Tak jak kocham Bułgarów, tak nie mogę zrozumieć co mają oni
mi do przekazania na płycie „Bezrobocie”. Dziwne te utwory szare, nijakie, nie
chcę napisać że bezsensowne, ale zupełnie nie trafia do mnie ta wizja
bezrobocia wykreowana przez tych współczesnych Bułgarów. Wiem, że nie można
grać cały czas jak dwadzieścia lat temu, ale tą płytą zespół spowodował, że
moja ślepa miłość do niego została zabita w jednej chwili. Mnóstwo
elektronicznych smaków które wyjaławiają istotę rocka z tego krążka. Linie
melodyczne bez polotu, blade, duży udział jakichś nowych tajemniczych
„bułgarek” w roli wokalistek sprawia, iż stawiam sobie pytanie czy mam do
czynienia na pewno z tym samym zespołem, który zamiótł mnie „Czerwonymi
Krzakami”? Jedynie głos wokalisty jest jakimkolwiek łącznikiem z przeszłością.
Na płycie „Langusta” znalazło się jeszcze miejsce na jakieś niezłe melodie,
momentami nawet całkiem przebojowe. Tutaj nic z tego nie zostało. Słyszę
kompozycje zagrane na siłę. Nie wiem do kogo adresują oni teraz swą twórczość.
Bardzo cieszyłem się na tą płytę. Po jednokrotnym jej
przesłuchaniu wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Specjalnie na potrzeby tego
tekstu sięgnąłem ponownie po tą dziwną płytę. Znów zdołowałem się okrutnie. Ta
odsłona Miliona Bułgarów nie przekonała mnie i nie będę już sięgał po
"Bezrobocie". Tak, bezrobocie to straszna rzecz, nie życzę jej nikomu. Czytam recenzję tej płyty, z periodyka jedynego, który o nich pisze i myślę sobie, że jestem głuchym, ukierunkowanym na jeden rodzaj muzyki, zamkniętym na nowości i nie poszukującym słuchaczem.
mam mniej wiecej podobne zdanie o tej plycie...dla mnie jedynym plusem tej plyty jest Inga Habiba...
OdpowiedzUsuń