środa, 20 listopada 2013

Opozycja- XTC

 

Intro niebezpiecznie wiedzie mnie ku nie słuchaniu dalszemu, ale na szczęście to tylko intro, trochę od czapy w sumie, ale przeżyłem. I ruszyła druga płyta Opozycji. Tej, którą tak sobie ukochałem na pierwszej płycie. Kredyt zaufania mój był ogromny. Nie wiedziałem czego sie spodziewać, w końcu minęło sporo lat zanim ten materiał do mnie trafił. I cóż otrzymałem prawie to co chciałem. Prawie, bo już mocy debiutu nie udało się jednak wskrzesić. Najważniejsze, że w końcu mam, słucham te dźwięki. Dzisiaj traktuję już raczej ta płytę jako dokument epoki i uzupełnienie białych plam na mapie moich muzycznych zdobyczy, aniżeli pełnowartościowa muzyczna pozycja.

 
Szkoda, że nie dorwałem tej płyty wtedy kiedy ona wychodziała zapewne pisałbym o niej inaczej, a może nie przeszła by testu umijającego czasu. Nieważne. Słucham dzisiaj XTC i takie numery jak Czekam Na Dzień mimo wszystko radują me serce. Trudno jestem niereformowalny i kocham oglądanie się za siebie i grzebanie w archiwaliach. Dlatego wolę ta płytę niż dziesiątki nowych wydawnictw. Nowe dźwięki planuję odkryć za dziesięć lat, gdy przypruszy je już troszke mgiełka niepamięci.
 
 
 
 
Nie będę się więcej rozpisywał, bo w miarę sensownie napisał recenzent "Tylko Rocka" o tej płycie. Tak napisałbym o płycie gdybym znał ją wtedy. Muszę w końcu kupić sobie swój egzemplarz na płycie, bo nawet całkiem niedrogo można go trafić w sieci.
 
 
Tak napisałbym o tej płycie teraz. Może zbyt ostro ją pan Księżyk potraktował, ale faktycznie jeśli byłaby to bardzo dobra płyta, nie miałbym takich wątpliwości jakie mam teraz. Czyli jednak na siłę staram się oszukać siebie, że podoba mi się ta płyta? Sam już nie wiem.

 
Po kilku postach z babami w roli głównej w końcu wróciłem do sedna rockendrola czyli męskiego łojenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz