzycznych
nawet z tych plastikowych dźwięków zaczęła przemawiać do mnie muzyka.
Nie będzie to moja płyta roku, ale słuchać będę od czasu do
czasu. Utwór „Simlock” i „Mięso Armatnie” z gościnnym udziałem wokalnym
Krzysztofa Ostrowskiego z Cool Kids Of Death to bezapelacyjnie najmocniejsze
fragmenty tego dla mnie dziwnego w sumie zjawiska muzycznego. Ale gdyby to
wszystko zagrać absolutnie na żywo. To byłby czad.
czwartek, 12 lutego 2015
One Million Bulgarians- Blues?
Długo słuchałem tej płyty ostatnimi dniami by usłyszeć jak
najwięcej. To że dzisiaj nie słucham już takich rzeczy jest faktem, lecz przy
odrobinie dobrej woli i uwolnieniu się z okowów współczesności muszę
stwierdzić, że „Blues?” sprawia mi nawet przyjemność. To, że jest to muza
ciężka w odbiorze, to że wieje chłodem, a nawet zimnem to wszyscy już wiemy. To
płyta ewidentnie na słuchaczy którzy mają już raczej z przodu czwórkę na
liczniku. Mnie aktualnie podoba się bardziej druga połowa płyty, jakby bardziej
poukładana, bardziej dopracowana muzycznie i aranżacyjnie w porównaniu z
pierwszą stroną gdzie jest dużo hałasu czasami o nic.
Świetny numer „Światło” jakby bardziej dopracowany od strony
melodyjności wprowadza nawet mnie w swoisty rodzaj transu. Takich właśnie
Bułgarów lubię najbardziej. Podobnie jest w utworze „Me-ha-dy-na” niby
spokojniej a nadal gitarowy zgiełk. Czy oni świadomie podzielili ta płytę na
dwa tak znacząco się różniące podejścia do kompozycji? Mogę tylko ubolewać, że
mam tyle lat ile mam, bo z przyjemnością cofnąłbym się do momentu premiery tego
krążka, bo wtedy ta moc tych kompozycji pewnie inaczej potraktowałaby mój
zlasowany mózg i słuchałbym tego na okrągło. A tak, klasyka? Owszem, trochę
przeze mie zapomniana ale klasyka rodzimej muzyki. Chociaż i tak najbardziej
kocham ich płytę „Teraz Albo Nigdy” i tak już zostanie po wsze czasy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)