Jest 1971 rok. W Polsce
gra się big beat. Śpiewa się generalnie o niczym. A tu proszę taka płyta.
Oczywiście upraszczam, ale takiego grania to w Polsce z małymi wyjątkami raczej wtedy nie można było usłyszeć.Klimat zachodni, muzyka światowa, brzmienie na czasie. Nie chcę w tym pisać, że
to ważna płyta kultowa, bo to wszyscy wiedzą. Najważniejsze dla mnie jest to, że
ona mi się po prostu podoba. Nie dlatego, że wypada ją znać i wstyd jej nie
mieć. Po prostu jestem fanem takich brzmień rodem z początku lat
siedemdziesiątych i oprócz polskiego rocka właśnie ta ścieżka zespołów
nieznanych i zapomnianych mnie pociąga.
Domyślam się, że gdybym z taką płytą
udał się do jakichś zachodnich antykwariatów czy komisów płytowych, to panowie
mogliby być w szoku. Spokojnie można by tą płytę postawić na półce obok takich
nieznanych zachodnich kapel jak Indian Summer, T2, Aardvark i tym podobnych. Fantastycznie to gra.
Na swojej solowej płycie "Źródło" Marek Piekarczyk skowerował niektóre utwory z "Mrowiska" oraz z towarzyszącej mu w reedycji EP-ki .Fajnie wyszło.
OdpowiedzUsuń