środa, 31 sierpnia 2011

Acid Drinkers- Street Rockin'


Zespół Acid Drinkers to mój pierwszy kontakt z polskim metalem. I gdy się tak zetknąłem z tą płytą to wydawało mi się, że to jest już taki czad, że mocniej ani straszniej nie można już grać. Na szczęście w tym samym czasie  poznałem płytę Slayera „Seasons In The Abyss” i inne kapele, które faktycznie zionęły ogniem piekielnym. Przy nich Acidzi jawili się jako rockowi chłoptasie. No i nie grają tu metalu tylko fajowo zagrany zakręcony hard hejvi rock.

Uwaga na marginesie: to zdjęcie wisiało nad moim biurkiem bardzo długo. Miałem dwa takie same numery "Tylko Rocka", więc mogłem pozwolić sobie na pocięcie nożyczkami jednego z numerów i wykorzystanie zdjęć w celach prywatnych. Włosy Litzy były dla mnie odeałem jako dla młodego fana hejwi mentalu.
Do sedna: Niemniej „Dirty Money, Dirty Tricks” zawładnęło mną bez reszty, od razu poszukałem sobie ich debiutu „Are You A Rebel” i też mnie kopnęło, tyle że ich pierwsza płyta ma tak bzyczące beznadziejnie nagrane gitary, że trochę mnie to odrzuca od częstego słuchania ale same kompozycje to palce lizać.

nie dość że grali to jeszcze wyglądali rasowo:


Jeszcze jedna uwaga na marginesie: Streszczę artykuł. Chodziło o to, że mieli w planach karierę międzynarodową ale jak to zwykle w Polsce się nie udało.

Do sedna po raz drugi: Takie granie to była dla mnie nowa jakość. Za podejście do muzyki, za humor, ogromną porcję pomysłów, którymi był naładowany każdy kawałek. I wokal Tytusa, który mógł praktycznie wszystko zaśpiewać, wyszczekać i zrobić bóg wie co jeszcze ze swoim aparatem głosowym.  Litzowe i Popcornowe riffy też pierwsza klasa. Całościowo cały Acid to kolesie naprawdę dobrze używający swoich instrumentów. A o ich utworze z totalnie innej planety było już właśnie tu gdy klikniesz

Bardzo podoba mi się brzmienie tej płyty, do dzisiaj z głośników leci rockowa lawa w najczystszej postaci. Płyta „Dirty Money, Dirty Tricks” do dzisiaj jest jedną z moich ulubionych acidowych pozycji w ich dyskografii, bo są tu idealnie jeszcze wyważone odpowiednie proporcje pomiędzy dobrym rockowym graniem a zgrywem. Do moich ulubionych fragmentów tej płyty należą:

Are You A Rebel?; Too Many Cops; Acid Drinker; Smoke On The Water; Yahoo; Max - He Was Here Again; Ziomas; Traditional Birthday; Dirty Money, Dirty Tricks; Angry And Bloody; Street Rockin'; W.G.F.S. Power; Don't Touch Me; Zorba; Flooded With Wine

Niechcący wymieniłem wszystkie. Utwory z tej płyty. Chciałem wybrać najlepsze, ale jak to zrobić, skoro to jest bardzo dobra płyta i słucha się jej wyśmienicie. Ale najlepszy riff i power na płycie ma „Street Rockin’”

Recenzja z Teraz Rocka:

                                                               ocena: ****1/2

Recenzja jak to recenzja, można się z nia zgodzić lub też nie.

No i okładka.  Wtedy mnie powalała kolorami, ilością detali, humorem, dzisiaj jakby trochę mniej mi się podoba, ale w sumie to jaką okładkę mogą mieć Acidzi jeśli nie taką.


Zdjęcia i recenzja pochodza z tego numeru: 3/91

wtorek, 30 sierpnia 2011

Kobranocka- Kwiaty Na Żywopłocie


Jeszcze jedna strasznie ważna płyta w mojej kolekcji. To już zupełnie inne granie niż to z pierwszej ich płyty. Tutaj Kobranocka bardziej rockowa, poważniejsza. Mnóstwo ostrych rockowych zagrywek, tematyka i poetyka tekstów też jakby inna, bardziej poważna można by rzec. Po prostu rockowe granie przez duże G i R. No i oczywiście na tej płycie znajduje się ich największy medialny sukces czyli "Kocham cię jak Irlandię". Nie będę o tym kawałku nic pisał, bo jest on tak znany, że aż się rzygać chce, a wcale w moim osobistym mniemaniu nie jest aż tak rewelacyjny. Fajnie że wszedł do kanonu polskich ogniskowych przebojów i tyle. Generalnie zawsze go pomijam słuchając tej płyty. 


Na tej płycie jest na prawdę mnóstwo utworów, które są bardzo dobre i trochę mi się wydaje że ta płyta jest niedoceniana, a utwory niej mało znane. Wszyscy znają "Współczucie dla diabła" i Irlandię właśnie, a takie killery jak utwór tytułowy, czy jak "Zataczówka", " To wszy jej oczy wypiły", i "Ostrożnie trutka" leżą na boku przykurzone niepamięcią. I znów dęciaki w kilku utworach dodają tożsamości zespołowi i tej płytce. Jak dla mnie mocna rockowa jazda, energia każdego z tych utworów na tej płycie rozwala mnie do dzisiaj. Dlaczego chłopaki nie gracie tak teraz!!!


No i na tej płycie Kobranocka ma też chyba swój pierwszy utwór po angielsku, zresztą chyba jedyny w tym języku w swojej dyskografii. Co do mego analoga, to mam do niego ogromny sentyment. Po pierwsze należał on od zawsze do R. Obecnie jest u mnie ale mu go oddam. Nie przesłuchałem tego winyla ani razu, a to dlatego, że nie idzie tej płyty przesłuchać. Powód?


Czyli płyta nówka nieśmigana. Rarytas wydawniczy. Nie wiem, nie pamiętam czy R. miał ja od początku taką, czy poprzez niewłaściwe jej przechowywanie płyta dostała takiego kształtu. Pozostaje słuchanie jej na innych nośnikach. Dlaczego edycja kompaktowa ma inną, znów zmienioną okładkę nie pojmuję


garść ważnych informacji:


A to chyba mój ulubiony fragment tej płyty: Kwiaty na żywopłocie


niedziela, 28 sierpnia 2011

No Limits- Summer Love


Muzyka lekka łatwa i przyjemna ale inteligentna. Bardzo mało mam takich pozycji w swoich zbiorach. Pierwsza płytka zespołu. Lubię i tyle. Nawet bardzo lubię. O No Limits temat wyczerpałem w tym poście. Dzisiaj zostaje jedynie słuchać utworu.




sobota, 27 sierpnia 2011

Irek Dudek- Wykonaj to własnoręcznie


Nie przepadam za zbyt wesołym Irkiem Dudkiem w jego współczesnym muzycznym wcieleniu. Ta stylizacja na lata pięćdziesiąte i ten styl mi muzycznie nie pasuje. Ale Irek Dudek w takim wydaniu jakie prezentował w latach osiemdziesiątych np. jako Shakin' Dudi bardzo mi odpowiada. Przede wszystkim mądre życiowe teksty, takie z prekazem ukrytym, do którego muza idealnie pasuje. Świetne po prostu.  W sumie to ciężko zaklasyfikować te utwory. Nie mam płyt Irka Dudka oprócz kasety Bands Of 80’s. To taka mocno skondensowana dawka jego twórczości i szczerze mówiąc w zupełności mi wystarcza taka dawka jego muzyki.

I umówmy się, tu nie ma słabych utworów. Każdy to czad nieziemski, każdy utwór to klasyka polskiej muzy. "Wykonaj to własnoręcznie"- Klawiszowa wstawka potęga, gitara miażdży w riffie i rozbicie na wokale refrenu powoduje u mnie niezdrową ekscytację. Nie będę wymieniać innych tytułów, bo chyba każdy mógłby być u mnie tematem na osobny post. Idealna muza plus świetne teksty. Taki Bareja polskiej muzyki.

Stanisław Bareja w "Misiu"



Moje wydawnictwo kasetowe to piractwo w swojej najczystszej postaci i chyba w swoim szczytowym momencie. Spis tytułów i to wszystko. Kaseta, gdybym nie miał naklejek od pustych kaset to nawet strony nie byłyby oznaczone. Ale przynajmniej grała w miarę przyzwoicie. 

Wykonaj to własnoręcznie



Jeszcze kilka słów o klipie. Dawno nie widziałem tak dobrego obrazka do muzyki. To nic, że obraz nie jest zsynchronizowany z muzyką. Świetna fabuła, świetne pomysły.  Ten teledysk potwierdza tylko, że do dobrego obrazka nie potrzeba budżetu filmu pełnometrażowego z okolic Holiłudu ani półnagich tyłków a jedynie dobry pomysł (nie mam nic przeciwko półnagim tyłkom, wręcz przeciwnie bardzo je lubię).

piątek, 26 sierpnia 2011

Komety- Po drugiej stronie


Przede wszystkim dobry tekst, ale i muzyka rewelacyjna tylko troszeczkę ponad dwie minututy ale z jakim czadem i emocjami. Proste a treściwe, proste a z energią i za to ich lubię. Cała płytka specyficzna. Po prostu Komety i wszystko wiadomo. Szacunek za konsekwencje. Rozpoznawalność, oryginalność i niepowtarzalność. Pisałem już o innym utworze co prawda zespołu  Partia ale nie można chyba mówić o tych dwóch zespołach osobno. To jakby dwie strony tego samego medalu. Nie wiem jaka idea pchnęła lidera do założenia Komet, ale spokojnie każdy utwór jednego czy drugiego zespołu łączy to samo podejście do tekstu, i do muzyki. Zresztą podobnie pisałem już w tamtym poście.


I muszę znowu napisać, że chyba pójde zapalić, i że tekst "męski". Rockowa poezja w najlepszym wydaniu

Ktoś o tobie myśli
kiedy budzisz się rano
w bloku otoczonym
podobnymi blokami

Ktoś o tobie myśli
kiedy codziennie mijasz
te same ulice
i betonowe boiska

Zasypiasz w swoim bezpiecznym łóżku
w swoim pokoju
w swoim świecie
Niczego się nie domyślasz
O niczym nie wiesz

Ktoś o tobie myśli
kiedy czekasz na burzę
w późne, czerwcowe popołudnie
Ktoś o tobie myśli
kiedy stojąc pod drzwiami
szukasz kluczy w torebce
i nie możesz ich znaleźć

Zasypiasz w swoim bezpiecznym łóżku
w swoim pokoju
w swoim świecie
Niczego się nie domyślasz
O niczym nie wiesz


Po drugiej stronie

czwartek, 25 sierpnia 2011

Mr Z'oob- Piosenka o małym miasteczku


Ta płyta poprawiała i poprawia mi zawsze humor. Świetne teksty, energetyczne kawałki, kupę zabawy, mnóstwo świetnych refrenów. A przede wszytskim dęciaki wynoszące ten zespół ponad przeciętność. I wokal- taki zachrypnięty, a to lubię. No i co jeszcze Mr Z'oob to legenda polskiego rocka. Pisałem już, że generalnie nie lubię jaj w muzyce ale w tym wypadku chłopaki sa poza konkurencją.




Jak ich zakwalifikować? Polski Madness? Ale to wszyscy przecież wiedzą. Na pewno jest tu wszystko wymieszane w idealnych proporcjach by sprawić radość słuchaczowi. Ewenement na polskim rynku, nie było i nie będzie takiego zespołu więcej u nas.
Nie przeszkadza mi, że ta płyta to składak i chociaż nie przepadam za róznego rodzaju składankami typu the best of tej płytki słucha się znakomicie. Kopalnia przebojasów. Każdy numer zasługuje na oddzielny wpis.

singiel





Utwór "Piosenka o małym miasteczku" wybitnie tekstowo trafia do mnie z racji wątków autobiograficznych. Swego czasu dosyć często byłem klinetem PKS- u i wielokrotnie za oknem autobusu ukazywał się właśnie taki opisywany krajobraz, a i kilka razy "uciekł mi ostatni pekaes" Lecz każdy kawałek na tej płycie ma swoją historię, którą mogę dopasować do siebie lub do ludzi, których znam. Wiem, że dorabiam ideologię, której zapewne nie ma na tej płycie, ale cóż. Tak już mam.



Dobry tekst jest w nim wszystko kac, niedziela, syndrom niedzielnego popołudnia, wieś, sklep, remiza, wesele... 



wtorek, 23 sierpnia 2011

John Porter- Too Much Trouble


Dla mnie ta płyta to coś więcej niż tylko zbiór utworów. Kocham każdy trzask na niej. Począwszy od konferansjerki samego Johna na początku i między utworami, poprzez jego całą muzykę na tej płycie zawartą. Sama gitara i John, tak smutny i nastrojowy, że trudno to opisać. Generalnie nie jestem fanem grania akustycznego, bez pełengo instrumentarium i zazwyczaj taka forma mnie strasznie nudzi, ale w tym wypadku po prostu odpadam. Najlepsza płyta polska i zagraniczna z takim rodzajem grania. I nie chcę słyszeć żadnych Springstinów i ich Nebrasek czy Dylanów i smęceń Claptona unplugged w szczególności. Na "Magic Moments" jest więcej smutku, czadu, energii, nastroju  niż gdziekolwiek dane było mi usłyszeć.


Tą płytę poznałem u mego frienda M., ten co ma pełno analogów i całe mieszkanie w płytach. Przegrał mi najpierw oczywiście kultowy "Helicopters" Porter Bandu na kasetę i tak się zaczęło. Zakochałem się. Potem tylko donosiłem tylko puste kasety i nagrywał mi wszystko co miał z Porterem w nazwisku. Od tej pory zostałem największym fanem talentu Johna Portera w powiecie. Zaraziłem nim też moich kompanów R i P. 
Długie tygodnie nagrana płyta „Magic Moments” nie opuszczała mnie, a monologi Johna pomiędzy utworami weszły na stałe do mojego języka codziennego. Tak po krotce wygląda rys historyczny mego spotkania z Johnem.



Z Johnem miałem jeszcze raz okazję spotkać się twarzą w twarz podczas jego solowego- akustycznego- a jakże koncertu w poznańskim klubie studenckim Akumulatory. Przypadkowo zobaczyłem plakat na mieście i stwierdziłem, że idę, próbowałem namówić na wspólne wyjście R. ale z różnych względów (zapewne kobiety) nie poszedł ze mną. Do dzisiaj pewnie tego żałuje.

(zostawiłem sobie ten bilet i proszę, w końcu się przydał)


Ciemna scena,  wysoki stołek, rzędy krzeseł, siadłem i tak siedziałem. Nie wiedziałem czego moge sie spodziewać. Wyszedł z granatowym akustykiem i zaczarował mnie swoim graniem. Było wszystko co na jego solowych płytach akustycznych. Byłem w niebo wzięty, od tej pory to już nie była miłość, a kult Johna Portera z mojej strony. To był najlepszy koncert na jakim byłem w życiu.

kompaktowa edycja
























W czasie krótkiej przerwy, bo zrobił przerwę, udałem się do toalety, robię co mam do zrobienia, wchodzi ktoś, przesuwam się, patrzę a to John. Spytał: Jak ci idzie? (łamaną polszczyzną oczywiście), dobrze, odpowiedziałem, po czym myłem ręce, tak długo aż on skończył robić to co miał do zrobienia, i mył ręce też spojrzał na mnie uśmiechnął się i wyszliśmy razem. Taki czub jestem nawet się nie odezwałem do niego. Tak wyglądało moje z nim spotkanie.




Żeby nie było wątpliwości ma miłość do muzyki Johna skończyła się wraz z wydaniem jego płyty z Anitą Lipnicką. Nic do niej nie mam, znaczy się do Anity, ale muzycznie już tam nic dla siebie nie odnajduję.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Krzak- Kim jesteś- listonoszem?


Czasem warto sięgnąć również po płyty, które nie są tak bardzo znane i kultowe. Takie płyty, które funkcjonują gdzieś na obrzeżach polskiego rocka. Takim przykładem jest chyba ta płytka zespołu Krzak. Nie miałem jej nigdy i nie znałem. Dopiero po nabyciu tego analoga i poznaniu kim oni są i co grają odkryłem tą perełkę. Do tej pory zespół Krzak nie kojarzył mi się z niczym. Znałem jedynie nazwę i tyle.


A tu okazuje się, że płytę ta nagrywają sami znani muzycy a do tego muzyka warta jest by ją poznać. Absolutnym brylantem dla mnie na tej płycie jest kawałek "Kim jesteś- listonoszem?" Po prostu świetne granie, na luzie, z humorem i świetnym pulsem. Każdy instrumentalista daje z siebie to co najlepsze. No i Jorgos paszczą swoją- genialny. Świetnie się tego słucha.


Kolejny hit, który odkryłem całkiem niedawno, ciekawe ile jeszcze takich niespodzianek na mnie czeka. Dla takich chwil i utworów warto grzebać w muzie i szukać, szukać, szukać. Okładka co prawda nie zachęca by włączyć tą płytę ale na szczęście muzyka jest sto razy lepsza od okładki. Chociaż okładkę projektował pięciolatek, więc nie ma się co czepiać.





sobota, 20 sierpnia 2011

Dezerter- Wschodni front


Dobrze, że nie mieszkam w Wawie. Ale ten tekst, zresztą jak każdy tekst Dezertera jest na tyle uniwersalny, że pasuje do miasta, gminy, województwa, państwa. I jest po prostu dobry. Ale dość tej polityki. Świetny czadowy pocisk odłamkowy. Taki Dezerter mi odpowiada. Te urywane riffy w refrenie kładą mnie na łopatki a zwrotka urywa łeb.

Właściwie z tej płyty to chyba najlepszy utwór. Jakoś tak mam z Dezerterem, że całe płyty nie przekonują mnie, ale pojedyńcze utwory to ultra dobre rzeczy. No i na marginesie okładka trochę koszmarna.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Maanam- Przerwa na papierosa & Kowboje O.K.


Oba utwory pochodzą z płyty "Mental Cut". Łączy je coś jeszcze oba są instrumentalne. Nie wiem czemu ale te kawałki bardzo sobie cenię i bardzo mi się podobają, a przecież na płytce „Mental Cut” jest jeszcze sporo dobrych numerów, które są przebojami. Lubię takie brzmienia gitar. Jednak Maanam ma je bardzo specyficzne, od razu rozpoznawalne, a to sztuką jest. Praktycznie każdy utwór Maanamu można rozpoznać po kilku dźwiękach. Oba utwory są strasznie melodyjne a do tego czuć w nich zabawę i humor.


Dlatego dzisiejszy post to dwa utwory, bo sa one jakoś nierozerwalnie ze sobą związane i chyba jednak niedoceniane w całej twórczości zespołu. A tutaj inny utwór Maanamu u mnie.
No i całkiem sympatyczna okładka, zresztą każda okładka Maanamu z lat osiemdziesiątych ma coś w sobie.