Bałem się strasznie tego koncertu. Obawa ma dotyczyła tego
czy zespół i jego frontman dadzą radę na żywo. Czy to tylko projekt czy już
zespół. Dodatkowo kilka niepochlebnych komentarzy w poście o płycie Dr Misio
wskazujących na mierną formę koncertową zespołu uczyniło mnie z lekka
przestraszonym i pełnym obaw. Wystryaszyłem sie jeszcze bardziej gdy zobaczyłem plakat na drzwiach klubu. Patrzę i widzę, że zespół wspiera się dorobkiem zawodowym swojego wokalisty. Słabe to, przemknęło mi przez myśl. Oby tylko nie przeaktorzył występu!
Tuż przed koncertem udałem się na palarnię w celu spożycia
nikotyny, a tam stał sobie Pan Jakubik i odbywał pogaduchę z Grabażem, który
wpadł na ich koncert bo występ Dr Miso miał miejsce w mieście lidera Strachów.
Panowie pogadali sobie o dorastających swoich synach i związanych z tym
problemach wychowawczych. Jako iż mój syn jeszcze ten etap dojrzewania ma przed
sobą to z grzeczności nie wtrącałem się w ich dysputę i udawałem że ich nie
widzę i nie słyszę. Przecież nie będę psychofanem i nie rzucę się na nich by
ich dotknąć. Tak to źle jeszcze ze mną nie jest.
Dobra ruszyli. To nie projekt. To zespół. Dawno tak dobrze nie bawiłem się na koncercie (może za mało na nich bywam). Dostałem solidną dawkę prostego, radosnego żywiołowego rocka. Pan Arek dał radę jako wokalista, a zespół muzycznie, również był wyluzowany i dało się odczuć luz i swobodę. Po prostu bawili się równie dobrze jak publiczność, którą Jakubik kupił od pierwszej sekundy. No ma jednak ten dar łatwości nawiązywania nici porozumienia z publicznością. A znany już z klipów image sceniczne zespołu dopełniło dzieła zniszczenia.
poranek
sex
sex, rock, alkohol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz