wtorek, 31 stycznia 2012

Agency- Feel On Baby


Ciężko mierzyć się z takim utworem i takim zespołem jakim jest Rolling Stones. Nie chcę oceniać tej płyty bo raczej się ona nie broni jako całość. Szukałem tej płyty bardzo długo i gdy ją już zakupiłem, rozczarowałem się wielce. Sprzedałem ją, głupio zrobiłem, teraz bym już nie posunął się to tak haniebnego czynu. Trudno stało się.


Znani o płycie:


Skoro to utwór Stonsów to oryginał też muszę tu umieścić. Uwielbiam Stonsów w takim wydaniu, bujającym, płynącym- rewelacja. Ta płyta też mi wchodzi od początku do końca.




poniedziałek, 30 stycznia 2012

Piersi i Przyjaciele- Umówiłem się z nią na dziewiątą


Uwielbiam kowery. Tutaj wątpliwości nie mam żadnych. Ta wersja jest o wiele lepsza niż oryginał, czy też najlepszą spośród wielu wersji tego standardu jakie słyszałem. Zresztą wytłumaczenie jest proste. Piersi zrobiły to na modłę rasowego rockowego songu. Smaczne są te wokalizy Kasi Kowalskiej, i klimatycznie cały numer jest zagrany.



Piersi i przyjaciele



niedziela, 29 stycznia 2012

Carnal- More


Uwielbiam kowery. Po wczorajszej ostrej wersji Bon Joviego, należy chyba podtrzymać klimat i dołożyć do pieca równie stylowo. Czyli kower zagranicznego zespołu zagrany na ostro. Na warsztat chłopaki z Carnal wzięli sobie utwór jednych z moich ulubieńców- Sisters Of Mercy. Bardzo wdzięczny obiekt do kowerowania. Co ważne, nie zepsuli tego utworu. Dołożyli do niego po prostu ciężar, mięcho w gitarach i agresywny melodyjny wokal.





Oryginał jest genialny, jak zresztą cała płyta Sióstr- Braci. Sisters Of Mercy jest dla mnie tak samo ważny jak z polskich zespołów powiedzmy Ziyo. Płyta Vision Thing to moja muzyczna biblia początku lat dziewięćdziesiątych. A Andrew Eldritch, to bóg posępności. I takiego go lubię.

sobota, 28 stycznia 2012

Pneuma- Living On A Prayer


Naprawdę uwielbiam kowery. Ogromnie lubię, jak utwór popowy, lub pop-rockowy jest przerobiony przez zwolenników mocniejszego grania. Nie jest to proste zadanie, by tak zinterpretować kawałek, by zostawić w nim ducha oryginału jednocześnie odciskując na nim swoje piętno. Zespołowi Pneuma się to udało. Mam ciary słuchając tego utworu w ich wykonaniu. Dobry mocny numer. Zresztą oryginał też jest niczego sobie, chociaż nie przepadałem nigdy za twórczością boga pudel metalu, zbyt dużo stadionowych chóralnych zaśpiewów, za którymi nie prepadam.


tak pisano o Bonie w 1989 roku


tak wtedy wyglądał:




















czwartek, 26 stycznia 2012

Kury- When The Music's Over


Jak obiecałem, tak robię. Uwielbiam kowery. Pewnych świętości ruszać się nie powinno. Myślałem, że taki genialny utwór jakim jest When The Music's Over Doorsów można tylko zepsuć jeśłi zacznie się przy nim majstrować. Jednak nie, Kury podeszły do niego poważnie i zostawiły ogromną dawką ducha oryginału, dodając jednocześnie dużo energii i gitarowego zamętu, oddały hołd kompozycji. Kompozycji, której wydawało się, że nie można zagrać bez Hammondów Raya Manzarka.


Jednak można, Tymon i kompania zrobiła to tylko za pomocą gitar, do tego przedłużając utwór o bagatela dwadzieścia minut w stosunku do oryginału. Te trzydzieści minut z hakiem, kompletnie się nie nudzi, a Kurki trzymają w napięciu słuchacza do końca. Znakomite. Można odlecieć przy tej wersji.


"Na żywo w Pstrągu" to nie tylko ten utwór, pozostałe numery również świetnie zagrane na żywo. Dzięki temu żywemu instrumentarium bardzo lubię tą płytę, w porównaniu z mocno zachwalaną i cenioną przez wszystkich płytą P.O.L.O.V.I.R.U.S, która jest zapewne ważną pozycją, lecz na tyle syntetyczną i mocno pastiszową, że aż nie mogę jej słuchać. Tutaj natomiast utowry zagrane po ludzku- gitara, bas perkusja nabierają w pełni rockowego charakteru.

plastikowe kury



żywe kury

środa, 25 stycznia 2012

Ił- 62- Armageddon


Jak ja uwielbiam kowery. Dzięki zespołowi Ił-62 uda mi się płynnie przejść od lat osiemdziesiątych do dnia dzisiejszego za sprawą znakomitej przeróbki kultowego Kryzysu- Armagedon. Energetyczny, znakomity numer, powalająca energia, agresja i adrenalina. Dolina Lalek- Tribute To Kryzys część pierwsza również dobrą składanką jest i lubię do niej wracać. Tak sobie myślę, że najbliższe posty będą miały właśnie tematykę kowerową.

Ił 62- Mały Modelarz, preferowałem zawsze wojskowe maszyny, więc nie wiem czy dało się go złożyć, zresztą jako model mało efektowny.




















Ił-62 Armageddon

Kryzys- Armageddon

kadłub modelu



Świetne są te kowery, trochę denerwuje mnie Świetlicki, chociaż wszyscy mówią, że to dobra wersja, a mnie jednak drażni. No i okładka też znakomita, zresztą podobnie jak grafika "nowej" płyty Kryzysu, o której pisałem. Autor uznany i znany.

Świetne kowery, co drugi mógłby być tematem posta, ale "iłowa" wersja jest dla mnie ponadprzeciętna, ba- jest znakomita. A Dezerter i Pidżama jak fajnie zagrały. Ach, zakładam słuchawki i na miasto!

wtorek, 24 stycznia 2012

Brygada Kryzys- Warszawa (War Saw)


Wiem, pewnie wszyscy ten numer znają, ale rozwala mnie ten Brygadowy czadzik, a ciekawostką jest fakt, że jest on dostępny na ich oficjalnej stronie, gdzie go już jakiś czas temu znalazłem. Moja miłośc do Brygady jest odwieczna i muszę ten numer u siebie wstawić. Czad jak jasna cholera! Taki suplement do "czarnej Brygady".


Riff trochę, właściwie identyczny jak w utworze Wojna, zresztą równie znakomitym.


Warszawa (War Saw) (lepsza jakość)

War Saw- juczub



Trochę pominąłem Tomka Lipińskiego, ale o nim jeszcze zamierzam pisać dużo i często.

dygresja:(znów lata 80-te)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Siekiera- Nowa Aleksandria


Jeszcze raz lata osiemdziesiąte, ale jakże inaczej podane. Płyta raczej kultowa, na której nie od razu się poznałem. Długie lata krążyła w mojej świadomości jako płyta ważna, inna, ale nie przebiła się wśród innych zespołów i płyt. Dopiero impuls spowodowany brakiem płyt do słuchania spowodował, że sięgnąłem jeszcze raz po tą Siekierę.


Jednak musiałem dorosnąć. Ta płyta ma  w sobie mnóstwo transu i klimatu, którego nie da porównać się z niczym innym co nagrano wtedy w Polsce. Co dziwi mnie nadal, że brzmienie się nie zestarzało ani trochę, dla mnie ta płyta brzmi znakomicie, zresztą wydaje się, że do takiej muzyki brzmieć inaczej nie może.


Trudno wybrać jeden utwór, bo jak się już w tym transie znajduje to wykroić jeden fragment jest bardzo ciężko. Bardzo dobra płyta. Transowa.







niedziela, 22 stycznia 2012

Roxa- A ona tańczy


Kolejny hit rodem z poprzedniej epoki. To chyba zespół jednego przeboju. Zresztą nie wiem czy to przebój był, czy tylko mi tak zapadł w pamięć. "A ona tańczy" to znowu numer na imprezę w stylu lat osiemdziesiątych. Pasuje idealnie by wyskakać przy tym utworze nagromadzone nerwy z całego tygodnia. Nic nie poradzę na to, że takie klimaty mnie kręcą. Wstydu zresztą chyba nie ma, bo to dobry numer.

Kaseta na imprezę nagrana, więc do tańca!

A po tańcu należy chwilę odpocząć, popijając specyfiki oczywiście rodzimej produkcji jak np Billy- Cola


Tekst zresztą lekko socjologiczny opisujący żeńską pogoń za łatwym ustawieniem się w życiu. (Oczywiście pisząc żeńską nie mam na myśli wszystkich kobiet, żeby nie było). Tylko kasa się liczy, manekin uczyć, manekin show. Zresztą czy dzisiaj się to zmieniło?

sobota, 21 stycznia 2012

Budka Suflera- Cały mój zgiełk


Zostać w PRL-u, czy uciekać? Zostanę jednak na chwilkę dłużej. W końcu tyle dobrych kompozycji jest w tej dekadzie do słuchania. Dzisiaj Budka Suflera i tak jak już się zwierzałem, nie jestem ich wielkim fanem, ani nawet średnim. Wręcz Budka Suflera obciachowa mi się zdaje, to kilka numerów jest absolutnie genialnych. Jak chociażby zagrany prez nich kower Noc komety


To lubię, mrooczny, klimat, dołujący tekst i nastrój. To mi pasuje. W końcu sam ponury z natury jestem. Budka Suflera ma łatwość do tworzeniana prawdę rockowych kompozycji, które za każdym razem gdy ich słucham, dziwuję się, że to polskie pomysły i przez naszych rodaków z Lublina wykonane są.

Cały mój zgiełk - magicznie, a klip- mistrzostwo,

Budka potrafiła być bardzo rockowa, oryginalna nawet artrockowa a jednocześnie potrafi być prostacko przebojowa. Trochę ich nazwa i marka się zdewaluowała i nie znaczy tyle dla rocka co kiedyś. Miliony ludzi kojarzą ich raczej z popowymi songami katowanymi, przez komercyjne radia. To zaciemnia trochę ich prawdziwy obraz jako ważnej kapeli dla rodzimego rocka.


A mogłem napisać zupełnie inaczej. Coś w stylu:

Budka Suflera to dla mnie zespół typowo singlowy. Całych płyt przesłuchać w całości nie mogę, bo to nie moja estetyka i nie mój klimat. Gdyby jednak zebrać wszystkie ich utwory, które mają w sobie, to czego szukam w muzyce, to powstałby niezły the best of.

piątek, 20 stycznia 2012

Lombard- Adriatyk, ocean gorący


Początek tego utworu to prawie, jakby grał sam Żan Miszel Żar. Taki klimatyczny aczkolwiek rockowy Lombard. Im starszy jestem tym bardziej mi się to podoba. Wokal pani Ostrowskiej też coraz bardziej mi odpowiada. Szczególnie w tym numerze, od delikatności do agresywności. Ten klawisz położony jest bardzo wyrazisty, ale partie gitary jeszcze lepsze.



Chyba będę sobie musiał sprawić jakąś kamerę  i samemu robić wideoklipy do numerów, o któryc piszę, bo czasem to co widać w Youtube jest:

- rozpraszające uwagę
- mające się nijak do utworu prezentowanego
- wprowadzające w błąd w przypadku, gdy ktoś chce interpretować przekaz utworu w oparciu o obraz.

Jednak zanim to nastąpi i dorobię się kamery można postępować w nastepujący sposób:

1. zamknąć oczy i słuchać tylko muzyki
2. właczyć sobie płytę (winylową, kompaktową, plik mp3 lub kasetę magnetofonową)
3. może ktoś chce wejśc ze mną w kooperację i zająć się produkcją amatorskich klipów do utworów, które tu umieszczam, a nie mają swoich teledysków. Odważna to propozycja i trudne do zrealizowania przedsięwzięcie, ale napewno nie niemożliwe. Można małym nakładem przecież zrobic dobry klip. Wystarczy dobry pomysł.

Adriatyk, ocean gorący

Jeśli kogoś interesują aspekty finansowe działalności Lombardu zapraszam do lektury:


Uwagę zwraca zmysłowe zdjęcie Małgorzaty
 
 
 
Z tego wszystkiego nie napisałem, że przecież to całkiem niezła płyta jest. Jest więc do czego wracać i dalej o nich pisać. Jednak Lombard to nie tylko "Przeżyj to sam". I całe szczęście.

środa, 18 stycznia 2012

Riverside- The Same River


wstęp I

Słuchałem sobie pewnej niedzielnej nocy i nagrywałem jeszcze wtedy na kasety magnetofonowe "Minimax" Piotra Kaczkowskiego i wśród mnóstwa muzyki prezentowanej wtedy zapowiedział jeden z utworów jak zwykle tajemniczo i w swoim stylu "...teraz proszę Państwa zespół na R. i nic więcej nie powiem". Tak mniej więcej brzmiała ta zapowiedź. Nagrałem i słuchałem w skupieniu- to było to! Po to zawsze słucham różnych audycji i poszukuję muzyki by się tak poczuć. To olśnienie i uderenie dźwiękiem między oczy.

Nagrywanie różnych audycji służyło mi jako brudnopis, często zasypiałem i dopiero na następny dzień odsłuchiwałem to co zmieściło się na kasecie. Jeśli było coś wartego uwagi szukałem, znajdowałem. Gorzej jeśli tylko nagrał się utwór bez komentarza, to był dramat. Mam jeszcze kilka takich nieznanych utworów, których odkrycie byłoby dla mnie spełnionym marzeniem.

Kaseta z jednym z  Minimaxów.

I tak zostałem na dłuższy czas tylko z nagranym tym utworem. Następnych kilku audycji nie słuchałem, a tam pewnie padła nazwa zespołu. Wtedy już bym wiedział. Piotr Kaczkowski powiedział jeszcze coś w stylu, że bedzie jeszcze o nich głośno czy coś takiego.






wstęp II

Trochę byłem i chyba nadal trochę jestem uprzedzony i zamknięty na nowości w muzyce. Stary po prostu jestem i lubię te piosenki, które już kiedyś słyszałem jak głosi nieśmiertelny cytat z filmu równie zresztą nieśmiertelnego. Teraz już mniej, ale jeszcze kilka lat temu strasznie nieufnie podchodziłem do nowych polskich zespołów i ich twórczości. Z góry wiedziałem, jak i co grają. Ten przydługi wstęp był mi potrzebny, gdyż taką właśnie sytuację zaliczyłem w  kontakcie z zespołem Riverside.

Pierwszy kontakt

Mój friend Z. przynosił mi muzykę której ja nie słyszałem, a ja jemu prezentowałem pozycje z moich półek, których on nie znał. Z racji tej, iż różniła nas dosyć duża różnica wieku, stąd nasze światy muzyczne były często od siebie znacznie oddalone. Zaowocowało to tym, że bardzo dużo ciekawych rzeczy dzięki niemu poznałem i mam nadzieję, że również i on coś tam dla siebie coś ciekawego znalazł.

Do rzeczy bo się dzisiaj niebezpiecznie długo rozpisuję. Friend ów, swego czasu bardzo zafascynowany był i chyba jest nadal zespołem Dream Theater, którego ja z powodu obecności "piszczącego" wokalu mimo najszczerszych chęci polubić nie mogę. Pewnego dnia, więc zjawił się u mnie jak zawsze z kolejną dawką nowej muzyki do odkrycia (było to kilka lat temu), po tradycyjnych przyjaznych gestach i wymianie spostrzeżeń z mijającego tygodnia oraz omówieniu co się komu dobrego lub złego przytrafiło, przeszliśmy do sedna naszego spotkania. 

Nie chciał mi zdradzić co mi włączy, nie wiedziałem więc, że to Polacy, że to pierwsza płyta Riverside- „Out Of Myself”. Włączył, a ja bez jakichkolwiek uprzedzeń oddałem się słuchaniu muzyki.

Ciekawe jak dzisiaj wyglądałaby ta recenzja. Również trzygwiazdkowa?



"The Same River" nie jest najlepszym utworem tej płyty. Tutaj wszystkie numery mają u mnie Ex aequo pierwsze miejsce. Nie wiem czy potrafię wskazać jakiś jeden wybrany. Słucham tej płyty w całości.


Jedne z lepszych koncertów na jakich byłem. Zawsze zastanawiałem się nad tym czy zostawiać sobie bilety z koncertów czy nie. Teraz już wiem, że warto, bo nigdy nie wiadomo, co się kiedy może przydać i do czego.



Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że po prostu odpadłem słuchając tej płyty. Taki „odpadnięty” zostałem do dzisiaj. „Out Of Myself” praktycznie zawładnął mną całkowicie. Uzależniłem się totalnie od tej płyty. Nie jestem zresztą jedynym, który uległ magii tej muzyki, która reprezentuje poziom absolutnie światowy.


Wpuścili mnie na salę bo przestrzegałem powyższych wytycznych.

Za co kocham ta płytę?

1. idealna długość trwania
2. uwielbiam takie męskie wokale (śpiewa pięknie a i ryknąć potrafi)
3. uwielbiam smutek i nostalgię w rocku
4. uwielbiam gdy ten smutek i nostalgia jest przełamana agresywnymi momentami
5. świetne zapadające w pamięć solówki gitarowe
6. świetnie brzmi ta płyta
7. mnóstwo ostrych gitar
8. róznorodność kompozycji- czadowe, nastrojowe, od wyboru do koloru
9. spójność- kocept album
10. uwielbiam takie złożone konstrukcje



PS

dzięki Z. za Riverside. Pewnie bym do nich dotarł, ale o wiele później.