piątek, 25 kwietnia 2014

Ossian- Księga Deszczu


Tak, znów płyta nie do końca rockowa, a może nawet kompletnie nierockowa. Jest mi na prawdę bardzo daleko do takich form wyrażania siebie przez muzykę. Początek mnie wręcz rozstraja. Nie wiem czy panowie zaklinali deszcz czy inne zjawiska niekoniecznie atmosferyczne. Idealna muzyka jako ilustracja filmu dokumentalnego o początkach państwa Polskiego. Lech, Czech i Rus jadą przez knieje, gliniane garnki i monety, drewniane rzeźby, chusty na głowach ówczesnych kobiet. Wieje wiatr, drzewa się kołyszą. Nie chciałem nikogo obrazić, ale takie mam skojarzenia leżąc sobie na sofie i próbując się wczuć w tą płytę.

 
W końcu flet przestał grać. Ruszyła gitara. Mam analog w bardzo dobrym stanie pojedyńcze rzadkie trzaski, znaczy się nie słuchana. Brzmi nawet bardzo ładnie. Czyżby to drugi utwór już do mnie przemawiał? Nie wiem, bo na płycie brak rowków oznaczających koniec utworów. Jednym ciągiem Ossian atakuje moja korę mózgową. Uważam, iż powinienem słuchać tej płyty w jakimś odurzeniu, wtedy widziałbym i słyszał zapewne więcej.
 


Prawie wpadłem w trans, tylko konieczność zmiany strony płyty winylowej mnie uratowała przed kompletna utratą świadomości. Druga strona rusza zgoła odmiennie, wręcz perkusyjnie. Zobaczymy co nam przyniesie. Przenosi mnie do lasów Sherwood, gdzie Robin i Marion wcielają w życie zasady, które na grunt polski za wieków kilka przeniesie niejaki Janosik. No i tak już do końca zostaję w tych klimatach. Ależ mnie ten flet denerwuje.


1 komentarz: