sobota, 31 grudnia 2011

Róże Europy- 106 dni i nocy


Mocno rockowa jazda.  To jedna z tych płyt, które są dobre w całości i tak jej trzeba też słuchać. Nie przeszkadza mi to brzmienie gitar i perkusji, która jest raczej sztuczna. Na szczeście kompozycje są na tyle mocne, że do dzisiaj słucham tej płyty z wypiekami. Zresztą już częściowo zachwycałem się jednym z utworów z tej płyty


Gdy słucham koncertowych wersji utworów z tej płyty, które znajdują się na płycie "Marihuana", to dopiero można poczuć siłę tych kompozycji. No i teksty Piotra Klatta. Ewidentnie inne od tego co pisze większość naszych poetów rocka. Lubię jego przenośnie i porównania, lubię taki styl. A co najważniejsze, wiele z tych tekstów jest nadal aktualnych, nie zestarzały się wraz ze zmianą systemu w naszym kraju.


Był okres w moim życiu, że Róże Europy były moim ulubionym zespołem i ich kasety rządziły w moim magentofonie a teksty utworów były dla mnie najlepszą lekturą. Mój emocjonalny stosunek do pierwszej płyty Róż. Ciężko wybrać mi jakiś jeden numer więc rzucam kostką. Wypadła dwójka





Piotr Klatt rozmawia z Kubą Wojewódzkim o powstawaniu własnie drugiej płyty Róż:


programowana perkusja

garść niusów z epoki:

czwartek, 29 grudnia 2011

Plastic- Night Butterfly + cover znanego zespołu


Od czego zacząć. Chyba od okropnej, wręcz tragicznej okładki, która może tylko odrzucić od słuchania tej płyty. Ale na szczęście dobry pop nie jest zły. W tym wypadku, na tej płytce znalazłem dwa utwory, które zabieram ze sobą wtedy gdy potrzebuję lekkich dźwięków. Pozostałe kompozycje są zbyt popowe, a te dwa o których za chwilę będzie mowa, jak często to piszę mają rockową forme zamkniętą w popowym ciele i wykonaniu.

O zespole nie wiem nic. Tradycyjnie jak w przypadku takich odkryć usłyszałem ich w trójkowych nocnych audycjach z polską muzyką i utwór Night Butterfly został mi na tyle w głowie, że postanowiłem zainteresować się innymi ich wytworami


Jako bonus do tej płyty dodany jest cover Dire Straits- Money For Nothing. A ja przecież uwielbiam dobre kowery. Ten jest dobry. Zresztą oryginalne wykonanie jest od trzydziestu prawie lat katowane przez znawców rocka i fascynatów zespołu, którzy znają tylko płytę "Brothers In Arms" i totalnie mnie nudzi i nie moge go słuchać.


środa, 28 grudnia 2011

Porter Band- Selling By The River


To chyba najmniej znana płyta Johna i chyba najmniej doceniana. Na początku gdy friend Marek nagrał mi na kasetę ten analog, byłem wręcz oburzony na Portera, jak mógł nagrać tak beznamiętną, nieprzebojową płytę. Przecież w uszach jeszcze nie umilkły mi echa Helicoptersów, a tu taki "zimnofalowy" projekt.


Bardzo długo się przekonywałem do tej płyty. Stopniowo odkrywała ona przede mną swoje piękno. Tu jest tyle ukrytych melodii i świetnych pomysłów, że za każdym razem gdy włączam sobie tą żółtą płytę to cieszę się, że John nagrał właśnie coś takiego trudniejszego, innego.


Jedynie co mnie trochę drażni i troszeczkę odbiera mocy tej płyty to jej brzmienie. Nie wiem czy tak im wyszło czy to efekt zamierzony. Trochę przytłumione to wszystko, ale jak moi koledzy blogerzy twierdzą i nie sposób się z tym nie zgodzić, że jeśli muzyka jest dobra to słabe brzmienie jej nie może zaszkodzić.

Jedną z niewielu mądrych rzeczy jakie w życiu zrobiłem to zakup boksu z płytami Johna Portera. Zastanawiałem się kilka miesięcy na tym, ale w końcu myślę sobie kiedy jeszcze będę miał okazję zdobyć na płycie kompaktowej te nagrania, a tak za jednym razem mam je wszystkie.


Brakuje jednej płyty w tym boksie, której nigdy nie słyszałem- "It's a Kids Life" jeśli dobrze tytuł pamiętam. Ma ją ktoś? W boksie tym jest też płyta, która oficjalnie nigdy nie została wydana czyli- "Psychodelikatesy". Szczerze mówiąc do niej jeszcze się nie przekonałem, chociaż mam ten boks już kilka lat chyba.


A i jeszcze jedno- bardzo mi się podoba ta okładka. Piękna w swojej prostocie. John Porter na blogu "gdyby wszystkie słowa"



wtorek, 27 grudnia 2011

Dezerter- Pierwszy raz


Nie wiem czy moja żona czyta tego bloga, ale nie wiem skąd wie że co jakiś czas wpadam w zachwyt nad utworami Dezertera i chodzę po domu i wykrzykuje sobie co bardziej nośne frazy z ich tekstów. W każdym razie wśród innych fajnych rzeczy jakie dostałem kilka dni temu, znalazła się ta oto książka. Czytałem o niej, widywałem podczas moich rzadkich wizyt w sklepach z płytami i książkami. Ale jakoś tak obchodziłem ją tylko wzrokiem. Tym bardziej się cieszę z niej.


Teraz pisząc o Dezerterze będę mógł popisywać się swoją wiedzą o nich. Skoro książka, to znów natchneło mnie na słuchanie klasyków polskiego rocka. Płytę „Blasfemia” pożyczyła mi koleżanka na kompakcie, gdy jeszcze byłem w epoce kasetowej i nie miałem żadnego swojego cd na własność, więc jak usłyszałem pierwszy raz utwór „Pierwszy raz” to brzmienie i selektywność nagrania mnie zmiażdżyły.

na tej stronie i jeszcze kilku innych jest o tej płycie:


Dobry numer i tyle. Każdy z utworów Dezertera jaki znalazł się na tym blogu jest dla mnie wyjątkowy i nagranie ich wszystkich na jedną płytę i przejścei się z takim skąldakiem po mieście czy też po markecie w poszukiwaniu produktów spisanych przez żonę jest doznaniem bezcennym.

Chociaż ideologicznie schabowym nie pogardzę i innymi rodzajami mięsa również, to siłę przekazu ma ten tekst. Zresztą czy jakiś tekst Dezertera można uznać za słaby?



jeszcze jeden kadr z książki


żona

poniedziałek, 26 grudnia 2011

R.A.P.- RAP Generation Ina Different Style


Te wszystkie kompozycje bronią się cały czas, niezależnie od tego, że można się doczepić ich brzmienia. Każdy utwór ma ogromny potencjał przebojowości w sobie. Cały czas zadziwia mnie fakt, że tak grano w Polsce w tamtych czasach.


Artykuł i nazwijmy to plakat wygrzebałem z Magazynu Muzycznego. 







Strasznie się cieszę, że ktoś pomyślał i wydal płytę z tymi numerami, bo kupę lat myślałem, że jestem skazany by słuchać bez końca skąłdanki Radio Nieprzemakalnych z jednym ich utworem.


Najlepszy utwór polskiego reggae to dla mnie nadal Reggae Rockers, o którym pisałem

sobota, 24 grudnia 2011

tOMEk Beksiński- OME- Children Of Cool


Dosyć nierówny to muzyczny projekt. Oprócz świetnych kompozycji, kilka, do których przekonać się nie potrafię. Ale płyta bardzo ważna z uwagi na kontekst jej powstania. Nie wiedziałem że Omni i on, kiedyś coś. Zresztą o Omni wiedziałem tylko ze słyszenia.
Dobrze że taka płyta powstała, utwór Vision Of Death (świetnie dobrane obrazy do tekstu w tym 'klipie") i kompozycja Children Of Cool  to dwa najmocniejsze fragmenty tej płyty, no i dorzuciłbym jeszcze Elektryczny głos, gdyby wszystko było w takim klimacie i tak zagrane byłoby pięknie. Mam trochę poczucie niespełnienia, chociaż i tak bardzo dobrze się tej płyty słucha, a te trzy kompozycje- rewelacja.

wszystko o tym projekcie:




Oto ja, jego uczeń.

Oto ja, jego wychowanek.

Różne osoby stawały na drodze mojego muzycznego rozwoju. Niedźwiedzki, Kaczkowski, Majewski, Żąda, Kosiński, , ale to Tomasz Beksiński wywarł i wywiera na mnie największy wpływ. To dzięki niemu poznałem najważniejsze dla mnie zespoły życia, to on zaprezentował w swoich audycjach te kompozycje, które od tego momentu są ze mną i idę z nimi przez świat. Oczywiście niecała muzyka jaka była grana w jego audycjach do mnie przemówiła, ale i tak jest tego mnóstwo.


Wiem, że takich jak ja jest wielu, i pewnie wszyscy mieli podobne doświadczenia. W moim przypadku to były najpierw „Wieczory płytowe” w II pr. polskiego radia, gdzie usłyszałem po raz pierwszy takie rzeczy jak Depeche Mode- "Violator" (Clean), The Mission- „Carved in Sand” (Amelia), maxi single Depeche Mode, Bauhaus, solową płytę Martina Gore’a- "Counterfeid" (Compulsion) i wiele innych zespołów , których nazw nie jestem nawet teraz sobie przypomnieć. Potem przeniósł się do Trójki i w tygodniu prowadził kilka audycji, jeśli już trafiłem na nie to byłem w niebo wzięty. Tam znów poznałem mój ukochany New Model Army i płytę "Thunder And Consolation" (White Coats), tam leciał Nick Cave- "Henry’s Dream" Brother, My Cup Is Empty) i "Tender Prey".


Mijające lata zatarły dokładne daty i może to wszystko mi się niechronologicznie układa ale wiem, że potem już poszło hurtowo- audycje wieczorno- nocne z Closterkeller i ich debiutancka płytą, której bałem się okrutnie jako młodzian (Maska, I jeszcze raz do końca), Sisters Of Mercy, Collage. Co za czasy, tyle nowych płyt i zespołów, które poznałem w kilka miesięcy



Nocne Trójki pod księżycem stały się pewnym rytuałem, bo wiele sobót spędzałem z chłopakami w knajpie ale nerwowo lukając na zegarek i gdy zbliżała się godzina 23:30, bo o tej godzinie przez jakiś czas rozpoczynał się seans, kończyliśmy w pośpiechu piwo i biegliśmy przed radioodbiornik by chłonąć klimat, nastrój i muzykę. Moi kumple byli o wiele bardziej nawiedzeni niż ja, po pierwsze nagrywali wszystkie audycje na kasety, i potrafili wytrzymać do końca audycji. Mi się to nie udało ani razu, a i nie miałem tyle kaset by nagrać wszystko, zresztą kasetę trzeba było co 45 minut obrócić i włączyć nagrywanie ponownie. Na szczęście potem mogłem odsłuchać tego od nich albo u nich, chłopaki zresztą zaraz biegli do sklepu muzycznego i zamawiali w ciemno całe płyty prezentowanych przez Beksę wykonawców.


Potem, z wypiekami na twarzy czytałem felietony w Tylko Rocku, nie powiem, w wielu kwestiach się z nim zgadzałem, nawet w tych dotyczących komputerów- wtedy jeszcze nie wiedziałem ze komp zostanie moim najlepszym przyjacielem. Ostatni felieton przeczytałem jak zwykle, nie widząc w nim nic dziwnego.

jeden z felietonów

za wiele to sie u nas nie zmieniło, nadal colę dostaję ciepłą i laną z dużych butelek. Tak mi się skojarzyło gdy przed chwilą jeszcze raz przeczytałem sobie ten felieton.


                  …………………………………………………………………………………..


Mijały lata, trochę o nim zapomniałem. Aż do chwili gdy całkiem przypadkiem wpisałem sobie w goglarkę jego nazwisko. Pojawiły się strony o nim , z nim w rolach głównych. Strona ze spisanymi audycjami Tomka i z zapisanym każdym utworem jaki puszczał. Niesamowite jaką autorzy tej strony wykonali, codziennie sprawdzałem i grzebałem w tych audycjach i ich opisach. Znalazłem w sieci dziennik zapowiedzianej śmierci- rozwalił mnie ten film. Okazało się, że kompletnie nie znałem i inaczej go postrzegałem Tomka Beksińskiego. 


Dzięki różnej maści maniakom udało mi się wejść w posiadanie całych dostępnych roczników audycji. Praktycznie przesłuchałem cały rocznik 1995,1996,1997,1998,1999 i częściowo 1994 i fragmentarycznie wcześniejsze audycje, niektóre pamiętam, niektóre są dla mnie całkowitą nowością. Przesłuchiwałem te audycje z uwagą prawie rok. Nie sposób opisać ile radości i wzruszeń mi one przyniosły. A ile nowej muzyki poznałem, lub sobie przypomniałem. Często to co kiedyś mi się kompletnie nie podobało teraz po latach odkrywam na nowo jako piękne płyty. Tak zmartwychwstały w mej głowie takie zespoły jak XIII Stoleti, ELP, Alan Parsons Project, i mnóstwo innych. Jednakże największym odkryciem jest dla mnie cykl audycji w których Beksiński wspólnie z Jackiem Leśniewskim odkrywają dla mnie nieznany kanon rocka czyli drugą ligę- wykonawców większych od swoich znanych kolegów. Tutaj muszę wymienić Rare Bird- rewelacja, Andromeda- rewelacja, T2- rewelacja. I jeszcze mógłbym tak długo wymieniać. Brakuje mi go, zresztą nie tylko mnie.

czwartek, 22 grudnia 2011

Black River- Free Man (Orchestration)


Absolutnie dla mnie najlepszy metalowo-rockowy polski band ostatnich lat. Rasowe łojenie bez litości. Mój ukochany Maciek Taff na wokalach, napędza tą rockową machinę. Ta płyta to resztki- może bardziej odrzuty z sesji po genialnej drugiej płycie, o której pisałem przy okazji kawałka Barf Bag.
Chyba przesadziłem z tymi odrzutami. Co prawda tylko kilka premierowych kompozycji się tu znajduje, ale i tak traktuję to wydawnictwo jako pełnoprawne dziecko zespołu.

Coraz częściej słucham ich całej dyskografii, i jestem pod coraz większym wrażeniem. Cieszę się, że jeszcze ktoś z nowych zespołów może mnie wprowadzić w taki stan euforii i dobrego samopoczucia. Co ważne cała płyta bardzo równa i bardzo dobra.



Jak pisałem- pure rock. Utwór Free Man pochodzi z pierwszej płyty i tak prezentuje się wersja pierwotna- Free Man- kopie tyłki nieprawdaż?

Ale na płycie "Trash" pojawiła się taka wersja, która rzuciła zupełnie inne światło na ten numer i to światło do dzisiaj mam jakoś tak przestawione: Free Man- acoustic

Lecz absolutnym przybyszem z matplanety okazała się wersja następująca: Free Man (orchestration). Pięknie subtelna, ale naładowana czadem. Fajnie, to lubię, jedna kompozycja, podana w trzech daniach a każde pyszne i się uzupełniające. To jest właśnie potęga dobrej kompozycji. Jakby jej nie zagrać to zawsze dobrze zabrzmi.

Słucham teraz pierwszej płyty. O Matko, ale czad!

środa, 21 grudnia 2011

Armia- Legenda


Jako jeden z pierwszych postów jaki napisałem dotyczył Opowieści zimowej. Dzisiaj po prostu uzupełnienie, czy jak kto woli suplement.

I właściwie tyle w temacie. Jednakże jest to tak ważna płyta, chyba nie tylko dla mnie, że aż żal o niej nie pisać częściej. Przecież powinienem wrzucić linki do każdego utworu z tej płyty i tyle. Mogę jedynie dodać, że genialne masywne i potężne brzmienie nadal mnie zabija. Płyta dopracowana w każdym nawet najdrobniejszym szczególe. Szata graficzna płyty- rewelacyjna. Reprodukcja okładki musi znaleźć się na jednej ze ścian w moim domu. Dlaczego jeszcze tego do dzisiaj nie zrobiłem, to nie wiem.


Napewno pierwsza dziesiątka moich polskich płyt. Jeden z ostatnich analogów jakie udało mi się zakupić w jednym z poznańskich sklepów muzycznych. Była to nawet księgarnia muzyczna, gdzie stały tylko płyty winylowe, pięknie tam było. Na szczęście płyta została i jest piękna do dzisiaj, chociaż mój egzemplarz jest maksymalnie skatowany i ma wartość przede wszystkim archiwalną, chociaż nadal często jej słucham.

Legenda

Krótki rys historyczny nieodzownego atrybutu Tomasza Budzyńskiego:


I tradycyjnie w przypadku tak wiekowego, ponadczasowego dzieła nie może zabraknąć takich podstawowych o niej informacji jak te:



wersja full wypas, bo z wkładką z tekstami i grafiką.