poniedziałek, 30 grudnia 2013

Polska Młodzież Śpiewa Polskie Piosenki- czyli jednak podsumowanie 2013

 

Oczywiście utwory znane powszechnie, jedne mniej a inne bardziej udane. Kilka tych kowerów już znalazło się u mnie w opisach czy to jako samodzielny utwór, czy przy okazji opisywanej płyty, na której to znalazła się dana przeróbka, więc nie ma sensu po raz kolejny lać wody o tym że Kobranocka świetnie przerobiła republikański Kombinat, albo że całkiem niezłe jest kazikowe i piersiowe "Jedziemy Autostopem"
 
 
Rewelacyjne jest wykonanie utworu Kombi przez zespół Królowie Życia. Ich "Nie Ma Zysku" zyskało nową twarz i drugie zycie w ich wersji. Nic nie wiem o tym zespole czy może też projekcie, chociaż nazwa zespołu wskazuje jakby to miał być może jakiś tribute band to Kombi?

Królowie Życia
 
Dobrze że duch w narodzie nie ginie i nadal cały czas polska młodzież śpiewa polskie piosenki, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.
 
 
 
W sumie to chciałem dzisiaj podsumować muzycznie polski rock, ale stwierdziłem, że i tak słucham generalnie staroci, nowości mnie nie przekonują więc byłbym bardzo nieobiektywny w przeciwieństwie do tych blogerów, którzy słuchają praktycznie jeno nowości i mają w tym temacie wiedzę. Płyta jest ważna dopiero wtedy, jesli mija czas, a ty słuchasz tej płyty bez uczucia znużenia. Coraz mniej takich płyt znajduję więc dlatego staram się być raczej archeologiem, niż odkrywcą nowych lądów i muzycznych wszechświatów. Będąc sobą powinienem napisać: W tym roku, mijającym zresztą słuchałem najcześciej następujących nowych polskich płyt:
 
 
2. Superhalo- Czerwona
 
 
3. Dog In The Fog- twórczość wybrana
 
4. Riverside- S.O.N.G.S
 
 
No i to by było chyba na tyle, może wpadł mi jeszcze jakis pojedyńczy utwór w ucho, ale to za mało by tu się znaleźć, chociaż, to jest dobry numer:
 
 Pusty Parking

No i to tyle podsumowań, nie mam więcej ochoty sprawdzać co się sprzedawało, co się słuchało, bo to tylko statystyka. Ja mierzę to w ilościach swoich odtworzeń, a jakoś nic więcej mi się nie przypomina w tym roku by zrobiło na mnie wrażenie.
 

sobota, 28 grudnia 2013

Fotoness- When I Die


 
Fotoness w końcu na płycie kompaktowej. Nie wierzyłem, że ten dzień kiedyś nadejdzie a jednak. Stało się kolejna czarna albo biała plama na mapie polskiej fonografii zniknęła. Co prawda już pisałem o tej płycie i to dosyć dawno, ale taka okazja jak ta nie może przejśc bez echa. Tym bardziej, że do płyty dołączono utwory bonusowe, co dodatkowo podnosi walor tej płyty i konieczność jej posiadania.
 
 
Postaram się dzisiaj nie przeszkadzać czytelnikom swoimi rozważaniami o tej płycie a pozwolę raczej delektować się obrazami z przeszłości. Jaki jest stosunek autora tego bloga do wszystkiego do czego ręke przyłożył Franz, to każdy kto chociaż kilka razy zachaczył się o tą tematykę na moim blogu powinien sobie zdawać sprawę, więc w kilku słowach tylko rzeknę. Tak podoba mi się ta płyta i to nawet bardzo.
 
 

 wyrwane z kontekstu dwa niusy...


 
Jeden z bohaterów tego projektu
 
 
 
 
krótka historia przynależności klubowej Tomasza Lipińskiego


 
Z bonusów absolutnie numerem jeden jest "Wiatr wieje nareszcie" o wiele lepszy niż nagrany potem w innej wersji przez Lipińskiego już w latach dziewięćdziesiątych.

What Comes First






 

piątek, 27 grudnia 2013

Ziyo- Kolędy


 
To jedna z gorszych rzeczy jakie przytrafiły się w moim muzycznym życiu. Jeden z najukochańszych zespołów nagrywa płytę z kolędami. Tak też zrobiło moje Ziyo. Nie miałem i nie mam nadal słów, by opisać jak wielkie cierpienie na mnie spadło gdy ta płyta wyszła na rynek. Nawet jej sobie nie kupiłem. Kasetę dopiero po latach zdobyłem, bo żal mi się jej zrobiło leżała gdzieś u kogoś i się kurzyła. Niech sobie u mnie chociaż przez chwilę pobłyszczy w blasku fleszy i w świecie za sprawą internetu zostanie uwieczniona, choć wcale na to nie zasługuje.

 
Muzyka, bo to jest chyba najważniejsze raczej nie nadaje się do słuchania, bo Jurek Durał zrobił coś czego nie mogę mu nadal wybaczyć i słucham tej muzyki ze łzami w oczach, chociaż nie jak by się można mylić z powodu świąt i wszechogarniającego nas klimatu Bożego Narodzenia, dzięki któremu durałowskie kolędy mają rację bytu, ale są to łzy najprawdziwszego smutku upadającego idola. Nie można przerobić kolędy na rockowo. Tak uważam, każda taka próba skazana jest na niepowodzenie. Te pieśni zapewne piękne same w sobie są, lecz nieprzekładalne na język rocka i zawsze wyjdą żałośnie. Rockmani przerabiają je zazwyczaj na mega wesoło i czadowo- co mi też nie pasuje albo starają się oddać ducha oryginału, co wypada jeszcze bardziej karykaturalnie.

kolędnicy

 
To ja już idę sobie posłuchać zespołu Wham i ich nieśmiertelnego "Last Christmas"

Ziyo
 
Do tego ta przepięknie wstrętna szata graficzna okładki. Nie wiem czy wytwórnia wzięła pomysł na nią z jakiejś kartki świątecznej i to jeszcze rodem z peerelu, czy po prostu nie było już czasu i zrobili zdjęcie papieru do pakowania prezentów. Koszmar.

czwartek, 26 grudnia 2013

Prezenty...

 
 
Prezenty były. W tym roku wybitnie muzyczne. Cieszę się niezmiernie. O wszystkim napiszę niebawem. Nie wiem tylko od której pozycji zacząć.
 

wtorek, 24 grudnia 2013

Christ Agony- Darkside


Po takim zjawiskowym krążku jakim był Moonlight Act III, mogłem się spodziewać jedynie konsekwentnego rozwinięcia tego stylu jaki mnie poraził na "Moonlight". Jednak nic z tych rzeczy nie nastąpiło. Christ Agony na czwartej płycie postawił na innowację i rozwój. Postawili mnie lekko konfjurzyn znaczy się zdezorientowanego. Słuchałem tej kasety wieloktotnie i w końcu nawet zaczęła mi się podobać. No cóż kto się nie rozwija... to sie cofa. Troszke chyba nawet wyprzedzili swoją epokę nagrywając "Darkside" Tyl etu rzeczy nowych dla tego gatunku, że aż wydawałoby się, że Cezar wręcz zdradził muzykę, którą nagrywał do tej pory.

Kingdom Of Abyss

 
 
Co my tu mamy, a właściwei che się krzyknąć, czego mu tu nie mamy. Jest przede wszystkim język polski, są jakieś elektroniczn eloopy czy tez beaty, a i jest też mnóstwo czystej nieprzesterowanej gitary. No to musiało zaniepokoić niereformowalnych zwolenników sceny diabelskiej w naszym kraju. Słucham sobie po latach tej kasety i mam te same odczucia co kilkanaście lat temu, czyli jest nieźle ale czegoś mi tu brakuje. Nie wiem może to po raz kolejny zbyt sterylna produkcja kastruje emocje w tej muzyce. Słyszę więcej eleroniki niż powietrza z żywych instrumentów, ale to nie jest zarzut, a taka osobista refleksja. Wolałbym, żeby to było nagrane tak jak "Moonlight Act III", gdzie piekło zionie z głośników. Tutaj Christ Agony przeszedł na ciemna stronę mocy i dołożył więcej piekielnej precyzji aniżeli piekielnej gitarowej mocy. 


The Key


Ach te moje teoretyczne wywody. Komposzycje i tak się bronią a im jestem starszy to uważam ta płytę za przyzwoitą i rzadko ale jak już słucham to czuję moc metalowego potwora, który momentami łagodzi swoje oblicze by dać odetchnąć sobie i słuchaczowi. Ta płyta i tak bije na głowę tysiące beznamiętnych światowych produkcji z taką muzyką. Mnie tam duma rozpiera, że nasi umieją.



niedziela, 22 grudnia 2013

Dres Syna

 

By na chwilę dać odpocząć synapsom nerwowym po jazzowym wysiłku proponuję zapoznać się z kolejną częścią nie do końca rockowego felietonu pod tytułem "Dres Syna". Nie zabraknie oczywiście akcentów muzycznych, ale wydźwięk tekstu będzie bardziej uniwersalny.
 
Posiadanie dzieci wiąże się często z różnymi obowiązkami, a czasem nawet przyjemnościami, których oczywiście w porównaniu z obowiązkami jest znacznie mniej. Ale nie o tym to ja chciałem. Najpierw przewijamy, wyrzucamy pieluchy, jakies czapeczki na głowę naciągamy, jeździmy wózkiem, kupujemy wiaderka i łopatki, z którymi idziemy na plac zabaw i wszędzie mamy piasek tylko nie w wiaderku. W końcu jednak nadchodzi ten ważny moment w życiu rodziny, kiedy młodzieniec może założyć swój pierwszy dres. Dres w którym zawartość spodni ma wygodę.
 
 
Dres, który jest ciuchem uniwersalnym i wygodnym. W dresie można robić wszystko. Przebrać się w niego po szkole, przedszkolu, pracy. Można w nim iść pobiegać, posprzątać, poćwiczyć. Dzięki temu genialnemu wynalazkowi człowieka nasze ciała mają swobodę ruchów. W sobotnie przedpołudnie można w nich usiąść sobie na kanapie i wypić kawę. Nie wpsominam o grupie społecznej, dla której dres jest strojem codziennym, wyjściowym.
 
By tak się dziać mogło producenci tej odzieży prześcigają się w wymyślaniu krojów, kolorów, desajnów i wszystkich tych innych nieznanych mi rzeczy, które potem decydują o tym, że ten czy inny dres trafia na nasze tyłki.
 
 
Wróćmy zatem do tytułowego dresu mojego syna. Cieszyłem się zatem, że tak sprawnie rozwija swoją tężyznę fizyczną biegając w dresie. Szybki rozwój okupiony był częstymi zakupami nowych dresów co spowodowane było fizycznym ich zużyciem przez młodzieńca. Stwierdziłem, że zakup markowych dresów mija się z celem, po prostu mnie na to nie stać. Kupuję więc dresiki w różnych miejscach. I teraz gdy spojrzymy na zdjęcie zobaczymy jakaż to nieznająca granic pomysłowość producentów odzieży sprawiła, iż syn mój stał się posiadaczem jedynego w swoim rodzaju dresu. Italia- Espana. Ilekroć młody go zakłada nie mogę wyjść z podziwu i nie mogę się nacieszyć tym widokiem. Chodzi za mną ten dres już dłuższy czas. Postanowiłem go uwiecznić, zanim jako kolejny sportowy odzień w garderobie mojego syna ulegnie dezintegracji.

piątek, 20 grudnia 2013

Tomasz Stańko- Peyotl Witkacy vol 2

 
 
Jak widać na załączonym zdjęciu. Kaseta prawie nówka, nieporysowana, ze dwa razy przesłuchana. Dzisiaj zrobiłem trzecie w życiu podejście do tej muzyki. Niestety znów przegrana. Nie żeby mnie ta muzyka odrzucała swoim ciężarem i powagą, chociaż zdarzają sie tu fragmenty naprawdę takie, które ciężko przesłuchać, ale jakoś znów nie mam tu żadnego punktu oparcia, nie leży mi to akurat granie, przy całym szacunku i wiedzy i niewiedzy o Tomaszu Stańce. Początek strony "a" jest faktycznie dla wytrwałych. Lżej i przystępnije robi się okolicach końca pierwszej kasetowej strony. Ciężko użyć mi tytułów bo z kasety nie mogę tego określić a nie mam materiału obrytego na blachę jak to bywa zazwyczaj w pozycjach muzycznych jakie mam.
 
 
Rozumiem, że muzyka ma oddawać narkotyczne odloty pana Witkacego, jeśli faktycnzie tak to jazzmani widzą, to wolę rockendrolową narkotyczną jazdę, jakaś ona jest weselsza zazwyczaj. Tej kasety raczej nie polecałbym włączyć swojej żonie w nocy. Można się nieźle wystraszyć. Chyba jednak powinienem zająć się rockiem, bo wychodzę powoli na ignoranta muzycznego, który krytykuje muzykę, na której się nie zna.
 
 


 

czwartek, 19 grudnia 2013

Zespół Tadeusza Prejznera

 

W końcu coś przyjemniejszego i bardziej strawnego dla mojego ucha. Takie sobie lajtowe granie jazzowe zresztą. Niewiele, a praktycznie nic nie wiem o tym wydawnictwie, oprócz tego co jest napisane we wkładce tej kasety. Jednak jak widać na załączonych zdjęciach wydawca strasznie mocno do strony edytorskiej i informacyjnej to się nie przyłożył. Oprócz wytłuszczonych kilku bardzo znanych nazwisk to niewiele się dowiadujemy z tej wkładki.
 

 
Podejrzewam, że ta kaseta to swojego rodzaju składanka, a utwory pochodzą z różnych płyt artysty pod którego wodzą powstały te kompozycje, a może się mylę. Na juczubie dostępny jest utwór z płyty "Spacer Brzegiem Morza" ale to nie ten tytułowy. Bardzo przyjemnie się tego słucha.
 





Piracka to kaseta czy nie?

wtorek, 17 grudnia 2013

Basspace- 555555


Ta płyta przerasta możliwości mojej percepcji. Ciężko mi się jej słucha, dosłuchać nie mogę jej do końca. Razi mnie praktycznie każdy dźwięk. Możlowości są zatem dwie. Pierwsza jest taka, że to po prostu słaba płyta. Druga natomiast może wskazywac na fakt, iż takie granie jest totalnie poza moimi preferencjami muzycznymi, stąd też jest mi obojętna. A szkoda, bo gdy zobaczyłem na okładce zdjęcie Małgosi Ostrowskiej z bardzo znanego wtedy innego zespołu, to po ciuchutku pomyślałem sobie, że może to być ciekawe, bo połączenie powiedzmy, że jazzowych dźwięków z popowo-rockową wokalistką zaowocuje czymś ożywczym i oryginalnym.
 
 
Niestety warstwa muzyczna jest tak przygniatająca, że żadne wokale nie są wstanie zmienić mojej niechęci do tego krążka. Właściwie to nie mam już nic więcej to powiedzenia. Z zamkniętymi oczyma usłyszałbym, że ta płyta pochodzi z Polski. Strasznie to brzmienie kojarzy mi się z opisywaną niedawno płyta Tomasza Stańki. Podobno sa też inne płyty ze słowem Basspace w nazwie. Może kiedyś do nich dotrę i może wtedy coś we mnie drgnie.
 

 
Obok Małgorzaty śpiewa tu też Jorgos Skolias. Wszystko to jakoś mało śpiewne, linie wokalne na siłe wydają się stworzone. Zero jakiejś chociaż minimalnej przebojowości. Męczą mnie te frazy. Niech mnie ktoś oświeci, o co w tym wszystkim chodzi. A na koniec uwaga premiera, jako iż nie zamieszczę żadnego pliku muzycznego z tej płyty, ani też nie posiadam żadnych prasowych wycinków dotyczących tego wydawnictwa, postaram się zatem w inny sposób urozmaicić ten wpis, uchylając zatem nieco drzwi do zaplecza powstawania mojego bloga. Oto jedno z kilku miejsc pracy waszego ukochanego komentatora rzeczy dziwnych i ulotnych.