aNTena, czyli Nowotomyska Scena Muzyczna podjęła się ciężkiej, ale przyjemnej pracy związanej z organizacją koncertów. Chcemy prezentować młode wartościowe zespoły jak i zapraszać do siebie gwiazdy polskiej muzyki rockowej. Dotychczas na deskach tej młodej, ale prężnej sceny wystąpili obok innych tacy wykonawcy jak młody i już uznany poznański oMniModo, blues rockowy 5 Rano czy też zakręcony Papa Musta & Menelse. Więcej o aNTenie na najwięszym portalu społeczościowym świata. Ale do rzeczy.
W ubiegły piątek przyszła pora na blues. To już kolejna odsłona aNTenowej działalności. Tym razem zaprosiliśmy do siebie zespół Cotton Wing z Trójmiasta. Dlaczego dopiero teraz piszę o koncertach jakie odbywają się pod tym szyldem w mojej rodzinnej miejscowości? Ano dlatego, że z pewną taką dozą nieśmiałości uważałem, że nie do końca opisywanie takich spraw pasuje do tego bloga, ale w sumie co mi tam i napisałem. Zatem jak już napisałem z taka pewną dozą nieśmiałości i obaw podszedłem do tego koncertu. Patrzę na plakat i widzę słowo "blues". Myślę sobie no tak, znów będzie przerobiony Dżem, "Sweet Home Alabama" albo inne wyświechtane numery, których nawet w oryginalnych wersjach nie jestem w stanie już słuchać.
Mimo iż gościliśmy już na naszej scenie kilka naprawdę niezłych składów, które raczyły nas swoimi dźwiękami i rozjaśniały mroki weekendowych wieczorów dając publiczności kontakt z żywą muzyką i zabawę, to tym razem jednak, to co zrobił na scenie Cotton Wing przeszło najśmielsze oczekiwania nie tylko jak zwykle licznie przybyłej publiczności, ale i samych organizatorów tego koncertu.
Tak to chyba był najlepszy jak do tej pory koncert zorganizowany pod egidą aNTeny. Swoją drogą sam zespół chyba też wydawał się trochę zaskoczony tak zywiołową reakcja publiczności, która praktycznie od początku ich występu ruszyła dziarsko pod scenę i już tam została do końca.
Pisanie banałów takich jak, że zespół zagrał profesjonalnie, że brzmiał genialnie, że każdy muzyk znał swój instrument jak własną kieszeń i wiedział co z nim robić to oczywista oczywistość. Wszyscy spodziewali się tradycyjnego bluesa, opartego głównie na powszechnie znanych i uznanych jego standardach. Juz sam repertuar był zaskoczeniem, bo panowie wybrali utwory znakomite, ale nieograne. To był według mnie ich największy atut. Wszystkie utwory jakie zagrali brzmiały jak standardy. Wszystko do tego było zagrane perfekcyjnie, z klasą i wyczuciem. Wokalista dogrywający sobie czasem na harmonijce ze znakomitym feelingiem i akcentem.
Sekcja zgrana i znakimicie napędzająca zespół. Oprócz bluesa dostaliśmy też trochę funku, soulu i ognistego blues- rocka. Piszę ognistego, bo dla mnie najaśniejszym chyba elementem tej układanki był gitarzysta. To co facet i jak wyczyniał z gitarą było pierwszorzędne. Żadnej nuty za dużo, każdy dźwięk idelanie pasował do nastroju utworu. solówki smaczne, bez popisywania się gibkością swoich palcy. I brzmienie gitary.
Cotton Wing- Black Coffee
Cotton Wing- Black Coffee
Dawno nie słyszałem tak dobrze brzmiącej gitary. Trochę się podnieciłem pisząc tą krótką notkę o koncercie i zespole, ale możecie mi wierzyć, że to był wyjątkowy wieczór. Jeśli tylko zoabczycie w swoim mieście plakaty informujące, że Cotton Wing zawita do waszego miasta to pomni moich słów uderzajcie w ciemno na ten koncert. Z niecierpliwością czekam też na autorski materiał zespołu, który z tego co słyszałem cały czas jest grany, tworzony i nagrywany.
tak wyglądała scena na chwilę przed wejściem na nią Jerrego z Lasu
tak wyglądała scena na chwilę przed wejściem na nią Jerrego z Lasu
Poprzeczka jest postawiona dla następnych aNTenowych wykonawców bardzo wysoko i ciężko będzie komuś ją przeskoczyć.
Aaaa, bym zapomniał, jako support zagrał Jerry z Lasu czyli młody, zdolny choć jeszcze nieopierzony muzyk, który swoim oryginalnym kilkunastominutowym setem zaznaczył znacząco swoją obecność na lokalnej scenie muzycznej. Podobno posypały się nawet propozycje wspólnego grania. Tak to się dzieje w aNTenie!