Ostatni stary Hey, jakiego mogę słuchać i względnie jest
momentami nawet bardzo dobry. Miałem ten krążek na CD i sprzedałem za całkiem
niezłą sumkę. Czy dzisiaj bym też ją sprzedał? Nie wiem. Wtedy wystawiłem płytę
po cenie wydawało mi się zaporowej licząc na to, że nikt nie zalicytuje. Jak
widać pomyliłem się. Dobrze, że przed wysyłką zgrałem sobie ten krążek.
Świetne numery,
świetne teksty. Hey w najlepszej formie chciałoboby się wykrzyknąć słuchając
takich numerów jak „Anioł”, „As Raindrops Fell” czy spokojny „Heledore Baby”,
przy którym nawet ja się kiedyś wzruszałem i to dosyć mocno. Całkiem przyjazny
dla ucha chociaż niczym szczególnym nie wyróżniający się muzycznie jest żywy „Z
jednej krwi”. No i opus magnum tej płyty- minialbumu czyli „List”. Muszę
przyznać się, że znakomity to hejowy klasyk, a solówka i wejście do niej-
światowe.
Niestety dalej
dostajemy koncertowe wersje utworów Heya, i tego nie lubię. Jak już jakieś
zespoły wydają epki czy też minialbumy, to niech ograniczą się do premierowych utworów
a nie wrzucają nikomu niepotrzebne koncertowe utwory zagłuszane gwizdami
rozhisteryzowanych małolatów. No tak Katarzyna Nosowska w ciąży, wytwórnia
nalegała by coś na rynek wypuścić i oto efekt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz