Skoro zmartwychwstali, to postanowiłem wrócić do ich
wcześniejszej płyty, by moralnie przygotować się na powrót Piotra Klatta wraz
ze swoimi Różami. Skoro pierwsze cztery ich płyty już opisałem i zachwycałem
się nimi jako płytami swojej młodości to nadeszła pora na wydawnictwo, które
już nie przebiło się do mojej świadomości na tyle mocno bym zaliczył „Kolor” bo
o nim mowa do lektur obowiązkowych polskiego rocka. Zatem pora przypomnieć
sobie, co miały mi do zaoferowania Róże Europy w 1994 roku. Niewiele pamiętam z
tych kompozycji, więc po raz kolejny czuję się jakbym odkrywał dla siebie płytę
zupełnie nieznaną. Nie jest to dobra wróżba dla tego krążka, bo ja już starszy
i nie do końca mogą mnie już dzisiaj przekonywać liryki lidera Róż. Oryginalne
owszem, zawsze mi odpowiadała kolorystyka i kwieciste porównania Piotra Klatta,
ale nie wiem czy dzisiaj ta magia zadziała.
Słucham tej płyty już czwarty raz, bo rozłożyłem sobie tą
przyjemność na kilka dni i dzisiaj mogę już w miarę obiektywnie opisać to
czułem i co przeżyłem odsłuchując po latach szóstą płytę swojego kiedyś bardzo
cenionego i jednego z najbardziej ulubionych polskich zespołów, jak to się
powszechnie troszkę niesprawiedliwie mówiło z kręgu harcerskiego rocka.
No więc, tak jak myślałem. Przez te lata nic się nie zmieniło. Ja tu słyszę uboższą siostrę poprzedniej płyty studyjnej. Z tą jednakże różnicą, że tu się kompletnie nic nie dzieje. Melodie mdłe, wokale nijakie. A najbardziej denerwuje mnie damski chórek w utworze tytułowym. Jezus Maryjo, skąd oni wzięli taki wokal. Katastrofa.
No i tak się ta płyta wlecze. Słychać jakby zespół nie miał kompletnie pomysłu jak zrobić numery podobnie przebojowe jak na "Poganach". Do tego Klatt utknął tekstowo w niezrozumiałym dla mnie zakątku swojego mózgu. Numer "Osadnicy Końca Wieku" to prawie autoplagiat jednego z utworów z płyty "Radio Młodych Bandytów"
Jakieś plusy? Z tłumu marazmu i średniactwa wybija się przynajmniej jak dla mnie numer chyba najcięższy brzmieniowo z prawie metalowym riffem czyli "Krzyże Chrobrego". To naprawdę niewiele, by móc się cieszyć z tej płyty. No i jeszcze okładka. Przynajmniej jest na czym oko zawiesić. Chociaż potem ta płytowa edycja z Piotrem w kaszkiecie taka sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz