poniedziałek, 24 września 2012

O.N.A- Cwany



Kolejne rzekłbym tradycyjne podejście mojej osoby do tej płyty. Czyli na początku szok, objawienie ale muza genialna, ale wykop wokalem wali ta dziewucha po ryju lepiej niż niejeden facet. Zasłuchiwałem się godzinami i tygodniami. I nagle wszędzie O.N.A., wszyscy śpiewają O.N.A. i mi się odmieniło. Momentalnie wyrzuciłem ich ze swojej głowy i ze swojego magnetofonu. Nie wracałem do nich latami i nie śledziłem ich twórczości, zresztą środki masowego przekazu utwierdzały mnie w przekonaniu że nie grają nic ciekawego bo jakieś ballady ciągle w telewizji, jakieś dziwne techno wersje…


 W końcu jednak wróciłem do krainy młodości dobrym dźwiękiem płynącej. Nieważne teraz czy ta płyta to wyraz wyrachowania Skawińskiego i nagrana w czasie gdy rock się dobrze sprzedawał, czy jest szczera muzycznie z jego strony. Zapewne Chylińska szczerze się nadziera i ciary zostają na długo po przesłuchaniu każdego numeru z debiutu. Soczyste ostre brzmienie tylko poprawiają odczucia słuchowe. Przy każdym numerze nóżka chodzi, a głowa rytmicznie się kiwa. I znów tą muzykę bardziej doceniam dzisiaj niż wtedy kiedy pojawiła się na rynku.


Fakju szkoła fakju nauczyciele.... czy jakoś tak. Początek celebryctwa tej pani?



Preferuję jednak ostrzejsze ich wcielenie niźli ckliwe ballady o sensie życia. Na szczęście na debiucie dużo dobrych kilerów rockowych umieszczono i jest zdrowo do pieca dołożone. Po co tylko na końcu tato Skawiński udziela się woklanie to nie wiem. Świetna płyta!

1 komentarz:

  1. Kiedyś bardzo OK - słuchałem wszystko co nagrali co Chylińska nagrała a teraz czuję się lekko zdradzony - zdradzony muzycznie

    OdpowiedzUsuń