Chyba jednak coś w tym jest, że Coma może już nagrać wszystko co chcą bo są wielcy. Mogliby nagrać ponowne "Pierwsze wyjścia z mroku", albo kolejne "Zaprzepaszczone..." i nawet "Hiper...", ale wolą robić to co chcą. Nagrali więc czerwoną płytkę. Czy mi się podoba ich aktywność płytowa czy nie (koncertówki, akustycznie, z orkiestrą, po angielsku, z prądem, bez prądu, z gitarami czy bez) są ważni w naszym nie za dużym rockowym świecie. I przez ten pryzmat chcę o nich myśleć.
Słuchałem tej czerwonej płyty więc ze strachem, bo singiel " Na pół" to totalna porażka. Nie mój klimat, nie moja muzyka, a do tego to gra Coma? Tak gra. Słucham więc coraz więcej i więcej i wiecie co? Sam już nie wiem. Bardzo powoli, ale to bardzo powoli, coraz więcej w tej płycie pozytywów dostrzegam, coraz bardziej mi się podoba jako całość. A gdy takie płyty mi się trafiają to znaczy, że chyba są dobre. Już wielokrotnie w moim życiu słuchacza, zdarzyło się odrzucić płyty po paru przesłuchaniach jako niegodne mego ucha, a dopiero czasami nawet po latach wracały w glorii chwały do mnie i pukałem się w czoło jak mogłem tak długo być głuchy na te dźwięki.
"Czerwona" Coma na razie nie dorównuje pierwszej czy drugiej ich płycie ale coś w niej jest i chyba jeszcze czasu będę potrzebować by się jej całkowicie poddać (niestety bez utworu singlowego). Nie mam problemu natomiast z wybraniem swego ulubieńca na tej płycie. Praktycznie od pierwszego przesłuchania murowanym przebojasem została Angela. To numer totalny, każda sekunda mnie zabija. Uwielbiam takie czadzenie.
A ja lubię tą płytę!! I "Na pół" też!
OdpowiedzUsuńjest zupełnie inny od poprzednich płyt zespołu i dlatego fajny :-)
Z jednym się zgodzę w 100% -te wszystkie płyty, jak to określiłeś "koncertówki, akustycznie, z orkiestrą, po angielsku, z prądem, bez prądu, z gitarami czy bez", to o kant dupy rozbić.
Święte słowa - święte słowa
OdpowiedzUsuń