sobota, 15 czerwca 2013

Dr Misio- Relacja z koncertu



Bałem się strasznie tego koncertu. Obawa ma dotyczyła tego czy zespół i jego frontman dadzą radę na żywo. Czy to tylko projekt czy już zespół. Dodatkowo kilka niepochlebnych komentarzy w poście o płycie Dr Misio wskazujących na mierną formę koncertową zespołu uczyniło mnie z lekka przestraszonym i pełnym obaw. Wystryaszyłem sie jeszcze bardziej gdy zobaczyłem plakat na drzwiach klubu. Patrzę i widzę, że zespół wspiera się dorobkiem zawodowym swojego wokalisty. Słabe to, przemknęło mi przez myśl. Oby tylko nie przeaktorzył występu!
 
 
Tuż przed koncertem udałem się na palarnię w celu spożycia nikotyny, a tam stał sobie Pan Jakubik i odbywał pogaduchę z Grabażem, który wpadł na ich koncert bo występ Dr Miso miał miejsce w mieście lidera Strachów. Panowie pogadali sobie o dorastających swoich synach i związanych z tym problemach wychowawczych. Jako iż mój syn jeszcze ten etap dojrzewania ma przed sobą to z grzeczności nie wtrącałem się w ich dysputę i udawałem że ich nie widzę i nie słyszę. Przecież nie będę psychofanem i nie rzucę się na nich by ich dotknąć. Tak to źle jeszcze ze mną nie jest.
 
 
Dobra ruszyli. To nie projekt. To zespół. Dawno tak dobrze nie bawiłem się na koncercie (może za mało na nich bywam). Dostałem solidną dawkę prostego, radosnego żywiołowego rocka. Pan Arek dał radę jako wokalista, a zespół muzycznie, również był wyluzowany i dało się odczuć luz i swobodę. Po prostu bawili się równie dobrze jak publiczność, którą Jakubik kupił od pierwszej sekundy. No ma jednak ten dar łatwości nawiązywania nici porozumienia z publicznością. A znany już z klipów image sceniczne zespołu dopełniło dzieła zniszczenia.
 
 
Ważniejszą sprawą była jednak muzyka, która zabrzmiała o wiele mocniej i surowiej niż na płycie. Tak jak pisałem kilka postów temu, gdzie zastanawiałem się czy ta płyta będzie dłużej gościła w moim życiu, dzisiaj wiem, że tak. Wiele numerów na koncercie wręcz mnie powaliło i odkryłem je dopiero tam. Absolutnie numerem jeden w koncertowej wersji był lekko rozbudowany w stosunku do płyty utwór "Życie", który oprócz oczywiście tekstu był genialnym transowym czadem. Jestem fanem tego numeru. Właściwie wszystkie numery, które mniej podobały mi się w wersjach studyjnych na koncercie zyskały w moich oczach bardzo dużo.
 
 
Dzisiaj słucham w domu własnie tych numerów. Drugim mocnym punktem programu był utwór "Plan motywacyjny" Co za czad. Rock bez zadęcia, bez silenia się na sztukę wysoką. Rozrywka, dobrze spędzony wieczór i dobrze zainwestowane trzy dychy. Jak będzie okazja to udam się jeszcze raz na ich koncert, a drugą płytę kupię w ciemno.
 
Mirra, Kadzidło, złoto!
 
A po koncercie psychofanki, euforia, ciężki powrót do domu, trudny poranek, noc.
 
tryptyk pokoncertowy:
 
noc
 
 
 
poranek
 
 
 
sex
 
 
 
sex, rock, alkohol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz