Moje synapsy w mózgu potrzebują czasem czegoś co spowoduje, że zaczną pracować na wysokich obrotach. Takim surowcem, który uruchamia przepływ impulsu elektrycznego między połączeniami w obu półkulach są dźwięki nieoczywiste, trudniejsze, na pozór nieprzyswajalne. Takie właśnie jest Variete. Taka jest praktycznie każda płyta Variete. Szorstka, na pierwszy rzut ucha nie do słuchania, drażniąca, odrzucająca.
Tak, to muzyka wymagająca mega skupienia i uwagi. Nie jest to muza dla każdego i na każdą okazję. Ale są dni, że trzeba odlecieć. Variete ma swój łatwo rozpoznawalny styl i sound. Nie sposób pomylić ich z nikim innym. Kiedyś strasznie drażniła mnie maniera wokalna pana, dzisiaj wręcz przeciwnie ma to swój urok. I tak mógłbym praktycznie napisać o każdej ich późniejszej jak i wcześniejszej płycie. Co zresztą już onegdaj uczyniłem.
Bardzo lubiane i dawno nie słyszane. Późniejsze Variete nie koniecznie do mnie trafiało, natomiast Wieczór przy balustradzie jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńja z Variete lubie najbardziej "Bydgoszcz" ktora premiere CD miala 20 lat po nagraniu /tasma matka zostala skladziona, wydanie CD ukazalo sie ze zremasterowanych tasm/..a takze koncertowy "Koncert Teatr Stu" z 1995...klasyczne pozycja i kwintesensja stylu..
OdpowiedzUsuń