sobota, 22 czerwca 2013

T.Love- To Nie Jest Miłość


 
Słychać że Zygmunt poczuł zew rocka i zapragnął powrócić do korzennego rocka który jest ostry, brudny, zapluty, prymitywny. No właśnie, stąd też zapewne nazwa płyty i jej szata graficzna. Po okresie wygładzonego cukierkowego rocka zdobywającego listy przebojów chwilowy odwrót na pozycje dawniej już utracone. Całkiem niezły powrót, mam nadzieje że to zamierzenie artystyczne zespołu by tak zagrać było naturalnym krokiem i wewnętrzną potrzebą muzyków a nie wyrachowaną akcją marketingową w stylu dobra panowie, graliśmy punk, potem disco, potem pop, to co znów zagrajmy rocka, bo się dobre sprzedaje ostatnio jakieś grunge i inne nju metale.

 
To nie jest miłość – mam słabość do takich wyliczanek, tekst jeden z lepszych, zresztą jak ostatnio opisywany utwór „Nabrani”. Tak, wymienianka w dobrym tempie to dobry pomysł a do tego dobre wykonanie. Dobry początek płyty. Niezły poziom jeszcze trzyma drugi rockowy cios „Potrzebuję Wczoraj”, chyba nawet dosyć znany utwór z tej płyty. Dalej już nieco jednak napięcie osiada i nie pamiętam co grają panowie dalej. Musiałem sobie odświeżyć tą płytę i słucham jej teraz równocześnie pisząc o niej.



 
Tak, teraz wiem dlaczego nie ma ona stałego miejsca w mym. Niby wszystko jest w porządku, ale trochę nijakie są dalsze utwory. Rockowo, lajtowo, trochę to nie dla mnie. Muszę spojrzeć, bo nie pamiętam, kiedy ta płyta wyszła i odnieść się do tego co ja wtedy robiłem, gdzie byłem, to wszystko będzie jasne. Uwaga sprawdzam. No tak 1994 rok. Ależ wtedy namnożyło się znakomitych zagranicznych płyt. U szczytu wtedy byli Biohazard, Machine Head, Type O Negative, i setki innych znakomitych płyt, jak wiec mogłem wtedy słuchać Zygmunta i kompanów.

 
No tak bywa, są płyty, które nie trafiają w swój czas. Tak chyba właśnie jest z „Prymitywem”. O niebo lepszy od „Kinga” gdyby wtedy wyszedł może bardziej odcisnąłby swoje piętno na moim życiu, a tak niestety „Prymityw” pozostaje jedynie ciekawostką, która raz na dziesięć lat mogę sobie włączyć. Co prawda ta płyta i tak na głowę bije wiele pozycji z bogatej dyskografii T.Love, których w ogóle nie słucham, bo się ich nie da słuchać.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz