środa, 31 października 2012

Maanam- Sie Ściemnia


W okresie letnim przeprowadziłem debatę z friendem mym na temat tej płyty. Z tym samym z którym przerobiliśmy pierwszą płytę Aya RL. Mimo, iż alkohol był naszym trzecim partnerem dyskusji to nie pokrzyżował mi na tyle wypowiedzi i nie pozbawił mnie pamięci bym nie wiedział o czym mówię. Tezy do jakich wspólnie doszliśmy są następujące:


- znakomita to płyta jest
- skopane maksymalnie jest brzmienie tej płyty. Brzmienie sztuczne, płaskie, syntetyczne.
- czy perkusista ma mięsnie czy to układy scalone grają za człowieka nie wiem
- Kora wokalnie wymiata światowo
- teksty jak zwykle manaamowe i „poezyjne”
- brak drapieżności i surowości poprzenich płyt bo ta produkcja jakaś taka plastikowa
- z drugiej strony kompozycje na tyle się bronią, że wybaczamy im to brzmienie
- ciekawe jak wtedy brzmieli na koncertach





środa, 24 października 2012

Kobranocka- Po Nieboskłony




Za pomocą warstwy tekstowej tej płyty uwidocznił się w całej okazałości nurt w polskim rocku, który można byłoby nazwać rock against kler. Sam dałem się ponieść temu trendowi zakładając w szkole średniej PPAK czyli polską partię antyklerykalną, której zostałem samozwańczym prezesem, społeczeństwo odnosiło się ze zrozumieniem dla moich idei. Zainspirowany takimi utworami jak: Brygada Kryzys- Żondzi Xionc, czy też twórczością Róż Europy i właśnie Kobranocki, dzielnie niosłem sztandar walki z ciemnogrodem instytucjonalistycznym kościoła.


Owocem mojej walki stał się pierwszy w historii mojej ówczesnej szkoły egzamin komisyjny z religii, którego oczywiście nie zdałem. To tak tytułem wstępu.

„Ku Nieboskłonom” ma niesamowity rockowy wykop podparty jak zawsze w przypadku tego zespołu nietuzinkowymi tekstami. Solówy Burzy zieją rockowa mocą. Oj działo się, działo, nie wyciągałem tej kasety praktycznie z magnetofonu. O każdym numerze można by felieton spisać, tyle wtedy emocji i hormonów ze mnie uwalniały te songi.


By zacytować jedną z reklam telewizyjnych:  Dziś sam jestem dziadkiem, i co mogę dać swojemu wnukowi jeśli nie płytę Kobranocki: „Ku nieboskłonom”. I tak oto skończyła się moja przygoda z Kobrą i jego kompanią. O tym fakcie już wspominałem kilkakrotnie, więc powtarzać się nie zamierzam.



Nic ta płyta nie straciła ze swojej energii, nadal kopie mnie po tyłku. Niespójność okładek różnych edycji mnie wprost osłabia. Sam już nie wiem, która pierwotnie była ta właściwą





poniedziałek, 22 października 2012

Acid Drinkers- Another Brick In The Wall



Chwaliłem się zawsze, że nie ruszają mnie żarty Acidów pod nazwa Fishdick jeden, a tym bardziej Fishdick zwei. I tej wersji będę się trzymał. Za to ten numer to chyba jeden kower, który zrobili na poważnie i od razu da się tego słuchać. Znakomite wykonanie. Ciężar riffu mnie zabija. Pałker pięknie brzmi. Takie kowery to ja sobie bardzo chwalę. Wiem, że praktycznie w warstwie kompozycyjnej nie zmieniono tu za wiele. Bo i po co. Dobrze, że nie zrobili z tego hymnu rockabilly albo muzyki poważnej.



Natomiast oryginał tego epokowego dzieła, każdy muzykoman przy zdrowych zmysłach zna, lub też znać powinien, więc nie będę tutaj go umieszczał.


sobota, 20 października 2012

Division By Zero- Independent Harmony


Serce me szlocha, dusza ma łka. Takich płyt są setki jeśli nie tysiące. Płyty dobre, przyzwoite, świetnie nagrane, świetnie zagrane. Wokalista robi co trzeba widać i słychać, że wpasować może się pan w każdą konwencję i razem z pozostałymi muzykami dwoją się i troją by wzbudzić mój zachwyt. Jednak brakuje jednego. Dobrych kompozycji. Po pierwszej wyjątkowej płycie, którą chwalę się każdemu i wszędzie w cyklu: „…cudze chwalicie, swego nie znacie…” spodziewałem się rozwinięcia tych wątków.




Otrzymałem płytę odartą z takich emocji jakie towarzyszyły mi przy „Therapy of Tyrany”. Otrzymałem dobrą płytę, ale przymiotnik dobry mi nie wystarcza. Kupiłem płytę w ciemno, nawiasem mówiąc bardzo ładnie wydaną, może dałem jej za mało czasu, może o kilkanaście razy za mało ją przesłuchałem. Może za jakiś czas odszczekam te słowa, bo mnie natchnie i materiał ten przekona do siebie. Na dzień dzisiejszy wzburzenia słowa kieruję do zespołu. Panowie! Szkoda!



No nic, odkładam płytę na półke i za jakiś czas znów będę próbował ją odkryć. Jeśli się tak stanie, pierwsi się o tym dowiecie drodzy moi. A tym czasem jedyny chyba utwór, przy którym powieka mi zadrżała.


poniedziałek, 15 października 2012

Apteka- Ujarane Całe Miasto


Ujarane całe miasto, wszyscy idą ulicami ciasno. Toż to poezja. Któż przy zdrowych zmysłach nie śpiewał sobie tego wersu. Płyta ta zburzyła moje zdrowie psychiczne. Tyle tutaj pojechanych dźwięków, tyle odlotów, że naprawdę ciężko się tego słucha trzeźwym będąc. Często zaglądam do tej muzycznej apteki i nabywam co skuteczniejsze leki. A półki z tymi specyfikami się uginają. Każdy lek- utwór działa bardzo szybko i bardzo skutecznie, a do tego nie wykrzywia mi się gęba gdy aplikuję sobie kolejną dawkę. Bo smakują wyśmienicie.


Apteka nie nagrywa słabych płyt, jestem chyba uzależniony i nieobiektywny w związku z tym i nie mogę inaczej ocenić tego wydawnictwa jak tylko słowem: arcydzieło. Idealny konglomerat poezji rockowej i uzależniających psychodelicznych dźwięków.



 
Kupiłem tą płytę w całości od początku do końca, różnorodność klimatów i nastrojów, humor i puszczanie oka do słuchacza, rasowe brzmienie stawiają ta płytę na czele moich ulubionych rockowych rzeczy jakie wyprodukowano w Polsce powojennej.
Reedycja kompaktowa „Psychodelic Underground” oprócz zmienionej szaty graficznej i nazwy płyty na szczęście zawiera materiał pokrywający się z kasetą, którą niestety gdzieś utraciłem.


Nie mogę nie opisać całej płyty i jej zawartości, zawiódł bym siebie i Aptekę. Chociaż z drugiej strony patrząc i tak wszyscy znają ta płytę, więc co będę się wychylał przed szereg.


sobota, 13 października 2012

Londyn- Windą Bliżej


Time Is Like An Ocean- tu skończył się pierwszy wątek o tym zespole. W końcu jednak sięgnąłem po ich pełnowymiarowy krążek tak jak sobie sam kiedyś obiecałem. Szczerze mówiąc i pisząc nie spodziewałem się zbyt wiele po całej płytce. Zostałem mile rozczarowany. Tej płyty da się słuchać! Od zaraz jednak wyrzuciłbym kompozycję numer 3, która jest koszmarna, beznadziejna i mogłaby się znaleźć na którejś płycie zespołu Feel. Dziwię się zespołowi, że taką padakę pod tym indeksem umieścił. Dobra, ale reszta materiału jest przyjemna dla ucha.


Nie stanie się ona nigdy dla mnie ważną płytą na tyle bym wynosił ją na sztandary, lecz „jestem na tak”. Najbardziej zapadł mi w głowie pan basista, smacznie gra i ciekawie. Nie wiem czy zwrot „poprockowe granie” jest tu na miejscu, ale chyba tak najlepiej określić styl uprawiany przez tych młodych ludzi.


Spodziewałem się zupełnie innego grania po ewidentnie najlepszym na płycie „Time Is Like An Ocean”, który nota bene jest na płycie w innej wersji niż na minimaxowym składaku. Nadal uważam, że ciężko, bardzo ciężko znaleźć dobrą muzykę zrobioną w Polsce a wydaną w XXI wieku.



Windą Bliżej

czwartek, 11 października 2012

Variete- Bohater Liryczny



Moje synapsy w mózgu potrzebują czasem czegoś co spowoduje, że zaczną pracować na wysokich obrotach. Takim surowcem, który uruchamia przepływ impulsu elektrycznego między połączeniami w obu półkulach są dźwięki nieoczywiste, trudniejsze, na pozór nieprzyswajalne. Takie właśnie jest Variete. Taka jest praktycznie każda płyta Variete. Szorstka, na pierwszy rzut ucha nie do słuchania, drażniąca, odrzucająca.


Tak, to muzyka wymagająca mega skupienia i uwagi. Nie jest to muza dla każdego i na każdą okazję. Ale są dni, że trzeba odlecieć. Variete ma swój łatwo rozpoznawalny styl i sound. Nie sposób pomylić ich z nikim innym. Kiedyś strasznie drażniła mnie maniera wokalna pana, dzisiaj wręcz przeciwnie ma to swój urok. I tak mógłbym praktycznie napisać o każdej ich późniejszej jak i wcześniejszej płycie. Co zresztą już onegdaj uczyniłem.






wtorek, 9 października 2012

Tubylcy Betonu- Baby Can I Hold You



Moja mowa będzie krótka. Lepsze niż oryginał.

Może dlatego tak mówię, bo zawsze jakoś twórczość Trejsi Tapczan wydawała mi się rozlazła, przydługa i przynudna. Baba, sama z pudłem raczej nic dobrego to muzycznie nie wróżyło.


Baba z pudłem


niedziela, 7 października 2012

John Porter Band-Slave



Znów sięgam do swojego boksu z nagraniami walijskiego Polaka. Tym razem jedna z moich ulubionych jego płyt. Nie ująłem chyba jednak tego zbyt dobrze. Każda płyta Portera jest moją ulubioną. Wyłączając oczywiście muzykę powstałą w wyniku związku z Anitą Lipnicką. Cóż my tu więc zatem mamy. Wszystko za co można kochać Johna. Smutek i nostalgia w graniu i w głosie. Jak Johnowi zawsze pasują te skrzypce Neila Blacka. Czy to gra solo z gitarą czy też w pełnym rockowym składzie. Genialnie to brzmi.


Dla mnie głos Johna to szklanka łiski po cięzkim dniu.


Slave