środa, 25 kwietnia 2012

De Mono- Rozstania bez słów


Druga płyta De Mono i ostatnia jkiej mogę słuchać. Słucham jej z przyjemnością do dzisiaj, podobnie zresztą jak ich pierwszą płytę. Przyjemny pop-rock, gitarowo, stonesowo. Świetne chórki Kayah. No lubię i tyle, nie będę się przecież wstydził tego. Same dobre numery proszę państwa. Nie wiem sam, której płyty więcej razy słuchałem pierwszej czy drugiej, w każdym razie szkoda tylko, że potem poszli w stronę mniej ambitnych popowych klimatów.



Podoba mi się też okładka, a szczególnie buty członka zespołu stojącego jako pierwszy od lewej strony. Szukam takich.



Kilka słów znanych muzyków o utworze z tej płyty, wypowiadają się również członkowie De Mono:


No nie sposób się nie zgodzić z zarzutami np dotyczącymi brzmienia perkusji i komplementami dotyczącymi udziału Katarzyny Szczot w nagraniach. Świetny moment instrumentalny w tym numerze.


Reklama pochodząca z jednego z czasopism muzycznych (rok 1991)


O takiej gitarze można było wtedy jedynie pomarzyć,  a dzisiaj za kilkaset złociszy każdy może stać się nabywcą sprzętu made in China, który o dziwo gra, nieważne jak ale gra. Poniżej mój pierwszy bas, na którym wydobyłem swoje pierwsze basowe nuty. Granie na nim wymagało poświęcenia i przygotowania atletycznego. Ten instrument zniechęcił mnie to ćwiczeń, stąd do dzisiaj nie nauczyłem się dobrze grać. Lecz nie poddałem się i gram dalej, na szczęście na innym instrumencie. O dziwo, mój pierwszy bas rodzimej produkcji znalazł nabywcę i pewnie teraz on go przeklina.


skoro pojawił się już wątek autobiograficzny to wypadałoby go dokończyć. Oto mój drugi basowy przyjaciel, nie przyjaźniłem się z nim zbyt długo, chociaż był bardzo wdzięczny i oddany:


No i najnowszy na razie najukochańszy instrument, dzięki któremu najwięcej muzycznie dokonałem i który mi najwięcej radości przysporzył, zresztą pojawiał sie on już na blogu parokrotnie, więc nie będę go tu umieszczał

Wracając do płyty, mam tez edycję kompaktową, gdzie dodane sa bonusy, czyli utwory z pierwszej płyty nagrane z angielskim wokalem. No kompletnie to niepotrzebne i słabe.






Czy autorem tej recenzji nie jest czasem jeden z bohaterów tekstu Kazika 12 Groszy, który pojawia się w 4 minucie i 12 sekundzie tego nadutworu ? Swoją drogą dzisiaj pewnie tak miażdżącej recenzji żadne czasopismo muzyczne by nie opublikowało, przecież narazić się majorsom nie można, bo kto potem płyty im dałby do przesłuchania?





Dzisiaj było więcej skanowania niż pisania.

4 komentarze:

  1. Nie nam żyje Pan Grzegorz Brzozowicz jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  2. tez bardzo lubie te plyte..te ich albumy z lat 80-tych i pocz.90-tych mialy swoj urok...pozniej niestety inna bajka...

    OdpowiedzUsuń
  3. "Krzywy" na bank nie wyglądał jak Michael Hutchence, ale cała reszta grała tak jakby to zespół INXS grał nieudolnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do słuchania De-Monów A.D. 2012 trudno byłoby mi się przyznać. Ten zespół (czy już dwa zespoły? właśnie - rozdzielili się na dobre czy to tylko chwyt marketingowy?) utożsamia wszystko czego nie znoszę w muzyce - nudę, konfekcję i bezpardonowy lot na kasę. Ale kiedyś... Na początku lat 90. miało to swój urok. A i muzycznie było całkiem w porządku. Niestety - se ne vrati.

    OdpowiedzUsuń