niedziela, 25 maja 2014

Black River- Black River

 

Jak mogłem mieć jakieś zastrzeżenia do tej płyty? Zachodzę w głowę. Faktycznie może jako całość jest mniej przebojowa od czarnej swojej siostry. Pozornie. Na pierwsze kilka przesłuchań po prostu nie ma tyle petardowych refrenów co "Black’n’Roll" i może mniej melodii generalnie wyrzucanych jest z głośników. Takie momenty jak

 
w pełni rekompensują te drobne zastrzeżenia. Proste numery podane z werwą i energią godną oddawania im pokłonów. Taki „Free Man” to przecież przebój pełną gębą. Łan Tu Fri Foł i miazga riff wsparty świetnym głosem Maćka Taffa. Czy potrzeba mi czegoś więcej?Rasowy debiut panów, którzy jak wiadomo debiutantami nie są i grają zawodowo. Wszystkie inne słowa pod adresem tego zespołu i tej muzyki padły przy okazji innych ich płyt, które z przyjemnością zaprezentowałem na tej blogowej platformie


Jak to, nie pisałem jeszcze o tej płycie? Dziwne. Myślałem,że zostały mi jedynie do opisania płyty, słabe, złe, beznadziejne albo takie, których kiedyś słuchałem, a teraz już nie mogę. A tu proszę jaka miła niespodzianka, jest jeszcze w moich zbiorach płyta dobra, a która nie znalazła się na blogu. Debiut wychwalanego przeze mnie Black River. Podobnie jak w przypadku innych opisywanych już wydawnictw zespołu otrzymujemy metalowy rock czy też rockowy metal na światowym poziomie.
 


„Night Lover”, a zresztą można by tak każdy utwór po kolei chwalić, lepiej wrzucić sobie tą płytę w całości i się nią delektować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz