czwartek, 25 lipca 2013

Dog In the Fog w Jarocinie


Jak obiecałem, krótką relację zatem przedstawiam. Dog In The Fog zagrał w Jarocinie na scenie pola namiotowego. Doznania były kosmiczne. Chcieliśmy się w końcu sprawdzić gdzieś dalej niźli tylko w rejonach naszego zamieszkania. Zespół zadowolony i zachwycony. Oczywiście, że lepiej byłoby zagrać wieczorem w świetle reflektorów, przy pełnym stadionie. Może za rok. Poczuć swoją muzykę na takim sprzęcie i na takiej scenie- bezcenne. Widzieć ludzi, którym podoba się to co robisz- cudowne.
 
 
Tak w skrócie wyglądały nasze przygotowania i droga do mekki polskiego rocka. Wiem, że to już nie te czasym nie ci ludzie, ale powtórzę z całej siły- było warto.
 
 
 
 
krótka wizyta w celu wydalenia nadmiaru płynów ustrojowych połączona z jednoczesnym uzupełnieniem pierwiastków życiodajnych czy innych elektrolitów. Ten po lewej to nasz "manager".
 
 
W czwartek wiecorem zaliczyliśmy długą wizytę na polu namiotowym, która zakończyła się w późnych godzinach nocnych. Piasek we włosach, piwo w gardle...
 
 
 

Piątek, dzień chwały i upału. Próba dźwięku, koncert. Przepraszam za egzaltację, ale dla amatorów takich jak my, to było przeżycie. Pierwszy Bild- to krótko przed gigiem.
 
 
 
 
a, i zdążyliśmy jeszcze udzielić wywiadów.... Teraz się zacznie, wizyty w zakładach pracy, autografy, kwiaty, akademie....
 
 
strojenie i takie tam babskie sprawy...
 
 
 
no dobra, czas na nas, jedziemy
 
 
 
podstawa to dobry ruch sceniczny
 
 
 
menago rozda za chwilę płyty
 
 
 
 
 
a my dalej swoje
 
 
 
 
 
 
Tele bass by be red sprawdził się znakomicie. Przed i w trakcie panowie z tego wozu przyszli do nas i nas kręcili. To co z tego zostało można zobaczyć tu:
 
 
 
 

4 komentarze:

  1. swietnia fotorelacja :) powodzenia w dalszych planach koncertowych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to gratulacje Panowie, oby wiecej takich koncertow

    OdpowiedzUsuń
  3. Wsród publiki dostrzegłem koszulkę Maiden z czasów "FearOfTheDark". O tym, że Jarocin się odbył, dowiedziałem się w zeszły wtorek, od kolezanki z firmy, ktora pojechala tam z dzieciakami. Podobno sztywny pal grał. Tyle. Takie czasy. Dobrze, że Majka prowadzi po włoskich etapach.

    OdpowiedzUsuń