środa, 6 listopada 2013

Lady Pank- Tacy Sami

 
Czy jest obciachem słuchanie płyty „Tacy Sami” ? Czy jest obciachem słuchać Lady Pank? Współczesnego Lady Pank nie słucham, bo kompletnie nie czuję tej muzyki i nie da sie tego słuchać. Inaczej mam z Lady Pankiem lat osiemdziesiątych. Są oni tak nierozłącznym elementem epoki jak kartki na mięso i kozaki Relaks. Jest PRL, są lata osiemdziesiąte, to jest Lady Pank. O pierwszych dwóch płytach rozpisywałem się rzewnie i długo na łamach mej witryny. Nadeszła w końcu pora na płytę, która brzmi trochę jak nie z tej epoki, w której królował Janek Bo z Panasem. Czasy się zmieniły, muzyka się zmieniała, a przede wszystkim najbardziej zmieniło się brzmienie. I to jest największa bolączka tej płyty w mojej oczywiście ocenie. Brzmienie typowo dla produkcji drugiej połowy lat osiemdziesiątych, czyli kastrujące głębię gitar i odrealniający sound perkusji, który mocno psuje mój dobry osąd o tym krążku

 
 
A przecież tyle tu dobrego rockowego materiału, który inaczej brzmiący mógłby tylko zyskać. Ludzie mówią, że to pop. Hm, może brzmi jak pop, ale w dzisiejszych czasach pop jest bardziej popowy niż był kiedyś, i kryteria oceny się przesuwają, dzięki temu stawiam ten krążek na półce z napisem rock. Nie można odmówić praktycznie każdemu utworowi przebojowości, takiej, której mi teraz brakuje, no bo jaki współczesny utwór możemy sobie dzisiaj zanucić idąc sobie do kościoła, albo na szkolną wywiadówkę, nie wspominając o śpiewaniu podczas golenia, albo obierania ziemniaków.


Tacy Sami- tytułowy, refren stadionowy, może trochę za dużo klawiszowego szitu ale ujdzie, a i rifowanie i solóweczkę tu znajdziemy. Rockowo? A jakże. "Oglądamy Film" kiedyś wydawał mi się kompletnie odstającym numerem od tej płyty, a dzisiaj jawi mi się jako jeden z najciekawszych fragmentów tej płyty. Czyżby Janek Bo był jednym z pierwszych polskich rapero tekstowym nawijaczem. Ciekawa kompozycja ma w sobie naprawdę niezły potencjał.


Może nieco słabszym jest następujący po nim "John Belushi"- bez wyrazu, nudnawy, nie ma na czym zaczepić ucha utwór, bez żalu go omijam. "Giga Giganci", niby nic wielkiego, ale z przyjemnością najprostsze prace domowe przy nim wykonuję z naciskiem na ręczne pranie skarpetek. Rockowo-popowa płyta drodzy państwo, nie samy death metalem można się żywić i sztuką niezależną i undergroundową. Nawet najwięksi wrogowie mainstreamu mają czasem chwilę słabości i chcą obcować z twórczością łatwą lekką i przyjemną. No bo następny przecież "To Co Mam" jest już mocno rockiem środka naznaczony, a klawiszowe wstawki trochę zabijają jego rockowego ducha. Trochę szkoda.


Ciąg dalszy podróży w stronę pudel rocka i miałkich melodii. No ten szlagier grany do bólu do dzisiaj w komercyjnych rozgłośniach nie przekonuje mnie kompletnie, ale cóż klawisz rządzi. "Mała Wojna" to na szczęście jeszcze nie knot w stylu "Zawsze Tam Gdzie Ty" ale jest już niebezpiecznie blisko takiego grania. No i do końca już raczej średniawo kompozycyjnie sie wlecze. Powiem szczerze, że ciężko mi dotrwać bez znudzenia do kóńca płyty, która rozpoczyna się w miare ciekawie, ale im dalej w las tym drzew coraz mniej i staję na pustej polanie i rozglądam się w koło i pusto, nic się nie dzieje.

Nie gniewaj sie Janek...

4 komentarze:

  1. Lady? Jedynka, Dwójka, single z tego okresu, O Dwóch Takich... oraz kilka kawałków z pozostałych 25 lat. Tyle. To u góry? Szkoda czasu mz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza oczywistymi, ogranymi przebojami, moim zdaniem na uwagę zasługują dwa, chyba najbardziej niepozorne, kawałki - "Ratuj tylko mnie", ze świetnym tekstem Ciechowskiego i finałowy "Martwy postój", z porywającym, choć chyba jeszcze bardziej stadionowym niż utwór tytułowy, refrenem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna płyta! Jedna z najlepszych w dorobku LP.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra płyta, ale jej wadą nie jest brzmienie, a po prostu pewien marazm kompozycyjny, chodzi o numery 3, 4, 5 i 9. LP jak żaden polski zespół, dzielnie podążał za trendami w ogólnoświatowym rocku i ta płyta jest tego wyrazem. Jan Borysewicz pokazał się jako kompozytor niezwykle elastyczny, ale i oryginalny. Okazuje się bowiem, że czuje się jak ryba w wodzie zarówno grając białe, policyjne reggae, jak i synth-popowy hard rock i kontynuując hard rockowy kierunek na dwóch kolejnych krążkach, już niekoniecznie w duchu Motley Crue czy Bon Jovi, a tak pozornie różnych wykonawców jak Rainbow, Van Halen czy Gary Moore. Tacy Sami to skok na główkę, który jednak nie zakończył się katastrofą. LP niemal całkowicie odchodzi tutaj od swojego firmowego grania (jakieś dalekie echa starego Panka mamy w Giga-Giganci i Ratuj tylko mnie). No i "wypasiona" produkcja, w stylu drugiej połowy lat 80-tych. Ciężko powiedzieć, czy ta płyta jest mniej czy bardziej rockowa od 3 poprzednich. Bo z jednej strony więcej tu ostrych, przesterowanych gitar i pudlowych, onanistycznych (ale świetnych zazwyczaj) solówek, ale z drugiej za sprawą wszechobecnych klawiszy i syntezatorów, jest to zwrot w stronę najzwyklejszego popu. Z tego względu płyta ta przypomina mi trochę nieco wcześniejszy wystrzał za sprawą Slippery When Wet wiadomej grupy z New Jersey. Nie przepadam za niektórymi numerami z tej płyty, także ze względu na niezwykle mętne teksty Hołdysa (nie wiem, czy to przypadek, ale właśnie te opatrzone jego tekstami najmniej mnie przekonują muzycznie). Tak - Mała wojna także, a może przede wszystkim. Zaprawdę LP mieli w swoim dorobku wiele lepszych power ballad. Natomiast złego słowa nie powiem, na synth-popowy Oglądamy film,z jak zwykle, nad wyraz osobliwie składającym myśli Grzegorzem Ciechowskim ustami Borysewicza. Natomiast utwór tytułowy i To co mam, to jakby wizytówki tej płyty - prawdziwie stadionowe hity, a muzycznie to glam metal obficie, ale i pomysłowo inkrustowany elektroniką. Hitowy jest też oczywiście słynny Titanic, ale muzycznie jakby nieco bardziej stonowany i gitarowy (może właśnie ten kawałek wyznaczył kierunek dla ZTGT i Nana?. Mimo to, wolę jednak ZTGT, bo jest równiejsza, choć może nie wydała tylu przebojów, które przetrwały próbę czasu.

    OdpowiedzUsuń