niedziela, 11 maja 2014

Beksińscy- Portret Podwójny

Już to pisałem wielokrotnie, że jestem dzieckiem muzycznym Tomka Beksińskiego, zresztą wiem, że nie jedynym. Zatem jestem po lekturze, którą pochłonąłem bardzo szybko z wypiekami na twarzy. Od lat jestem śledzę wszystko co dotyczy tych dwóch panów. Tym razem zostałem uczestnikiem ich życia i gościem w ich domu, a nawet w domach. Może nie byłem członkiem rodziny (chyba nawet nie chciałbym bym nim być), ale odwiedzałem ich i mieszkałem z nimi. Cieszę się jak dziecko z tej lektury. To było coś, od środka poznać co to znaczy być Tomaszem Beksińskim. Wiele faktów z ich życia oczywiście znałem, wiele rzeczy dokładnie tak sobie wyobrażałem, a część była nowością i otwierałem oczy ze zdumienia. Najbardziej poruszyła mnie chyba jednak postać ojca- Zdzisława. Co za facet. Wynikało to z tego, że mimo wszystko zawsze mniej mnie on interesował i nie zgłębiałem jego życiorysu. Tu dostałem go całego od początku do końca.


Beksiński malarz musiał zmagać się z codziennością nie przestając tworzyć. Czasami wręcz komicznie czyta się te sytuacje z jego życia, co musiał robić by nadal malować, rysować. Uderzyło mnie w tej książce, nie wiem, ale tak to odebrałem, że Zdzisław Beksiński wszystko co malował, tworzył robił to po to by to sprzedać i zarobić. Cały układ z Dmochowskim, czy wcześniej cały obrót jego obrazami naznaczony był potrzebą, koniecznością sprzedaży i zarobienia pieniędzy niezbędnych do życia. Czyli co malował z potrzeby zarobku czy malował bo tego potrzebowała jego dusza artysty? Wiem że to strasznie uproszczone postawienie problemu, ale przez całą książkę mnie to nurtowało.

 
Nie rozpatruję tej książki jako manipulacji tymi dwoma postaciami, bo przecież pani autorka mogła tak przedstawić obi postaci bym miał wrażenie, że obaj byli wariatami. Strasznie się czuję czytając rozdziały o Tomaszu, z których wynika, że był synem okrutnym, człowiekiem okropnym i egoistycznym. Znając go tylko z łam prasy, czy z radiowych audycji wydawał się zupełnie innym facetem. Niestety był taki chyba jak w tej książce został przedstawiony.
 
Nie chcę pisać recenzji książki bo nie umiem tego robić. Chciałem tylko w kilku zdaniach nakreślić, że ją przeczytałem i że jestem szczęśliwy, że taka pozycja została wydana. Czekałem na taką książkę długo. Od paru tygodni dodatkowo siedzę w necie i oglądam wszystkie filmiki o malarzu Beksińskim, ze strony pana Dmochowskiego przeczytałem całą korespondecję najpierw listową, a potem mailową jaka na przestrzeni wielu lat ci  dwaj panowie między soba wymienili. Znakomicie się to czyta. Te mailowo- listowe potyczki sa genialne. Muszę znaleźc sobie kogoś do takiej wymiany myśli.


 

6 komentarzy:

  1. pytanko- czy w książce jest cokolwiek o nagraniach syna malarza które robił na sprzęcie ojca?

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieckiem syna malarza owszem jestem, ale tego z lat 84-90, na szczęście w czerwcu 90 definitywnie zakończyłem przygodę z jego audycjami. przedtem, w 89-90 udało mi się z nim 2 razy porozmawiać, i niestety wspomnienia z rozmów z nim mam fatalne..

    OdpowiedzUsuń
  3. w książce nie ma nic o takich nagraniach o jakie pytasz. opowiedz mi cos więcej o twoich z nim spotkaniach?

    OdpowiedzUsuń
  4. ot zgadało się o Visage, Stranglers, Laibach i czymś pod nazwą "Machina Radosci"

    OdpowiedzUsuń
  5. dostałem w prezencie od podwładnych - dzisiaj skończyłem czytać. niestety potwierdziła się moja opina, jaką mam od 25 lat o synu malarza. egoistyczne, rozpieszczone, rozegzaltowane, egocentryczne, mizoginiczne... dziecko. głupie dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  6. .. nieprzypadkowo ktoś w 91szym w "Rock'n'rollu" określił go w ankiecie "dupkiem wszechczasów"

    OdpowiedzUsuń