Nieźle namieszał mi w głowie singlowy "Come". Znakomita mroczna elektronika niepozbawiona przebojowości, czyli wszystko to co za co kocham taką muzykę. Nie przeszkadzał mi nawet damski wokal, do którego znacie wszyscy mój stosunek, tutaj pasował idealnie. Sięgając po płytę liczyłem właśnie na takie kompozycje. Dynamiczne, elektroniczne z basowym pulsem. Otrzymałem niestety garść ckliwych kobiecych ballad. To nie moja estetyka, nie moja muzyka. Szkoda, że Mary nagrała tylko jeden taki utwór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz