Ależ ciężko grają. Gatunkowo i mentalnie trzeba się wzbić na
wyżyny skupienia by muzyka zaczęła pulsować w krwioobiegu. Dobrze, że Mikołaj
Trzaska umila nam słuchanie tego koncertu swoimi wstawkami dmuchanymi dając tym
chwile pozornego oddechu od ciężkiej jak powieki przed snem warstwie muzycznej.
Zimnofalują panowie od początku do końca. Publiczność podziwiam i z drugiej
strony zazdroszczę, że dali się wprowadzić w transowy stan. Zapewne nie jest to
płyta dla przeciętnego zjadacza płyt z muzyką. Nie twierdzę też że tylko ja ją
rozumiem, bo sam mam problemy z utrzymaniem skupienia przez cały koncert i
dawkuję sobie doznania. Tak czy inaczej po przesłuchaniu tego zapisu zawsze z
ulgą oddycham, że już dobrnąłem do jego końca. I co tu począć z taką płytą.
Tak się właśnie złożyło, że Variete nową płyte wydali i chęć mnie strasznie naszła na to by się z tym nowym materiałem zapoznać, że w oczekiwaniu na niego chwyciłem za starsze wydawnictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz