sobota, 20 października 2012

Division By Zero- Independent Harmony


Serce me szlocha, dusza ma łka. Takich płyt są setki jeśli nie tysiące. Płyty dobre, przyzwoite, świetnie nagrane, świetnie zagrane. Wokalista robi co trzeba widać i słychać, że wpasować może się pan w każdą konwencję i razem z pozostałymi muzykami dwoją się i troją by wzbudzić mój zachwyt. Jednak brakuje jednego. Dobrych kompozycji. Po pierwszej wyjątkowej płycie, którą chwalę się każdemu i wszędzie w cyklu: „…cudze chwalicie, swego nie znacie…” spodziewałem się rozwinięcia tych wątków.




Otrzymałem płytę odartą z takich emocji jakie towarzyszyły mi przy „Therapy of Tyrany”. Otrzymałem dobrą płytę, ale przymiotnik dobry mi nie wystarcza. Kupiłem płytę w ciemno, nawiasem mówiąc bardzo ładnie wydaną, może dałem jej za mało czasu, może o kilkanaście razy za mało ją przesłuchałem. Może za jakiś czas odszczekam te słowa, bo mnie natchnie i materiał ten przekona do siebie. Na dzień dzisiejszy wzburzenia słowa kieruję do zespołu. Panowie! Szkoda!



No nic, odkładam płytę na półke i za jakiś czas znów będę próbował ją odkryć. Jeśli się tak stanie, pierwsi się o tym dowiecie drodzy moi. A tym czasem jedyny chyba utwór, przy którym powieka mi zadrżała.


2 komentarze:

  1. Z pierwszymi kilkoma zdaniami trudno się nie zgodzić. Zresztą, obecnie jeden-dwa kawałki ciągną cały album, który jest dodatkiem do nich. Na współcześnie nagrywanych albumach chwytliwe, fajne melodie i ciekawe refreny (nie mówię tu o jakichś ekstremalnych odmianach metalu, gdzie pulpa dźwiękowa w zasadzie nie pozwala na odróżnienie czegokolwiek) zdarzają się naprawdę rzadko. Często z trzech kolejnych płyt jednego artysty można by złożyć jedną dobrą, odsiewając ziarna od plew :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie jak piszesz. Dobrym przykładem jest wnoszony pod niebiosa Riverside. Pierwsze trzy płyty owszem w cąłości łykam, ale potem to faktycznie trzeba by powybierać utwory.
    Żeby nie było że słucham tylko polskiej muzy, od kilku lat penetruje niezbadane obszary lat siedemdzisiątych i dla swojego użytku nazywam to drugą liga rocka, ale nie dlatego że gorsza to muzyka, lecz po prostu nieznana, okazuje się że jest kupę zespołów, które reprezentują podbny poziom a czasem i lepsze płyty nagrywali niż tuzowie rocka obecni uznawani za kanon muzyki. Takie Led Zepeliny, Black Sabbathy, Dip Purle sa znakomite, bo znane a kupe kapel nagrało piekne rzeczy a nikt ich nie zna. Takie rzeczy pokazywał mi Jacek Leśniewski z T. Beksińskim w swoich audycjach z piwnicy itp.

    OdpowiedzUsuń