poniedziałek, 30 września 2013

Dog In The Fog- W Radio Merkury czyli Mieszadło Chaosu Tour 2013


Dog In The Fog z wizytą w poznańskim Radio Merkury rozpoczął kampanię promocyjną singla oraz mini trasy koncertowej dumnie zwanej "Mieszadło Chaosu" Tour 2013 lub też jak podają inne media- Pies Gryzie Gitarę. Wszystkich znajdujących się w pobliżu miejsc gdzie będziemy szczekać- zapraszamy.
 
 
W radio jak to w radio, pogadaliśmy, posłuchaliśmy muzyki, było bardo miło i sympatycznie, chcielibyśmy spędzać więcej czasu w takich miejscach. Dziękujemy za zaproszenie i polecamy się na przyszłość.
 
 
co by to powiedzieć by nie skłamać
 
 
starzy, brzydcy i radiowiec


gaduła zajął cały czas antenowy


nasz menago w trasie czyli Hot Dog na plakacie i w jego ręku. Chłop w pełni integruje się z tym co robi

 
 
Radio w budowie, nasza płyta też. 

 
a dla tych którzy nie znają przypominamy nasz singiel
 
 
oraz nasze demo
 
 

czwartek, 26 września 2013

Brygada Kryzys- Live 81

 

Przed nami dzisiaj Wasza Kultowość- Brygada Kryzys z lat totalnego kryzysu. Jestem niewolnikiem duchowym tego bandu. Nieważne co, jak, kiedy nagrywają i jak to brzmi, ale zawsze są to dźwięki dla mnie ważne, które wywołują ciarki na cąłym ciele. Ten koncert, oprócz tego, że może nie brzmi najlepiej jest dobrym świadectwem tego jakim ewenementem i dobrym zespołem Brygada Kryzys wtedy była (i jest nadal). Po latach od powstania tych nagrań nie mam wrażenia, że te numery są obciachowe, że brzmi to jak muzyka minionej epoki. Wręcz przeciwnie. Te numery są ponadczasowe i mogły by być nagrane w obecnych czasach i jacyś zmanierowani hipsterzy, albo studencka młodzież co to im się wydaje, że słuchają najlepszych zespołów na świecie uznałaby ten zespół wraz z ich muzyką za swój okręt flagowy. Na szczęście dzisiejsi muzykolodzy z uniwersytetów słuchają zupełnie czegoś innego.
 
sprawczyni całego zamieszania
 
 
Do dzisiaj nie kupiłem najnowszej koncertowej Brygday, sam nie wiem czemu, chyba już najwyższa pora nadrobić tą fonograficzną czarną dziurę w moich zbiorach. Nie wiem czy ten koncert jet dobry, bo słuchając go obiektywnie podoba mi się, zresztą słuchając go nieobiektywnie też mnie poraża. Najmocniejsze jego fragmenty to napewno "Centrala", "Obudź Się" oraz "Nie Daj Się".. .yyy wszystko jest mocne.
 
 
 
 
dobra okładka

wtorek, 24 września 2013

Oranżada- Oranżada

 

Takie płyty skradają mi myśli i duszę. To muzyka, którą podświadomię czuję i której pragnę by było jej jak najwięcej na falach eteru może nie tyle radiowego co eteru muzycznego w mojej muzycnzie krainie zamkniętej w bryle mego ciała. Nie wiem, czy oranżadowcy musieli wspomagać się czymś więcej niźli tylko oranżadą zakupioną w gieesach, czy tez musieli sięgnąć po różnego rodzaju spulchniacze mózgu. Jeśli na trzeźwo potrafią takie dźwięki z siebie wydawać to ja jestem ich technicznym, który podstawia skrzynkę z pełnymi butelkami gazowanego napoju pod ich salę prób i odbiera puste butelki by jak najszybciej wymienić je w pobliskiem samoobsługowym sklepie na pełne nie mogąc się doczekać kolejnych ich utworów jakie powstały pomiędzy odkapslowaniem jeden butelki, chaustem napoju i odbiciem wzburzonych gazów kłębiących się w brzuchu muzyków.

 
Już nie raz zachwycałem się tym zespołem na forum publicznym czyli tutaj i w gronie moich chłopaków, którzy twierdzą, że słuchaja muzyki. Ci właśnie patrzyli na mnie jak na dziwaka i nie zrozumieli raczej przesłania moich zachwytów, ani tym bardziej dźwięków płynących z tej i innych płyt zespołu. Trudno będą się smażyć w wiecznym ogniu niezrozumienia i gipsowe odlewy małżowin usznych wręczę im kiedyś.
 
 
Polska współczesna psychodelia nie tylko muzyczna bo i tekstowo jest to wydawnictwo pojechane. Takie teksty są dla mnie inspirujące i wyzwalają we mnie chęć słuchania i wysłuchania tego co głos wokalisty chce mi przekazać. Nawet jeśli czasami trafi się opowieśc bez morału, tym bardziej mnie to pociąga. Teksty Oranżady mają tą przewagę nad tysiącami innych tekstów wielu zespołów, że nie kładą mi wszystkiego wprost jak to robi się powszechnie, gdzie tekst jest tylko wypełnieniem muzycznej przestrzeni. Napisać takie teksty wydaje się na pierwszy rzut bardzo prosto, bo co to za sztuka poskładać wersy pozornie ze sobą nie pasujące i mówiące o niczym. Jednak ta konsekwencja w ich tworzeniu i ich idealne współgranie z muzyką przekonuje mnie i takich tekstów szukam i takich mi brak. (nie piłem dzisiaj ani oranżady ani innych napojów oddziałujących na mózgowie. Pisząc to jedynie słucham tej płyty i boję się sam siebie bo takie wersy przychodzą mi do głowy, że na papier przelać ich nie mogę, nie chcę, a nawet się wstydzę)
 

niedziela, 22 września 2013

Guess Why- D.P.M.

 

Do kawy to ta płyta się zbytnio nie nadaje, ale do innych rzeczy owszem. Guess Why? ze swoją specyficzną odmianą alternatywnego metalu byli dosyć wyróżniającą się kapelą w swoim czasie. Pokręcone dźwięki wsparte riffami rodem z metalowej szkoły, dawały całkiem niezłą mieszankę. Trudną w odbiorze, ale po latach słucham tego krążka z sentymentem. Co prawda ciężko wykroić tu jakiś fragment mocno wpadający w ucho czy i do samochodu raczej nie zabieram tej muzyki, ale w skupieniu i samotności dociera do mnie "Coffe Time" głębiej. Strasznie duszny klimat ostatniej dekady ubiegłego wieku jest tu słyszalny i odczuwalny. Lęk przed nowym milenium, te sprawy, dekadencja...
 
Czas na kawę zatem
 
 
Po łyku kawy najbardziej wybijającym się utworem na tym krążku jest walec z miażdżącym riffem, łagodzony lżejszymi fragmentami. Najbardziej zróżnicowany i pokręcony numer płyty. Może gdyby jeszcze wpleść tu jeszcze trochę więcej melodyjności- mówię w kontekście całej płyty miałbym jeszcze bardziej przychylne zdanie o niej, ale wtedy pewnie nie byłaby to płyta tak alternatywna jaka miała być.
 

 
Na tym krążku jest jeszcze jeen utwór, który właściwie powinien trafić do dawno nie prezentowanego cyklu przeze mnie czyli do kowerów wykonywanych przez naszych rodzimych bohaterów scen rockowych. Guess Why? zamieścił na tym krążu bardzo udaną przeróbkę też bardzo udanego utworu zresztą, a mianowicie "Down By The Water" P.J. Harvey. Perła i przyjaciele odcisnęli na tym utworze swoje piętno, a o to przecież chodzi jeśli bierze się na warsztat cudzy utwór
 
 

 
Na starość stałem się chyba jakoś zamknięty na świat alternatywnych mocno dźwięków z rejonów hejwi, a może nigdy nie byłem w tym świecie zbyt dobrze zadomowiony. Kiedyś wydawało mi się, że jestem koneserem takich brzmień. Im płyta była bardziej zakręcona i pokręcona tym bardziej wierzyłem, że to muzyka dla mnie. Dzisiaj jak słucham tych wszystkich odlotów i kombinacji to stwierdzam, że jetem jednak prymitywem rockowym. Lubię jak jest prosto równo i do przodu. Ewolucja? Rewolucja? Ja. I tym oto janerkowym cytatem żegnam się z tą płytą na czas dłuższy.
 

wtorek, 17 września 2013

Kult- Tata Kazika


Nie łączę się w ogólnopolskim powszechnym zachwycie nad tą płytą. To Kult tak „kultowy”, że już nie mój. Mało tu rockowego grania, a wiele folkloru ulicznego rodem z PRL. Takie były założenia, bo muzyka jest zrobiona w duchu tej epoki, która zresztą widoczna jest przede wszystkim w tekstach ojca Kazika. Nie mam absolutnie żalu, za tą płytę. Kazik chciał, czuł, musiał to nagrać i w porządku, ja jej po prostu nie słucham. Nie można odmówić przebojowego potencjału takim hitom lat dziewięćdziesiątych jak „Celina” czy „Baranek” który był niemiłosiernie katowany wszędzie. Zapewne to właśnie te dwa numery były lokomotywą tego wydawnictwa i wprowadziły płytę „Tata Kazika” do kanonu polskiego rocka. Pewnie zasłużenie leży tam ta płyta, która do tego znakomicie się sprzedała.




Takie „pijackie” przyśpiewki jak „W Czarnej Urnie” czy też „Wróci Wiosna Baronowo” bliższe są piosenki aktorskiej niźli rockowej. Drażnią mnie również takie wtręty Kazika z jego „menelskim” głosem w niektórych utworach. Lista zarzutów może być jeszcze dłuższa ale nie chce się narażać fanom Kazika i samemu Kazikowi, ale jeszcze pozwolę sobie skrytykować cały charakter płyty, która jest ścieżką dźwiękową do pijackiej imprezy w jakiejś knajpie, czy też tak sobie wyobrażałem jak może zabrzmieć zespół grający na bankietach. Powtórzę, wiem, że tak właśnie Kult po części chciał zabrzmieć. Mnie to niestety nie rusza. Najlepszym przykładem, że cała płyta jest zupełnie inna od tego do czego mnie zespół Kult przyzwyczaił  niech będzie utwór, w sumie bardzo kaziowy w formie, a wykonany  w języku ojczystym Piotra Wysockiego czyli „Dyplomata”
 
 
 
Tak czy inaczej, chcąc nie chcąc odkładam na wieczność tą kasetę na półkę i nie zamierzam do niej wracać. Jaki klip mogłem wrzucić jeśli nie "Baranek" chociaż strasznie irytuje mnie ten refren, zwrotka, owszem muzycznie znakomita. Co do "Celiny" to chyba jednak preferuję kazikową szybką wersję.
 
 
Oba klipy są filmowo świetne, miło popatrzeć sobie po latach na te obrazki. Teksty to odrębna sprawa. Teksty są życiowo mądre, właściwie to poezja rockowa pełną gębą. I im nic zarzucić nie mogę i nie chcę.
 
 
 

sobota, 14 września 2013

Cold War- Autobana

 
Oto przykład na niezłą płytę, jaka wyszła w tym kraju, z tym, że nikt o niej szerzej nie wie i jej nie słyszał. Granie z pewną nawet dozą rockowej przebojowości, która nie jest tandetna i nastawiona na tanie refreny, a niesie. Nie jest to płyta, która zmieniła polski rock, ani pewnie też nie przewróciła do góry nogami życia członków zespołu. Słucha się tego przyjemnie i takie płyty też są mi potrzebne. Wśród tysięcy pozycji do słuchania jakie mnie zalewają w ciągu ostatnich lat i przechodzą bez echa "Autobana" akurat na stałe weszła do mojego muzycznego menu.
 
 
 
Co prawda bardzo łatwo jest mi wybrać utwory słabsze i mocniejsze na tm krążku. Na szczęście te słabsze, nie są aż tak złe, bym musiał je przeskakiwać i nie słuchać. Mocniejsze fragmenty to (nawet z klipem)
 
 
czy też kower Exodusu, ale smutny numer. Tak więc nawet jest tu naprawdę kilka utworów wartych ciągłego słuchania. "Demony Nocy", taki nawet pod Gawlińskiego podchodzi. Cold War nie wypadł sroce spod ogona, bo grają już panowie ładnych naście lat i są "zasłużonym" zespołem, co prawda nic z tego dla nich nie wynika, bo tkwią ciągle w poczekalni sławy, ale nazwa powinna się raczej niejednemu fanowi rocka o ucho obić.
 

 
 
 
 Ot, płyta do samochodu, na drogę do pracy. Przesłuchałem sobie dzisiaj tą płytkę dwa razy i dzisiejszym numerem dnia został song "Antidotum Na Zło" Jakoś inne płyty Cold War do mnie nie przemówiły.

środa, 11 września 2013

Alkohole- Tkaniny


Dzisiaj zatem kolejny odcinek z cyklu "Rockowy Komentarz Rzeczywistości". Na tropie rzeczy dziwnych i ulotnych wasz reporter wraz z synem (których widać na zdjęciu) znaleźli ten oto zacnie opisany sklep, w którym łączą się najjaśniejsze i najstarsze tradycje polskie. Z jednej strony ogromne zamiłowanie naszego wielkiego narodu do szlachetnych trunków, dzięki którym i przy których nasi rodacy potrafią zmienić świat (tylko przy stołach przy których je spożywają). A drugiej strony takniny, bez których zapewne nie powstałyby  nasze ogromne sztandary biało czerwone z wyszytymi różnymi znakami, godłami, napisami. Czyli jednak to typowo polski sklep łączący rolę zarówno edukacyjną i patriotyczną z konsumpcyjną i rozrywkową.
 
 
Ciekawość mną rządziła ogromna, zatem wszedłem do środka. Nie zgadniecie co tam  zastałem. Ku swojemu zdziwieniu w jednym pomieszczeniu były tkaniny, a  w drugim alkohole. Nie wiedzieć czemu, odruchowo skierowałem swoje kroki do stoiska z alkoholem i nabyłem drogą kupna zgrzewkę złocistego napoju. Wychodząc oszołomiony spojrzałem w stronę stoiska z tkaninami. Przez głowę przeleciała myśl: Taka sama cena browaru jak w marketach...
 
Do tej pory na blogu dostępne następujące felietony słowno- zdjęciowe:
 
 
 
 
Wasz reporter nadal będzie śledził ciekawe miejsca oraz zjawiska i dzielił się z wami swoimi przemyśleniami czy też złotymi myślami jeśłi tkie mu do głowy przyjdą. Natomiast jeśli "Wprost", czy też "Przekrój", albo inny poczytny tygodnik zapragnie bym dla nich pisał- odmówię. Nie będę w mainstreamie. Postaram się zostać solą undergroundu, uczulony na zwykłe dole i niedole naszej codzienności.
 

poniedziałek, 9 września 2013

Kolaboranci- Ciało i Drewno

 
 
Zauważyłem, że wszystko co ma w sobie przedrostek post mi nie służy. Począwszy od postu kościelnego na post roku i post punku kończąc. Takie granie wprawia mnie w nastrój podczas którego zadaję sobie pytanie, czy nie lepiej słuchać wesołych dyskotekowych rytmów przy których życie staje się prostsze, niż oddawać się cierpieniu za miliony i grzebać w mrokach ludzkiej egzystencji wychodząc zdruzgotanym po analizie dogłębnej ludzkiej zgnilizny i kondycji moralnej naszego gatunku. Cóż, rock to muzyka prawdy, brudu i cierpienia. Każdy muzyk rockowy szczególnie tak wrażliwy jak autor tekstów na tym wydawnictwie i wokalista  zarazem, tapla się w syfie człowieczeństwa i dzieli się z nami czyli słuchaczami swoimi myślami.


 
Jestem tak zdołowany i ukrzyżowany moralnie po przesłuchaniu tej kasety, że muszę zapalić albo się napić i odreagować. Najlepiej chyba będzie jak zrobię to jednocześnie czyli wypiję drinka paląc przy tym jakiegoś papierosa z filtrem. Po czym rozwieję ten ponury nastrój jakąś płytą nieinwazyjną w psychę, a służącą jako rozrywka i odprężenie płytą. Sięgam zatem po jakiś krążek zachodniego popowego bandu z połowy lat osiemdziesiątych.
 

 
Kościoły

Ten numer jednak ma coś w sobie, słucham go i czuję się jak na jesiennym spacerze na który wychodzę wraz z moimi słuchawkami i idę bez celu przez dziesiątki znanych mi ulic. I zawsze odwiedzam te same miejsca . Robię to kilka razy w roku, czasami mniej a czasami bardziej świadomie i myślę sobie wtedy, że jestem kompletnie walnięty, bo ile można chodzić na dworzec PKS, z którego prawie nikt już nie odjeżdża i siadać ta na ławkach. Dlaczego nikt z moich znajomych nie był tam od lat dziewięćdzisiątych, a ja tam jestem relatywnie często. Miało być o muzyce, a ja się tu rozklejam i uzewnętrzniam, jak ktoś przeczyta z moich kumpli, że znów polazłem na ten dworzec to zaczną się o mnie poważnie martwić albo wytykać palcami. 
 

 
 
A podobno to jedna z ważniejszych płyt naszego rodzimego rocka. Musiałem być na tej lekcji nieobecny w takim razie. Jak widać muzyka punkowa i jej pochodne nie są jednak moją mocną stroną. Za to ten numer był często grany w BRUMIE (chyba) i ma nawet niezły tekst.
 
 
pe es
 
Dylemat z początku postu rozwiązałem bardzo prosto. Postu kościelnego nie przestrzegam, a post punka nie słucham.
 
 

niedziela, 8 września 2013

Ewa Braun- Sea Sea- MTSKM part V


Najładniejsze w tym wszystkim jest samo wydanie kasetowe, piękne kolory, ładny papier, a najpięknijeszy jest sam nośnik kasetowy, ale śliczna kaseta, chyba nie mam ładniejszej. Za to muzycznie to kompletnie nie mój gatunek i nie moja bajka. Oni grają tak alternatywnie, że samo słowo alternatywa jest dla nich za mało alternatywne. Przebrnięcie przez ten materiał muzyczny okazało się dla mnie nie lada wyzwaniem. Poddałem się po raz kolejny.


Jest tak szorstko i surowo, że uszy więdną. Zapewne nie jest to złe granie, bo fascynatów takiego muzycznego końca świata nie brakuje i  wielu  z nich właśnie w Ewie Braunsobie znalazło sobie ukojenie zmysłów. Jeśli panowie postawili sobie za punkt honoru zagrać najmniej meldyjne kawałki świata, to są bardzo bliscy, by w tej ktegorii znaleźć się na podium. No to jest andergrand przez duże "a", a ja ze swoim blogiem z łatwymi melodiami jadę mainstreamem okrutnie. Chylę czoła przed Ewą Braun, ale ja wysiadam. Tydzień słuchania kaset dobiega końca, a ja się wkręciłem na poważnie z tymi kasetami, których nie słucham i uszykowałem sobie pełne ich garści do przedstawienia. Wybacz Edgar, chyba jeszcze pociągnę dalej ten temat.


Co za czasy kiedyś były, kupowałem kasety w ciemno nie wiedząc czy bedzie to muzyka warta uwagi czy też nie. A dzisaj, proszę płytę możesz przesłuchać czesto nawet przed jej oficjalna premierą. Ten dreszczyk toarzyszący zdzieraniu folii z pudełka i wkładaniu kasety, płyty w odtwarzacz był piękny i mistyczny. Taka podróż w nieznane.



No to Ewo Braun, proszę wędruj na najniższą półkę. Do zobaczenia nigdy.