Strasznie ponure to granie ja sam środek lat dziewięćdziesiątych. Wtedy każda płyta polskiego bandu, która trafiała mi w ręce była zagrana na molowo. Nie wiem co mną kierowało przy doborze tych płyt, ale w końcu osiągnałem poziom przesycenia i na dłuższy czas olałęm polski rock. Ta płyta była własnie tym punktem zapalnym. Okrutnie wiercące mózgownice to dźwięki i optymizmu w nich nie znajdowałem wtedy i teraz również ciężko ci uważnie i z radością przychodzi przesłuchanie tej płyty w całości. Jeśli już jej słucham to wybiórczo, fragmentami nie za dużymi.
Jeśli jeszcze teksty w przypadku tej płyty sa bardzo dobre, to muzycznie zbyt monotonnie i ospale. Wiem, że to Homo Twist i to jego styl ale brak mi tu mocniejszych fragmentów z przesterowaną gitarą jakiegoś mocarnego pierdolnięcia. Wszystko obraca się w skalach polskiego undergroundowego psychodelicznego zimnofalowego grania rodem z lat osiemdziesiątych.
Co tu wyróżnić muzycznie, wszystko bardzo podobne do siebie, minorowe nastroje jedynie mi się kojarzą. Ciepła wódka, suchy chleb, deszcz plucha, dziurawe buty i głośne tramwaje. A może sie po prostu przejadłem już tym Maleńczukiem. W końcu tyle go wszędzie pełno.
O, bracie, mocnoś niesprawiedliwy dla Maleńczuka i trochę zbyt pobieżna ocena tej plyty. Ja pamiętam, że gdy sie ukazała, polubiłem ją za to, że tak się różniła od tego, co oferował wtedy polski rock: zapatrzony w Zachód, kopiujący zagraniczne kapele, śpiewający po angielsku a jeśli po polsku, to o niczym. To dlatego Muniek śpiewał wtedy: "kapele, które dziś słyszę, nie mówią nic o moim życiu".
OdpowiedzUsuńMówisz, że brakuje Ci pierdolnięcia, to prawda nie ma tu riffów mocarnych, ale to przecież pierwsza elektryczna płyta Maleńczuka, który przez 10 lat grał na akustyku. Rockową lekcję odrobił to z nawiązką na drugiej płycie HT, gdzie riffów - naprawdę dobrych riffów - jest od zajebania. Al na tej jest parę melodii i tekstów, które do dzisiaj nic się nie zestarzały - "Ach, proszę pani", "Kraków", "Narkomanka".